Nigdy nie miałem żyłki hazardzisty, ale zawsze się zastanawiałem jak to jest postawić kupę kasy na losowy zakład i czekać na rozstrzygnięcie. Rozbrykane Jednorożce pozwalają poczuć emocje wyścigów, nutkę szczęścia i roztrwonić ciężko zarobione monetki na obstawienie jeszcze jednego jednorożca. Jak się grało?
Rozbrykane Jednorożce to gra przeznaczona dla dwóch do sześciu graczy, wydana w Polsce przez wydawnictwo Galakta. Pomysł na rozgrywkę jest całkiem intrygujący i może się spodobać. Wcielamy się w rolę hazardzistów, którzy obserwują zmagania jednorożców na torze wyścigowym i obstawiają zakłady. Wszakże wyścig wśród podobnych osobników to możliwość zarobienia stosiku monet. Nikt nie pogardzi złotem, które może wpaść do naszej sakiewki niskim nakładem sił. Jednorożce oprócz kolorowej oprawy (to może za słabe określenie, ponieważ tęcze jest praktycznie wszędzie) nie wiodą sielankowego życia. Obstawienie zakładu to jedno, ale oprócz wrodzonego szczęścia będziemy mogli trochę mu pomóc i zgrać kartę lub dwie na jednego przeciwników. Gdy zabraknie nam pieniędzy, to warto uśmiechnąć się do elfiej mafii, która z nieukrywaną radością pożyczy nam monetki ze zbójeckim procentem. Cóż, życie na wyścigach nie jest proste.
W kilku słowach, jak gramy?
Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze, chwałę i tytuł Wielkiego Rogacza, który zostanie przyznany największemu specjaliście od wyścigów kolorowych jednorożców. Setup gry różni się, w zależności od liczby osób przy stole. Każda rozgrywka składa się z czterech rund, a te dzielą się na trzy fazy. Pierwsza faza to planowanie, w której będziemy wykonywać akcje. Zaczynając od pierwszego gracza wykonamy trzy kółka wokół stołu, a w każdej turze będziemy mogli wybrać jeden z dostępnych żetonów i wykonać przypisaną do niego akcję. Zagranie karty magii pozwala nam na dorzucenie do dowolnego jednorożca kart z naszej ręki. Efekty mogą być różnorakie – raz pozytywnie wpływają na szansę danego jednorożca, a raz wręcz przeciwnie. Karty dokładamy zawsze zakryte.
Inną akcją jest obstawienie zakładu. Mamy trzy różne sposoby obstawiania – pierwsze miejsce oraz podium w kolorach każdego z występujących jednorożców. Gracz wybiera jeden z wolnych żetonów i dokłada maksymalnie dwadzieścia monet ze swoich zasobów. Żeton zdobycia chwały pozwala nam łatwo, szybko i przyjemnie zarobić ekstra chwałę, jeżeli zdecydujemy się na obstawienie zwycięstwa konkretnego jednorożca.
Kontrakty to karty zapewniające nam różne umiejętności lub bonusy, które przydają się podczas rozgrywki. Żółte żetony akcji pozwalają nam na zdobycie lub utratę pieniędzy w zamian za określone korzyści. Jeden z efektów żetonu może też nam zapewnić marchewkowy znacznik pierwszego gracza.
Po fazie planowania, przechodzimy do gonitwy. Na początku wyłaniamy pierwszego gracza, a następnie odkrywamy wszystkie karty magii i sprawdzamy ich efekty. Kolejny krok to potasowanie kart ruchu i w końcu przechodzimy do prawdziwej gonitwy. Odkrywamy pierwszą kartę cwału i przesuwamy jednorożce po torze o określoną liczbę pól. Następnie rzucamy kośćmi i przesuwamy jednorożce w odpowiednim kolorze o jedno pole do przodu. Sprawdzamy, czy któraś z figurek przekroczyła linię mety. Jeżeli tak się stało to dany jednorożec ukończył wyścig i umieszczamy jego figurkę na najwyższym dostępnym polu klasyfikacji gonitwy. Karty ruchu należy rozpatrywać, aż do momentu, gdy wszystkie jednorożce nie ukończą wyścigu.
