W grocie króla gór – recenzja – tunele i posągi.


W kopalni jest duszno i nie do końca bezpiecznie, ale mus to mus – tunel musi zostać ukończony. Kilofy w dłoń, plansza na stół i wkraczamy! Jako odważny przywódca trollów jednego z plemion odważysz się sprawdzić, co czeka Cię W grocie króla gór?

W grocie króla gór to najnowsza propozycja od wydawnictwa Galakta. Autorzy Jay Cormier, Graeme Jahns, którzy mogą być wam znany z gry Tortuga. Oryginalnym wydawnictwem jest Burnt Island Games, natomiast sama gra jest przeznaczona dla od dwóch do pięciu graczy. W grocie króla gór to całkiem sprytna układanka, w której będziemy drążyć tunele, zdobywając punkty i zasoby potrzebne do dalszego rozwoju. Im bliżej środka, tym skały są twardsze i potrzebujemy bardziej wartościowych minerałów. Wydobywamy też posągi, które czekały grzecznie zakopane w ziemi na swój moment chwały, a naszym zadaniem będzie ich wyeksponowanie. Ciekawie wygląda mechanizm rekrutowania nowych kart trolli i produkcja, która uruchamia wcześniej zdobyte karty. Jak to wszystko działa w praktyce?

Jak z jakością wykonania?

Tetrisowe elementy, z których budujemy nasze tunele są całkiem przyjemnej jakości, chociaż, jak to zwykle bywa w takich układankach suwają się po planszy. Cała szata graficzna jest dość stonowana i utrzymana w odcieniach brązu i szarości – w końcu mamy tu planszówkę o kopaniu tuneli. Wszystko jest czytelne, chociaż gra zajmuje sporo miejsca na stole. Elementy są ładnie wykonane i nie mam się zbytnio do czego przyczepić – może poza cieniutkimi planszami graczy.

Czy kopanie tuneli było ciekawe?

W grocie króla gór to zaskakująco dobry tytuł. To chyba najbardziej pozytywne zaskoczenie, jakie ostatnio miałem. Gra nie jest idealna i ma całkiem sporo mniejszych i większych bolączek, ale ma też to coś, czego potrzebuje dobra planszówka – frajdę z rozgrywki bez zmęczenia po kolejnej partii. Gier jest mnóstwo, a każda podobna do kolejnej, więc doceniam nawet niewielkie ciekawsze i nieschematyczne pomysły, jakie autorzy próbują przemycić do swojej gry. Gdyby opisać rozgrywkę W grocie króla gór jednym zdaniem powiedziałbym, że to gra w tle z wyścigiem o posągi i miejsce na planszy. Gra jak rasowe euro oferuje sporo miejsc do zdobycia punktów – nie jest też tak, że lecą na prawo i lewo praktycznie za każdy nasz ruch. Jest tu sporo miejsca na optymalizację i wymyślanie długofalowych strategii. Nie są to oczywiście jakieś mega ciężkie decyzje, więc nie ma się co obawiać o ból głowy. Dla fanów możdżenia przy planszy pozycja warta sprawdzenia.

Bardzo mi się podobało układanie tuneli na planszy. Po instrukcji byłem trochę sceptycznie nastawiony i obawiałem się czytelności planszy. Pomimo tego, że każdy kafelek tuneli jest w tym samym kolorze, to nie było problemów ze zlokalizowaniem, do kogo należy dana sieć tuneli i czy mogę go tutaj wybudować. Samo wykładanie kafelków na planszę to już czyste zbieranie zasobów i wybieranie najbardziej pasującego kształtu. Na planszy znajdują się przeszkody czy bonusy, które mogą wpływać na podejmowane decyzje dotyczące kształu, czy umieszczenia jakiegoś kafelka. Na pewno chcemy poruszać się w stronę serca góry, ale im bliżej, tym koszta będą rosły i skądś trzeba te surowce zebrać. Ciekawym motywem było budowanie tuneli i rozróżnienie minerałów, jakich będziemy do tego potrzebować. Tańsze i mniej punktujące szare kosteczki są łatwiejsze do zdobycia, ale te czerwone dają nam dużo więcej punktów. To prowadziło do kolejnych dylematów – czym budować teraz, co może poczekać i warto oszczędzić jakiś minerał do kolejnej tury.

Wesołe życie trolli

Kolejnym bardzo udanym mechanizmem z gry W grocie króla gór było rekrutowanie trolli do naszej wesołej ekipy. Każdy z graczy układa swoje karty na kształt piramidy i dokładając nową kartę będzie aktywował również jej podstawy. Aktywacja naszego stosu kart to jeden ze sposobów (ten ważniejszy), który pozwoli nam zdobywać surowce. Żeby było jeszcze weselej, jeżeli na kartach leżą jakieś niewykorzystane zasoby, to nie dokładamy tam nowych – zagraliśmy po prostu nieoptymalnie i zmarnujemy jedną z aktywacji. Czasami warto, ale zazwyczaj staramy się wyczyścić do zera. Rekrutacja trolli to też sposób na zakończenie gry, więc mamy skończoną liczbę kart, jaką dołożymy do naszej piramidy. Karty dzielą się na trzy poziomy – im wyższy tym więcej bonusów dostaniemy, ale musimy też dorzucić po pieniążku na niedobrane przez nas karty z niższego rzędu. Wszystko to działa niesamowicie dobrze i jest bardzo fajnie przemyślanym rozwiązaniem. Nie jest skomplikowane, a powoduje solidny ból głowy podczas dobierania nowej karty – co warto, czy mnie stać, czy może lepiej wykuć jeszcze jeden tunel i liczyć, że nikt mi tej karty nie sprzątnie sprzed nosa.

