Pierścienie Władzy zadebiutowały dwoma odcinkami na Amazon Prime Video na początku września 2022 roku . Jakie są nasze wrażenia po obejrzeniu obydwu?
Pierścienie Władzy to serial stworzony przez Amazon Studios, który pochłonął ogromny budżet i pozostawił twórców w ciągłej nadziei, że zainwestowane pieniądze kiedyś się zwrócą. Teraz zajmiemy się szybką matematyką – prawa telewizyjne kosztowały 250 milionów dolarów, zielone światło na kolejne sezony (warunek konieczny), które kosztują w okolicy 150 milionów dolarów za sezon (których z założenia miało być 5) Wszystko będzie kosztować około miliard dolarów (jeśli pójdzie zgodnie z planem i po drugiej serii projekt nie zostanie wyrzucony do kosza). Okazało się jednak, że podobnie, jak Ród Smoka na HBO MAX, także Pierścienie Władzy przyciągnęły przed telewizor rekordową ilość widzów – w ciągu pierwszej doby od premiery, serial obejrzało blisko 25 milionów osób na całym świecie, co jest absolutnym rekordem Amazon Prime. Początek był zatem całkiem niezły, ale czy dobra passa utrzyma się w miarę udostępniania kolejnych odcinków?
Amazon samodzielnie zechciał wyprodukować serial, ale aby wykonać to poprawnie musiał rozpocząć współpracę z Tolkien Estate and Trust, HarperCollins i New Line Cinema – czyli także oddziałem Warner Bros odpowiedzialnym za genialne filmy LOTR. Firma również kupiła prawa do filmów, także Hobbita. Wiecie czego nie zakupiła? Praw do Silmarilliona, Niedokończonych opowieści i Historii Śródziemia, na podstawie których oparto serial. Uważam to za całkiem komiczną sytuację, która nie zwiastuje nic dobrego. Osoby odpowiedzialne za scenariusz tworzyły go na podstawie informacji zawartych z serii Władcy Pierścieni oraz Hobbita a także w listach samego Tolkiena, w których rozważał o swoich pracach. Limit był ogromny a zarządca majątkiem autora oraz jego wnuk gotowi byli zawetować wszystko, z czym się nie zgadzali. Stworzenie dobrego scenariusza w takich warunkach graniczy z cudem. Jak dobrze się przyjrzycie, to w napisach końcowych odnajdziecie zastrzeżenie, że niektóre elementy są „inspirowane oryginalnym materiałem źródłowym”. KPINA.
Wydarzenia w książkach, na podstawie których zainspirowano serial, rozgrywają się na przestrzeni 2.000 lat, jednak na potrzeby telewizyjne, skrócono ten czas do około tysiąca. Tak więc w tym dość krótkim, jak dla Śródziemia, czasie poznamy kulisy stworzenia pierścieni władzy, powstanie do sił Saurona czy upadek Numenoru. W czystej teorii, będą to wydarzenia Drugiej Ery – Hobbit i LOTR są Trzecią Erą. Pierwsze dwa odcinki pozwoliły nam odrobinę zapoznać się z postaciami, z którymi prawdopodobnie najwięcej do czynienia w tym sezonie – Galadrielą, Elronem, Durinem i Elanor „Nori” Brandyfoot (prawie- hobbitkę). Większej akcji nie przewidziano na ten czas, jednak kreacja postaci całkiem ładnie wprowadziła widza w klimat Śródziemia.