Ostatnia faza to rozpatrywanie wyników rywalizacji. Zaczynając od pierwszego gracza rozpatrujemy zakłady, które udało się trafnie obstawić. Gracz bierze z banku określoną liczbę monet i w zależności od sposobu obstawiania zgarnia punkty chwały. Następny krok to nielubiane przez nikogo podatki. Im więcej chwały udało się nam zebrać, tym więcej złota będziemy musieli zapłacić. Zgodnie z kolejnością dotarcia do mety musimy zaktualizować kursy poszczególnych jednorożców oraz zmienić status rozbrykanej karty. Odkrywamy karty nowych kontraktów, przesuwamy znacznik gonitwy na kolejne pole i możemy zaczynać kolejną rundę.
W międzyczasie, jeżeli zabraknie nam funduszy możemy się zapożyczyć u elfiej mafii. Każda z kart pożyczki zapewni nam 20 monet, ale na końcu rozgrywki będziemy musieli zwrócić do banku 25 sztuk złota.
Wrażenia z wyścigu
Rozbrykane jednorożce to typ gry, która nie za często gości na moim stole – najzwyczajniej w świecie nie lubię gier z licytacją w tle. Do pierwszej partii siadałem trochę jak do jeża, a raczej jednorożca. Zagrałem, zadumałem się, zagraliśmy kolejny raz i coś zaczęło mi klikać. To nie jest zły tytuł, ale ciężko mi było znaleźć skład, który w pełni zachwycił się wyścigami jednorożców. O dziwo może być przyjemnie, a jednocześnie potrafi wzbudzić cały wachlarz negatywnych emocji. Możemy się rzeczywiście poczuć jak ludzie obstawiający wyścigi, tylko tym razem możemy trochę szczęściu pomóc i namieszać. To nie jest typowa gra o zakładach, w której jak mamy więcej kasy to wygramy. Co to, to nie. Może trochę oszukać, wprowadzić karty, które ustawią gonitwę, ale koniec końców podczas wyścigu aż tak wiele od nas nie zależy. Wydaje mi się, że autor nie do końca wiedział, w którą stronę chciałby pójść. Pomysł na grę nie jest zły, ale albo idziemy w bardziej złożony mechanicznie tytuł albo upraszczamy wszystko i robimy lekką i zabawną grę rodzinną. Koniec końców wyszło na to, że mamy parę fajnych pomysłów raz dziwnie uproszczonych, a raz niepotrzebnie skomplikowanych. Jednorożce mają potencjał, ale zabrakło kilku ostatnich etapów pracy deweloperów i wygładzeniu całej koncepcji gry. Na przykładzie Cywilizacji i ostatniego dodatku Terra Incognita wiem, że rozszerzenie może diametralnie odmienić podstawkę – może tutaj będzie to samo?
Cała stylistyka gry to prawdziwa tęcza kolorów. Śmiesznie to wygląda, gdy pięciu dorosłych facetów przesuwa jednorożce przy grze, która wygląda jak sen sześciolatki. Jest różowo, są kucyki i mnóstwo kolory. Całości dopełnia jeszcze elfia mafia – jej koncepcja podoba mi się zdecydowanie najbardziej. Gra jest wesoła i budzi przyjemne skojarzenia, więc po zakończonej gonitwie miałem chęci na kolejną partię.
Rozbrykane jednorożce to gra o szacowaniu szans i podejmowaniu ryzyka. Wyścig to tylko tło do mechanizmu obstawiania szans ulubionego kucyka na zwycięstwo. To wcale nie znaczy, że musimy mieć sentyment do naszego. Jeżeli czujemy, że ten obok jest lepszy, a i mamy jak temu szczęściu pomóc, to może warto postawić ciut więcej odłożonych monet? Im wyższe ryzyko, tym nagroda jest większa, ale można też dużo stracić. Wiadomo, że odważni piją szampana, ale jakoś tak smutno tracić całą górę monet.
Gra na pewno jest trochę losowa i nawet nie stara się tego ukryć. Podczas cwałowania naszych podopiecznych często będziemy pluć sobie w brodę i narzekać, dlaczego ten osiołek biegnie tam wolno. Statystycznie jednak im większe szanse na zwycięstwo ma nasz jednorożec tym ryzyko mniejsze, że pobiegnie słabo. Po prostu czasami zdarza się tak, że niespodziewany kandydat ze środka stawki wysforuje się na prowadzenie. Pojęcie czarny koń, na którego nikt nie stawiał nie wzięło się znikąd. W ogóle całe dobieranie kart ruchu jest fantastyczne. Nie wiemy, co się trafi, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało. Widziałem szansę, zagrałem kilka niespodzianek, a teraz obserwuję i bawię się zadziwiająco dobrze., chociaż ta faza wyścigu jest najsłabszą częścią gry. Obstawianie zmusza mnie do myślenia, natomiast oglądanie rezultatów, na które nie ma się już wpływu jest trochę nudne. Możemy tylko czekać na rzuty kością, które popychają zupełnie inne zwierzaki do przodu, a nasz faworyt stoi i czeka. Rozbrykane jednorożce to gra pełna momentów – radości, frustracji i szczęścia, jak zakład o pierwsze miejsce nam wszedł.
