Pacjent Zero to nowa propozycja gry dedukcyjnej od Naszej Księgarni. Po zaskakująco dobrych Niepożądanych Gościach bardzo czekałem na ten tytuł. Dwa laboratoria, wyścig z czasem o odkrycie antidotum – jak się grało? Zapraszam do recenzji!
Pacjent Zero to gra opowiadająca o trudach walki z epidemią. Świat stoi na skraju zagłady – nowa choroba objawiła się w jednym z krajów, ale udało się zidentyfikować pierwszego nosiciela. Wcielamy się w naukowców mających za zadanie wyizolowanie patogenu w formie trzech konkretnych molekuł przy pomocy różnorakich narzędzi. Dzielimy się na dwa niezależne i niewspółpracujące laboratoria – w końcu to wyścig o chwałę i zaszczyty oraz o dobro ludzkości (ale tytuł najlepszego naukowca zobowiązuje). Podczas rozgrywki faktycznie dało się wyczuć klimat zmagań naukowych. Korzystanie z tych wszystkich mikroskopów, wirówek, oscyloskopu czy analizatora pozwala poczuć się jak mały chemik-naukowiec. Podobno pandemia koronawirusa była przypadkiem i nie inspirowała twórców projektujących Pacjenta Zero, ale z nietoperzami też różnie mówili. Tak czy inaczej, klimat i połączenie tematyki z dedukowaniem molekuł oceniam na plus.
ZASADY
Celem gry w Pacjenta Zero jest wydedukowanie trzech różnych molekuł odpowiadających za epidemię. Do dyspozycji dostajemy szereg narzędzie, które pomogą nam wykreślić z listy podejrzanych niektóre wirusy co zaznaczymy na naszej planszetce. Do rozgrywki wymagana jest aplikacja lub gracz wcielający się w Marię – komputer, który symuluje działania aplikacji. Symultanicznie wybieramy 1 narzędzie ze swojego stosu dostępnych kart i odsłaniamy wszystkie jednocześnie. Następnie każde laboratorium używa wybranego przez siebie narzędzia, korzystając z pomocy „Marii” lub aplikacji i zaznacza uzyskane informacje. Runda kończy się, gdy oba laboratoria użyły wybranych przez siebie narzędzi.
ROZGRYWKA
Pacjent Zero to gra stricte dedukcyjna, w której staramy się przy pomocy szeregu narzędzi odgadnąć trzy symbole. Bawiłem się przy tym niesamowicie dobrze dzięki mnogości narzędzi i możliwości, ale w pewnym momencie zaczęło mnie to męczyć. Gra jest niesamowicie prosta do wytłumaczenia, a jedyna trudność polega na zapamiętaniu co robi dana karta. Okej, mamy do dyspozycji fajną ściągawkę, ale niektórych akcji nie da się precyzyjnie wyjaśnić na grafice. Liczba dostępnych narzędzi na początku oszałamia, ale im dłużej grałem, tym popadałem w schematy i w każdej partii użuwałem tych samych, ponieważ były zwyczajnie lepsze. Dobrze użyty analizator, próbnik czy skaner dostarczą nam wielu cennych informacji. Rzadko kiedy korzystałem mieszalnika, czy oscyloskopu, ponieważ te dane są trudniejsze w interpretacji. Nauczony doświadczeniami z euro gier szukałem potrzebnych informacji najmniejszym kosztem. Gra jest też podatna na losowość. Przyłóżmy skaner w dobrym miejscu i raz dostaniemy trzy trafienia, a raz żadnego. Taki już urok gier dedukcyjnych. Niemniej Pacjent Zero jako lekka gra na deser lub przerywnik pomiędzy większymi i bardziej wymagającymi tytułami działa całkiem nieźle. W moim przypadku nie przebije Niepożądanych Gości, którzy są moim top of the top gier dedukcyjnych.
WYGLĄD
Gra po rozłożeniu nie wygląda oszałamiająco, ale warto ją pochwalić za grafiki umieszczone na kartach. Narzędzia wyglądają ciekawie i mają dodatkowo nazwy w języku esperanto – takie jak występują w aplikacji. Rozumiem niechęć do przygotowywania wielu wersji językowych aplikacji, ale mnie to trochę raziło. Zasłonki i jakość wykonania Pacjenta Zero jest bardzo ok – karty są przyjemne w dotyku, tekturki sztywne, a ołówki odpowiednio ostre. Wykonanie na plus!
SKALOWANIE
Tutaj mam największy problem, ponieważ według instrukcji gra jest przeznaczona dla 3 lub więcej osób, które ku mojemu ogromnemu ubolewaniu dzielą się na drużyny. Nieszczególnie lubię ten typ rozgrywek i zdecydowanie wolę, gdy każdy ma własną planszę i podejmuje swoje decyzje. Gry drużynowe cierpią na problemy komunikacyjne oraz graczy alfa, którzy narzucają swoje zdanie. Dodatkowo grając w Pacjenta Zero warto się naradzać co robić dalej, jaka może być odpowiedź – ciężko dyskutować, gdy drużyna przeciwna siedzi naprzeciwko. Muszę za to pochwalić tryb solo oraz rozgrywkę w dwie osoby. W takich konfiguracjach grałem najczęściej i pierwsze partie były niesamowicie przyjemne, chociaż dość szybkie. W wielu przypadkach, jeżeli mamy szczęście, to po kilku kartach możemy już z dużą dozą prawdopodobieństwa strzelać w prawidłową odpowiedź.
APLIKACJA
Do rozgrywki wymagana jest aplikacja lub gracz symulujący jej działania. Nieszczególnie mi się podoba obarczanie innego gracza w bycie obsługą gry. Nie ma w tym nic ciekawego, więc dlaczego ktoś miałby się nudzić, żebym bawić się mógł ja? Dlatego najczęściej grałem z aplikacją i tutaj kolejny plus dla Pacjenta Zero – nie miałem z nią żadnych technicznych problemów. Ot zaznaczam, którą kartę chcę użyć i dostaję wyniki. Szybko, prosto i przyjemnie.
NA ZAKOŃCZENIE
Pacjent Zero to całkiem przyjemna gra dedukcyjna, w której szukamy trzech molekuł odpowiedzialnych za epidemię. Dostajemy do tego szereg narzędzi i możemy się poczuć oszołomieni ich liczbą, ale po paru rozgrywkach dochodzimy do wniosku, że niektóre przynoszą lepsze i łatwiejsze w interpretacji informacje. Gra premiuje też szczęśliwy uśmiech losu – dobry strzał dość szybko da nam przewagę. Niemniej dzięki temu, że gra się dość szybko lubię Pacjenta Zero jako leciutki filler do zagrania, mając kilkanaście minut wolnego czasu. Gry drużynowe na planszy rzadko kiedy działają dobrze ze względu na problemy komunikacyjne, więc polecam głównie graczom solo lub szukającym kolejnej dwuosobówki.
[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA] Dziękujemy wydawnictwu Nasza Księgarnia za przekazanie gry do recenzji. Nie miało to wpływu na zawarte tu opinie.
Brak komentarzy