LOTR Pierścienie Władzy to serial produkowany przez Amazon Studios, luźno oparty na twórczości J.R.R. Tolkiena. Przez ostatnie siedem tygodni obejrzeliśmy każdy nowy odcinek i nie mogę powiedzieć, że byliśmy szczególnie zachwyceni.
LOTR Pierścienie Władzy to serial stworzony przez Amazon Studios. Pochłonął ogromny budżet i pozostawił twórców w ciągłej nadziei, że zainwestowane pieniądze kiedyś się zwrócą. Prawa telewizyjne kosztowały 250 milionów dolarów, zielone światło na kolejne sezony (co było warunkiem koniecznym; w założeniu ma być ich pięć), kosztują w okolicy 150 milionów dolarów za sezon, wszystko miało zatem kosztować około miliard dolarów. Już teraz wiemy, że na dniach rozpoczną się pracę nad drugim sezonem produkcji. Czy kosmiczne wydatki sprawiły, że serial przerósł moje najśmielsze oczekiwania? Absolutnie nie. Kiedy w trakcie odcinka przypominam sobie o powyższych kwotach, zwyczajnie zaczynam się śmiać.
Pierwszy błąd twórcy popełnili już na samym początku. Aby stworzyć serial o II Erze Śródziemia, zakupili prawa autorskie do Władcy Pierścieni oraz Hobbita, czyli książek osadzonych w III Erze. Ekipa filmowa nie zakupiła jednak praw ani do Silmarilliona, Niedokończonych opowieści, czy Historii Śródziemia, na podstawie których luźno oparto scenariusz serialu. Scenarzyści tworzyli go jednak na podstawie informacji zawartych w serii Władcy Pierścieni oraz Hobbicie, a także w listach samego Tolkiena, w których to autor rozważał o swoich pracach. Ograniczenia były ogromne a zarządca majątkiem autora oraz jego wnuk gotowi byli zawetować wszystko, z czym się nie zgadzali. Stworzenie dobrego scenariusza w takich warunkach graniczy z cudem. Jak dobrze się przyjrzycie, to w napisach końcowych odnajdziecie nawet zastrzeżenie, że niektóre elementy są „inspirowane oryginalnym materiałem źródłowym”.
Uważam, że wszelkie problemy Pierścieni Władzy wynikają właśnie z miernego scenariusza. Tutaj nie ma absolutnie żadnego ładu i składu. Niby coś się dzieje, ale wszystko to graniczy z absurdem. Dlaczego mieszkańcy Krajów Południowych zdecydowali się opuścić murowaną fortecę i walczyć z orkami z poziomu krytej strzechą wioski? Ile faktycznie statków Numenoru wypłynęło do Śródziemia? Jakim cudem cała armia plus ich konie znalazła miejsce na tych kilku statkach? Jak ludzie przeżyli spotkanie z lawą bez większych obrażeń? Z jakiego powodu królowa straciła wzrok, mimo że na twarzy i ciele nie nosiła jakichkolwiek obrażeń? Kim były te kretyńskie czarodziejki z wyglądu przypominające Eminema? Co dokładnie wniosły ich postacie do serialu? Wydaje się, że scenariusz został napisany przez amatorów (co po krótkim googlowaniu okazuje się być prawdą), a do tego zastosowano wszelkie możliwe uproszczenia, jakie były możliwe. Tutaj mało rzeczy ma coś wspólnego z logiką oraz z ciągiem przyczynowo skutkowym. Widza potraktowano jak zwykłego głupka i założono, że wszystko trzeba mu wyjaśnić dosłownie, niczego absolutnie nie może się domyślić. Kto się nie zaśmiał, kiedy okazało się, że Halbrand, ówcześnie nazwany królem Krajów Północnych, w rzeczywistości okazał się władać królestwem całych pięćdziesięciu osób? My rechotaliśmy jak szaleńcy.
Kolejnym problem, który ma wpływ na ekstremalnie niską opinię o tej produkcji jest kreacja postaci. Tutaj muszę zaznaczyć, że nie mogę tego powiedzieć o wszystkich bohaterach Rings of Power. Bardzo podobał mi się Durin i pozostali krasnoludowie, ich życie w kopalni, nawet codzienność przy wychowywaniu dzieci i zwyczajnie relacje interpersonalne w tej rasie. Żałuję, że tak mało było scen z krasnoludami, bo one były najlepszą częścią produkcji. Samo krasnoludzkie poczucie humoru nadążało za LOTR oraz Hobbitem. Nawet ci kontrowersyjni Harfootowie nie byli tak irytujący, jak najgłośniejsze imię ostatnich tygodni. Fakt, pseudohobbici przez sporą część wydawali się być prymitywnymi osobistościami, czasem dość okrutnymi, jednak nawet oni na końcu pokazali się z milej strony i ostatecznie dali się polubić. Biorąc pod uwagę fantastycznie zagraną postać Halbranda wysuwa się jeden wniosek – to elfy zadecydowały o miernej jakości tegoż serialu.