W jakim składzie gra się najlepiej? W największym. Od jakiego składy gra działa poprawnie? Od największego. Można się bawić przy mniejszej liczbie osób, ale pełnie uroku gra pokazuje, jeżeli przy stole mamy dużo osób, jest gwar i wzajemne rozmowy oraz typowania. Ktoś kogoś podpuści, ktoś dziwnie się uśmiechnie, dorzucając kartę – wtedy gra dostaje skrzydeł. Często też mam, tak, że lubię grać z tym samym składzie kilka partii. Każdy lepiej poznaje grę i po prostu gra się bardziej świadomie. Tym razem więcej przyjemności czerpałem, grając coraz to z nowszymi osobami – było więcej nieprzewidywalności i zwyczajnie fun z rozgrywki był lepszy.
Jak już wcześniej wspominałem, nie do końca podoba mi się dynamika gry. Pierwsza faza super, potem nudny wyścig i w końcu liczenie pieniążków. Będziemy toczyć kilka wyścigów, ale koniec końców w rundzie musimy zapłacić podatki. Tak jest, nie pomyliłem się – w grze mamy podatek od chwały, czyli naszych punktów. Będziemy płacić pieniądze za punkty, jakie udało się nam zebrać. Oczywiście rozumiem, że dzięki temu gra się balansuje i nawet gracz, któremu kiepsko poszło ma szansę nadgonić w kolejnej turze, ale jakoś mi się to kłóciło z całą koncepcją gry. Duże ryzyko powinno kończyć się dużym zyskiem albo spektakularną klapą. Jeśli mamy coś płacić, to może lepiej przeczekać z dwie rundy, a dopiero w trzeciej i czwartej odpalić ogromne zakłady? Z drugiej strony można to też traktować jako ciekawy dylemat w hazardzie – początki bezpieczne, ale zyski małe, czy od razu idziemy na całość, licząc, że jakoś to będzie.
Gra ma sporo mechanizmów, które starają się wyrównać szanse. Ostatni jednorożec ma ekstra zdolność, która czasami może się okazać niezwykle użyteczna. Karty kontraktów to fajne bonusy, ale często nie opłacało się ich brać. Część kart jest świetna i sytuacyjna, ale takie, które dają punkty za konkretne kolory zazwyczaj się kurzyły przy większej liczbie osób na stole. Widząc, że ktoś ma taką kartę i mając do zagrania kartę z negatywnym efektem cel nasuwa się sam.
Co może przeszkadzać w grze? Cukierkowa oprawa jednych przyciąga, inni popatrzą i raczej nie usiądą do tego tytułu. Mechanizm obstawiania zakładów również jest bądź co bądź losowy i nie każdemu taka losowość się spodoba. Trzeba jednak walczyć o swoje i
nigdy w 100% nie możemy być pewni, jak nam pójdzie rozgrywka. Nie da się tego zaplanować, nie policzymy wszystkich ruchów, ponieważ dużo zależy od przeciwników. Gra może frustrować, jeżeli kości znowu faworyzują jeden kolor. Zdarzyła mi się rozgrywka, gdzie dwa razy pod rząd na kościach wypadł żółty. Niby to wprowadza nieprzewidywalność, ale potrafi zirytować.
Podsumowanie
Rozbrykane Jednorożce nie będą tytułem, który spokojnie polecę każdemu. Na pewno ma w sobie sporo fajnych pomysłów i potrafi zachęcić do rozgrywki, ale jakoś ciągle mi coś uwierało i nie mogłem poczuć tego tęczowego wyścigu. Gra fajnie się sprawdzi na luźny wieczór w większym gronie, gdzie ekipa będzie chciała poczuć się jak na gonitwie i poobstawiać zakłady niczym wytrawni znawcy jednorożców. Sporo losowości, ale takie już uroki hazardu. Rozbrykane Jednorożce kuszą fajną tematyką, poczuciem humoru oraz partiami pełnymi skrajnych emocji-od zadowolenia po frustrację.
[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA] Dziękujemy wydawnictwu Galakta za wysłanie gry do recenzji. Nie miało to wpływu na zawarte tu opinie.
Brak komentarzy