Podsumowanie
Pros
Interesujące postacie
Genialny świat przedstawiony
Wciągająca narracja
Każdy kryzys to niepowtarzalna przygoda
Cons
Walki są elementem drugorzędnym
Kończy się nagle i za szybko
Drobne błędy w tłumaczeniu
Torment: Tides of Numenera to najnowsza gra cRPG stworzona przez inXile entertainment dzięki kampanii na kickstarterze. Kampania odniosła obrzydliwie gigantyczny sukces zbierając kwotę 4 milionów dolarów (dokładnie 4188927 dolarów z wymaganych 900 tysięcy). Autorzy uderzyli w nutkę nostalgii tysięcy graczy na całym świecie wzorując się na Planescape Tournament które według mojej subiektywnej opinii jest najlepszą komputerową grą RPG wszech czasów.
Torment: Tides of Numenera to jeden z największych sukcesów Kikcstartera w historii
I nie powiem że ja z niecierpliwością wyczekiwałem premiery tego tytułu. Jestem olbrzymim fanem komputerowych gier RPG i po prostu nie mogłem przejść obojętnie obok tego dzieła sztuki. Gra odbywa się w post nuklearnym świecie zbudowanym na gruzach poprzednich cywilizacji. Akcja gry umiejscowiona zostaje w Dziewiątym świecie, cywilizacji która dopiero się rodzi na śmieciach zapomnianych ras i państw.
Na świecie tym znajdują się pozostawione przez poprzednie cywilizacje różnego rodzaju artefakty. Część z nich jest całkowicie nieszkodliwa i są zwykłymi śmieciami, są to tak zwane osobliwości. Inne z nich to enigmaty pozwalające w jakiś sposób wpływać na rzeczywistość dając użytkownikom niesamowite zdolności. No i są też tytułowe Numenery czyli potężne maszyny które mogą zmieniać otoczenie i właściciela w sposób drastyczny oraz często niezrozumiały dla nikogo. W końcu ta technologia w oczach współczesnych to magia.
A więc nasz bohater budzi się w średniowiecznym świecie zbudowanym na gruzach światów które szeroko korzystały z takich zagadnień jak nanotechnologia, klonowania, podróżowania w kosmosie oraz między różnymi wymiarami. Co więcej nasz Porzucony – główny bohater – sam jest efektem tej technologii.
Niektóre z artefaktów w grze mogą dostarczyć niemal Boskiej mocy
I tak było z Panem Wcieleń który pozyskał Numenerę pozwalającą na transfer świadomości w stworzone przez siebie dowolne ciało. Każda cecha charakteru czy też wyglądu może zostać wcześniej zaprojektowana przez Pana Wcieleń. I tak on przetrwał tysiące lat przechodząc z jednego wcielenia do drugiego i odkrywając tajemnice zapomnianych cywilizacji.
Co najważniejsze jednak, pozostawione poprzednie wcielenia nie umierają, a żyją własnym życiem. Są to Porzuceni oznaczeni tatuażem niczym piętnem i będący praktycznie nieśmiertelnymi osobami. Po śmierci ciało usuwa toksyny i łączy się z powrotem co doprowadza do odrodzenia. I my jesteśmy jednym z ostatnich stworzonych Porzuconych. Jednym z setek, jeżeli nie tysięcy którzy żyją w Dziewiątym świecie.
Nasz Porzucony budzi się w stacji orbitalnej setki kilometrów nad ziemią, i przy akompaniamencie idealnego do tej roli lektora – Pana Piotra Fronczewskiego – zapoznajemy się z naszą początkową sytuacją. Niestety jest to jedyny moment kiedy przyjdzie nam słyszeć dobrze nam znany głos i Pan Piotr nie będzie nas nawet później poganiać w celu zebrania drużyny przed wyruszeniem w dalszą drogę. A to jest wielka strata z uwagi na fakt że gra jest bardzo mocno reklamowana tym nazwiskiem.
Po wylądowaniu którego niestety nie przeżyliśmy (to akurat jest normą w Torment: Tides of Numenera), możemy wykonać krótki proces tworzenia postaci który z grubsza polega na wcielaniu się w różne role oraz na końcu wybraniu naszej klasy postaci. A tych mamy dostępne trzy, analogicznie do starego, dobrego archetypu RPG. Mamy więc Glewię który jest typowym wojownikiem, wybór może także paść na Szelmę, czyli łotra oraz Nano będącym odpowiednikiem maga.
Glewia, Szelma i Nano
Każda z tych klas specjalizuje się w innym stylu gry, ale należy pamiętać jedną zasadniczą rzecz. Torment: Tides of Numenera był tworzony jako spadkobierca Planescape Torment, a więc znacznie bliżej jemu do tego tytułu a niżeli do na przykład Icewind Dale lub nawet Baldur’s Gate. Co to oznacza dla nas jako graczy? Otóż walka w tej grze jest elementem absolutnie będącym na drugim miejscu. I trzy podstawowe umiejętności którymi specjalizuje się nasza postać będą w znacznej mierze wykorzystywane jako współczynniki wpływające na nasz sukces przy interakcji z otaczającym nas światem.
Siła, Szybkość i Inteligencja to pierwsze co wpłynie na nasz sukces przy interakcji. Oprócz tego potrzebne nam będą umiejętności oraz zdolności które bezpośrednio wpływają na szanse sukcesu w danym teście. Nie martwcie się jednak na zapas ponieważ jeżeli nasza postać, przykładowo Glewia którą sam grałem, posiada wysoką siłę i szybkość kosztem inteligencji to nie znaczy że automatycznie zawsze będziemy przegrywać te testy. Zawsze przecież możemy poprosić jednego z naszych towarzyszy o pomoc w danym wyzwaniu. Znajdzie się w grze jednak parę testów które musimy wykonać sami dlatego dosyć szybko zainwestowałem kilka punktów w inteligencję.