Galadriela prowadzona chęcią zemsty poświęca cały swój dobrobyt i wraz ze swoją małą armią przemierzają Śródziemie w poszukiwaniu Saurona, mimo że od wielu, wielu lat nikt nie widział znaku jego życia. Gotowa jest poświęcić cały swój oddział i pozostawić ludzi na śmierć, by dotrzeć do celu, nawet samodzielnie. Można pokazać „Girl Power” w lepszy sposób, jednak Amazon tak fantastyczną postać, zdecydował się pokazać w sposób nieludzko irytujący. Postać nie widzi przed sobą nic, prócz ukochanego miecza do wyżynania wroga a przyjaciół wykorzystuje dla własnej korzyści. BA! We wszystkim jest też najlepsza i zimowego trolla potrafi samodzielnie zabić w stylu walki bardziej przypominającym taniec. Ta scena była tak żenująca, że aż śmieszna. Początkowo myślałam też, że za kreację postaci Elronda także należą się komuś baty. Bo kim kojarzy się ta postać, jak nie z wielkim badassem? Na pewno nie z lekkoduchem, nieprzejmującym się niczym bawidamkiem, jak został pokazany w pierwszych odcinkach. Wyczytałam gdzieś jednak, że w miarę kolejnych odcinków, Elrond przejdzie dość dużą metamorfozę i solidnie zamknie się w sobie.
Wielkim pozytywem historii była za to Nori Brandyfoot, młoda Harfootka, chętna poznania świata i przygód; czyli trochę wcześniejszy odpowiednik Bilba. Mimo, że Hobbitowie nie byli znani w czasie Drugiej Ery, twórcy serialu uznali, że Śródziemie nie będzie Śródziemiem bez Hobbitów (czyli elementu uroczego, przyciągającego widzów), więc chcieli całą tę grupę osiedlić gdzieś w historii. Nie można ich było nazwać bezpośrednio Hobbitami, stąd nazwa Harfoot. Cała społeczność wiedzie dość spokojne życie w zgodzie z naturą a czas mierzy zgodnie z księgą wydarzeń i obserwacją przyrody. To niesamowita grupa zaadaptowana do przetrwania w każdych warunkach. Są bliskim odpowiednikiem Hobbitów i mimo, że wg kanonu nie powinni mieć miejsca w tej historii, cieszę się, że zostali uwzględnieni. Nori odkrywa, że element spadający z nieba pozostawił po sobie ogromny, ognisty krater i nie waha się, by pomóc (z małą pomocą) nieznajomemu znajdującemu się w samym środku dziury.
Pierścienie Władzy zachwycają jednak pod względem wizualnym. Scenografia jest absolutnie przepiękna i wszystkie kadry z widokami zapierają dech w piersi. Jest to coś absolutnie fascynującego i coś, co przyciągnęło mnie także do LOTR i Hobbita. Śródziemie jest przepiękne i nie można od niego oderwać wzroku. Cała Harfootowa wioska, która w jednej chwili udawała element krajobrazu, a w drugiej tętniła życiem sprawiła nam niebywały uśmiech na twarzy i rozlała ciepło po sercu (zmrożonym z resztą po scenach z Galadrielą). Miło też było porównać Khazad-dum, w pełnej glorii, gdyż w filmach pokazane zostały wyłącznie jego ruiny.
Ciężko mi rozmawiać o Pierścieniach Władzy bez wspominania Władcy Pierścieni i nawiązywania do filmów. Każdy fan trylogii ma z tyłu głowy pewne wątki i porównywania serialu do filmu będą nieustanne. Poprzeczka postawiona jest na ogromnej wysokości i wątpię, żeby Pierścienie osiągnęły chociaż połowę tej wysokości. Do tej pory, pierwsze dwa odcinki oglądało mi się przyjemnie, do czasu scen z Elfką G., która była zwyczajnie irytująca. Podejrzewam, że prawie-Hobbici będą nieśli tę serię na barkach, nawet niezamierzenie. Całość oceniam raczej pozytywnie, ale kompletnie bez szaleństw. Nie straciłam głowy dla tej serii i zdecydowanie wolałabym spędzić czas przy Rodzie Smoka, który zadebiutował dwa tygodnie wcześniej. Chętnie jednak obejrzę kolejne siedem odcinków z nadzieją na dopracowany rozwój, kluczowych w trylogii, postaci.
Brak komentarzy