Piedestały i kolumny

W grocie króla gór to wyścig, który w pierwszych fazach gry sprowadza się do ataku boków najniższego „kręgu” planszy – jest najtańszy i najeżony posągami jak dobry troll kilofami. Same posągi dają nam punkty na koniec rozgrywki w zależności od miejsca, w którym się znajdą – im bliżej serca góry, tym lepiej. Ciekawsze są jednak piedestały, które są małą przestrzeną grą w grze. Jak pewnie zauważyliście, kafelki tuneli mają wycięte dziury zwane fachowo kotwami. W te miejsca możemy dorzucać piedestały różnych kolorów – raz, że dostaniemy za to punkty to jeszcze, gdy uda się nam przetransportować na nie posąg, to zgarniemy za niego podwójne punkty. Wystawianie piedestałów wiąże się ze specjalnym torem z punktami losowo układanymi podczas setupu gry. Warto opierać o to swoją strategię, ponieważ panuje tam zasada, kto pierwszy ten lepszy, a wyścig może się ułożyć nieoczekiwanie. Czasami pozornie łatwiejsze tereny dają nam więcej niż trudne do przekopania miejsca – warto to wziąć pod uwagę, planując nasze ruchy.

Magia, warsztaty i złote sale

W grze występują również inne mniejsze mechaniki, które dopełniają złotej trójce najciekawszych rzeczy z gry. Czary to specjalne zdolności, które są sytuacyjne i pomogą nam w rożnych elementach gry. Tu dostaniemy trochę surowców, tam więcej punktów za tunele. Po trzech użyciach się kasują, więc czasami grając w cztery osoby ten co lepszy może w ogóle do nas nie dotrzeć. Złote sale wymagają specjalnego planowania siatki naszych tuneli (wspominałem już, że W grocie króla gór to niezła układanka przestrzenna, która trochę pomęczy nasze szare komórki) i dopasowania do jednego z wolnych jeszcze kształtów. Nie grałem na nie jakoś specjalnie – dużo ciekawsze było w moim odczuciu przesuwanie posągów, ale gdy akurat układ pasował mi do wolnej sali to jak najbardziej starałem się ją zagrać. Warsztaty to umiejętności najczęściej przerabiające zasoby w inne zasoby z korzystnym dla nas przelicznikiem. Te akurat warto wybierać mądrze – w początkowej fazie gry nie są może aż tak przydatne, ale im później, tym doceniamy możliwość tańszego zdobywania zielonych młotków, czy innego surowca.

Ile trolli przy stole?

Sporo było już ochów i achów, więc pora przejść do minusów gry. Największym w moim odczuciu jest kiepskie skalowanie gry. Nie powiem wam też, jaki skład jest optymalny, ponieważ każdy ma swoje mniejsze i większe bolączki. Grając w cztery osoby gra delikatnie się dłuży, ponieważ tury graczy chociaż proste to przez liczbę możliwych rzeczy do wykonania swoje muszą potrwać. Dość szybko budowanie na boki stanie się trudne, więc zaczniemy powoli ciułać surowce na kopanie bliżej serca góry – ten okres może nie być aż tak spektakularny jak reszta gry. Grając w dwie osoby plansza staje się zbyt duża i gramy trochę pasjans, a miejscami styku są karty czarów i dobierane trolle. Można powiedzieć, że to standard wśród euro, ale jakoś brakowało mi większej interakcji i „ciasnoty” na planszy.

Regrywalność

Na ile partii wystarczy mi zawartość gry W grocie króla gór? To dość dyskusyjna kwestia. Grając raz na jakiś czas gra będzie robiła dużo lepsze wrażenia niż taka wyciągana raz na kilka dni. Po pięciu czy sześciu partiach zakrada się poczucie, że w sumie ciągle robimy tak samo układając tylko pozornie inną układankę tuneli. Brakuje mi tu trochę asymetrycznych zdolności, czy chociażby jakichś celów, do których możemy dążyć. Jest nieźle, ale mogłoby być jeszcze lepiej.

Na zakończenie

Gdybym nie trafił na grę W grocie króla gór pewnie bym ją przegapił, bo nie była wcześniej na moim radarze. Tytuł średnio się skaluje i w każdym składzie ma jakiś element, który potrafi zirytować. Ma jednak w sobie coś, co sprawia, że mam ochotę na kolejną partię i czuję frajdę po każdej rozgrywce. Gra opowiada o wykuwaniu tuneli, mieląc nasze zasoby na kolejne tetrisowe klocki i punkty. Rozwijamy naszą sieć połączeń, stawiając kolejne warsztaty, a tak naprawdę tworzymy podwaliny pod transport wydobytych posągów. Im bliżej serca góry, tym trudniej będzie nam kopać, ale też więcej punktów zgarniemy. Świetny pomysł z piramidą kart, której aktywacja dostarczy nam potrzebnych zasobów. W grocie króla gór to udana układanka dla średniozaawansowanych graczy, ale osoby gustujące w rodzinnych tytułach też dadzą radę. Czas spędzony nad planszą uznaję za udany i przyjemny, więc mogę wam polecić sprawdzenie W grocie króla gór z czystym sumieniem.

[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA] Dziękujemy wydawnictwu Galakta za możliwość zakupu gry z rabatem. Nie miało to wpływu na zawarte tu opinie.

Może zainteresuje Cię nasza recenzja Betrayal at House on the Hill?

W grocie króla gór do kupienia tutaj.

Brak komentarzy

Zostaw Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Poprzednio Marvel's Avengers zostanie wycofany z cyfrowej dystrybucji
Następny Dragon Ball Super - Jakie jest moje spojrzenie na dalsze losy serii