Przeszkodą w osiągnięciu sukcesu przez LOTR: Pierścienie Władzy była kreacja postaci Galadrieli, ale trochę też i Elronda. Wyobrażacie sobie, że z dwóch najpotężniejszych postaci Władcy Pierścieni można zrobić tak złych bohaterów? Nie rozumiem dlaczego w ogóle było to możliwe. JAK?! O ile jeszcze Elrond potrafił pokazać się z dobrej strony, zadziałał coś z Krasnoludami, to w Pierścieniach Władzy już na samym początku został przedstawiony jak podlotek bez większego znaczenia, wyłącznie zainteresowany literaturą i swoją wolnością. Z biegiem czasu faktycznie się to zmieniło, a sam Elrond odrobinę wydoroślał, jednak nawet i w ostatnim odcinku wydawał się nie mieć pojęcia o tym, co dzieje się wokół niego. Kto na to pozwolił? Źródłem największych problemów była jednak Galadriela, której przypisano najwięcej czasu antenowego. Bohaterka wykazała się przede wszystkim suchym dialogiem, pustym wyrazem twarzy, absurdalnym sposobem walki i całkowitym odrętwieniem całego ciała. Elfka momentami wyglądała albo jakby zaaplikowano jej kij od miotły w niewygodnym miejscu, albo jakby ktoś sterował jej szmacianą marionetką z góry. Całość okraszona została dodatkowo twarzą nieskalana myślą oraz wzrokiem tęskniącym za rozumem i voilà… tak powstała serialowa Galadriela. Aż chce mi się płakać.
Przy całej negatywnej zbieraninie, najlepiej wypadła scenografia. Tutaj muszę przyznać, że każda z lokalizacji była absolutnie przepiękna. Zwłaszcza całe królestwo Numenoru zrobiło na mnie ogromne wrażenie, było na prawdę piękne. Ale cóż z tego, kiedy za chwilę wchodził dialog, czerstwy jak zeszłotygodniowa bułka, oraz połączony z nim zlepek randomowych wydarzeń. Chciałabym też wiedzieć kto zatwierdził taką ilość pseudointeligentnych elfickich powiedzeń w stylu „nie mogłam utonąć, więc płynęłam”? Na początku nie były one tak częste, jak przez ostatnie dwa odcinki, więc mniej zwracało się na nie uwagę. Z upływem czasu te teksty zwyczajnie zaczynały działać na nerwy. Były to puste słowa, bez żadnej głębi. Scenarzysta upodobał sobie jednak żałosne powiedzonka i trzymał się ich kurczowo. Kilka tych „widoczków” nie wystarczy, aby zapomnieć o pospolitym dialogu i scenariuszu pisanym dla przedszkolaków.
Szkoda, że LOTR Pierścienie Władzy okazał się być kompletną porażką. Okazuje się, że wydanie ogromnych sum pieniędzy nie wystarczy, aby zrobić nawet oglądalny serial. Potrzeba czegoś więcej, czegoś ekstra, co zachęci widzów do pozostania przed telewizorem. Twórcy chcieli odtworzyć genialny klimat Władcy Pierścieni, jednak nie było im nawet blisko do filmów Hobbita. Amazon wziął się za świętość i kompletnie ją sprofanował. To, że używa się znanych dla franczyzy imion oraz miejsc, nie oznacza, że produkcja wpasowuje się w kanon. Dawno nie widziałam produkcji tak płytkiej i tak banalnej. Za Pierścienie Władzy wzięły się osoby, które absolutnie nie czują klimatu Władcy Pierścieni i czuć to od samego początku. Oczywiście, nikt nie spodziewał się, że serial doścignie klasą oryginalną trylogię, ale jestem pewna, iż niewiele osób spodziewało się takiej klapy. Mam tylko nadzieję, że Tolkien nie został zmarnowany dla kolejnych pokoleń. Oby te nie patrzyły na dzieła autora wyłącznie przez pryzmat Rings of Power.
Pod tym tagiem możecie znaleźć poszczególne podcinki serialu LOTR Pierścienie Władzy
Zwiastun całego serialu można obejrzeć wchodząc w TEN LINK.
Brak komentarzy