Na dłuższą metę jednak nie ma to sensu ponieważ już pod koniec pierwszej lokalizacji moja postać była tak obeznana że bez problemu sobie radziła z każdym testem.
Przepiękny śmietnik historii
Lokalizacje które nam przyjdzie zwiedzać w celu znalezienia naszego miejsca na ziemi są po prostu niesamowite. Praktycznie każdy wyróżniający się element otoczenia możemy kliknąć w celu poznania krótkiej informacji na co właśnie patrzymy. Oprócz tego każda lokalizacja to sporo miejsc w których możemy wchodzić w interakcję. A że świat zbudowany jest na ruinach technologii których nie rozumiemy, ciągle doświadczamy nietuzinkowych i niecodziennych przygód.
Jedna z moich ulubionych lokalizacji to Nekropolia która pozwala nam na zwiedzanie setek wnęk w których gracze wspierający kampanię zostawili swoje krótkie wiadomości. Nekropolia to gigantyczna sala pełna wnęk będących grobowcami. Oczywiście nie wszystkie groby posiadają tylko informacje – w kilku z nich znajdziemy różne ciekawe elementy które mogą popchnąć fabułę do przodu lub przydatne artefakty. Oprócz tego pewien szaleniec zachęca nas do zwiedzenia jak największej liczby tych zapomnianych krypt i od nas zależy czy pójdziemy za jego sugestią.
Inną ciekawą lokalizacją jest Wykwit. Jest to miasto znajdujące się w trzewiach monstrualnej bestii która istnieje jednocześnie w wielu wymiarach. Tworzy ona portale które pozwalają na przemieszczanie się między dzielnicami miasta które tak naprawdę są kolejnymi organami monstrualnego potwora.
W jaki sposób się zabić?
To pytanie pojawiać się będzie w naszej głowie bardzo często i to nie z uwagi na Dark Soulsowy poziom trudności. Po śmierci trafiamy do labiryntu który znajduje się w naszej głowie. Nie jest to nasz dom ani twierdza Caed Nua niczym w Pillars of Eternity, a kolejna lokalizacja której potrzebujemy by poruszyć część zadań do przodu. Pojawiają się tutaj różne postacie które spotykamy na naszej drodze i w jakiś sposób mogą przemieścić część siebie do naszej głowy.
Niestety śmierć nie zawita do nas zbyt często (jakie to przewrotne stwierdzenie), walki są rzadkie, aby się zabić najczęściej kombinujemy. Pomóc nam może w tym substancja wypływająca z gruczołów Wykwitu lub pewien alkohol. Na szczęście na początku gry znajdziemy także pewną Panią która bez podrzynania nam gardła wprowadzi nas w trans i pozwoli na przeniesienie się do labiryntu.
Jak już wcześniej wspomniałem gra traktuje walki jako element drugorzędny. Każda z nich odbywa się w fazie gry zwanej Kryzysem. W tym momencie wykonujemy na zmianę z przeciwnikiem tury i próbujemy go pokonać lub wykonać cel kryzysu który pojawia się na ekranie – jest to forma załatwiania spraw pokojowo. Przez całą grę znajdujemy dziesiątki enigmatów – przedmiotów jednorazowych które w znaczący sposób pomagają nam w trakcie walki. Każdy z naszych czterech towarzyszy może unieść tych enigmatów ograniczoną liczbę, a nadmiar skutkuje tak zwaną chorobą enigmatoidalna.
Powiem szczerze że nie zawracałem sobie głowy enigmatami. Kryzysy nie są trudne i bardzo rzadko potrzebowałem specjalnego wzmacniacza żeby udało mi się zwyciężyć w otwartej walce. Ale nie można im odmówić czegoś innego – oryginalności. Każda walka jest absolutnie inna, a cel dynamicznie się zmienia.
Przygotujcie się na lekturę
Oj tak, czytania w Tormencie jest niesamowicie dużo. Dla mnie jest to duży plus gry, ale czy dla innych graczy też? Fabuła jest tutaj najważniejsza i każda postać niezależna ma za sobą ciekawą historię. Spotykać będziemy nie raz przedstawicieli poprzednich cywilizacji lub nawet ras należących do innych planet. Jednak nie zmienia to faktu że wszystko jest opisane setkami stron tekstu. Lektora nie usłyszmy prawie nigdy. O Piotrze Fronczewskim zapomnijcie. Niestety, większa część gry to zwykłe czytanie.
Konkluzja – to nie jest kolejny Planescape Torment
I nie ma szans żeby nim był. Dużo smaczków nawiązuje do klasyka i dalej to jest bardzo dobra gra cRPG, ale jeszcze raz powtarzam Torment: Tides of Numenera nigdy nie będzie kolejnym Planescape Torment. Gra jest bardzo dobrze zaprojektowanym RPG które wydaje się jednak jakby za szybko się skończyła. Przejście gry zajęło mi około 25 godzin co jest stanowczo za mało. Zadania nie są takie trudne jak powinny być, walki są zbyt łatwe, gra nie stanowi wyzwania i nie ma skalowanego poziomu trudności.
Co nie zmienia faktu że polecam grę Torment: Tides of Numenera każdemu fanowi cRPG i dobrze opowiedzianej historii. Te osoby będą zachwycone tym co oferuje gra. Cała reszta niech się zastanowi czy to jest właśnie gra dla nich.
Brak komentarzy