Wiedźmin: Stary Świat – Legendarne Łowy – recenzja


seg_soft

Wiedźmin: Stary Świat to kawał świetnej przygody w jeszcze lepszym uniwersum. Dziś na tapetę bierzemy pierwszy duży dodatek – Legendarne Łowy. Czy rzeczywiście warto się nim zainteresować? A może psuje aspekty, które były dobre? Czy warto zagrać razem z nim?

Książki o białowłosym, gburowatym i szukającym neutralności Geralcie z Rivii, wiedźminie i zabójcy potworów z formie różnej to fascynująca lektura na długie wieczory. Na podstawie książek powstała gra komputerowa, która doczekała się trzech części – każda lepsza od poprzedniej. Nie dziwi więc fakt, że również w świat gier planszowych Wiedźmin w końcu musiał wejść z przytupem. Mechanicznie Wiedźmin: Stary Świat to gra przygodowa oparta na budowania naszej talii i pozornie otwartej eksploracji. Tak naprawdę gra jest wyścigiem, pomiędzy rywalizującymi wiedźminami. Odsyłam Was do mojej recenzji podstawowej wersji gry, jeżeli jesteście ciekawi wrażeń.

W wielkim skrócie, jak zwyciężyć w grze? Musimy zbierać trofea! Każdy z nas jest świetny w swoim fachu, więc o chwale zdecyduje reputacja. Jak możemy to zdobyć? Bardzo łatwo – musimy polować na potwory, innych wiedźminów, ewentualnie ulepszać zdolności naszego awanturnika. Nie wspominam o tym przypadkowo, ponieważ Legendarne Łowy mocno mieszają w kwestii warunków zwycięstwa. Podstawka miała kilka bolączek, jak, chociażby mało epickie walki, nieco mało monumentalności w trakcie starć z potworami oraz lekką powtarzalność. Skupmy się jednak na rozszerzeniu Legendarne Łowy. Co naprawia dodatek?

Co znajdziemy w pudełku? Przede wszystkim 7 świetnie wykonanych figurek potworów, które są niezbędne do nowego trybu rozgrywki. Jeżeli jesteście fanami kolorowania plastiku farbkami, to będziecie zachwyceni. Modele są duże, całkiem szczegółowe i bardzo „wiedźmińskie”, aczkolwiek mocno wzorowane na komputerowych wersjach gry. Z tekturowych elementów czeka nas kilkanaście kart wspomnianych wcześniej potworów, karty potrzebne do ich poruszania oraz 24 żetony zniszczenia, potrzebne do oznaczania miast splądrowanych przez poczynania monstrów. Pod względem zawartości pudełko nie powala, ale to nie ona jest najważniejsza – liczy się to, co niosą za sobą zmiany wprowadzone przez potwory, czy nowe karty!

Najważniejsza zmiana, która wywraca warunki zwycięstwa do góry nogami to wprowadzenie legendarnego potwora na planszę. Aby wygrać, należy pokonać legendarnego potwora niezależnie od tego, ile reputacji zdobędziemy. Graczowi, któremu udała się ta sztuka – uwierzcie mi, nie jest to takie proste – automatycznie przypada tytuł najlepszego wiedźmina i wygrana. Oczywiście reputacja nadal się przydaje do zmniejszenia obrony takiego potwora, ale i tak diametralnie zmienia to tempo gry. Na początku rozgrywki musimy wylosować lub zdecydować, który z potworów wyląduje na planszy. Każdy z nich ma przypisane miejsce zgodnie z oznaczeniem na jego karcie. Oprócz tego za legendarnymi potworami idzie kilka mechanicznych zmian.

Pierwsza, niezwykle irytująca i wymagająca na graczach inne planowanie swoich ruchów to blokowanie pola, na których znajduje się taki potwor. Można wejść do danego miasta, czy swobodnie przez nie przechodzić, ale akcji już tam nie wykonamy. Ma to uzasadnienie fabularne – ogromny troll terroryzuje okolicę, więc każdy, komu życie miłe będzie się chował w domu, a nie grał z nami w kościanego pokera. W końcu jesteście wiedźmami – łapcie za miecz i rąbiemy maszkarę!

Druga zmiana to żetony zniszczenia, które potwór rozrzuca w miastach, z których wychodzi. Sam ruch opiera się na kartach i jest czysto administracyjny. Karta wskazuje nam, w którą stronę należy przesunąć figurkę. Żetony są już dużo ciekawsze, ponieważ dają graczom różnorakie premie. Żeby go podnieść, należy zakończyć swoją turę na takim żetonie. Możemy tam znaleźć eliksiry, złoto czy możliwość manipulowania naszymi statystykami. Żeby nie było tak prosto i matematycznie – nie wiemy, co kryje się pod danym żetonem, więc musimy dać się ponieść przygodzie.

Dużo ciekawiej niż w podstawce wygląda walka z takim potworem. Ma swoją dedykowaną talię, która zawiera symbole odnoszące się do specjalnych zdolności potwora. Mamy ich pięć, są upierdliwe, ale czuć, że taka walka to nie przelewki i mierzymy się z czymś potężnym. Brakowało mi takich momentów w Starym Świecie i trochę szkoda, że każdy z podstawowych potworów nie ma takiej mechaniki.

Legendarne łowy mają jeszcze jedną zaletę, która na pewno ucieszy wielu graczy – przyśpieszają grę. Wiedźmin: Stary Świat miał mnóstwo okazji do generowania dłużyzn podczas zabawy. Oczywiście wszystko zależy od graczy, ale grając w bardziej „przygodowym składzie”, dość szybko następują pierwsze szarże na legendarnego stwora. Niestety dodatek nie rozwiązuje problemu oczekiwania na swoją kolejkę – nadal można sobie w tym czasie zrobić herbatę, poczytać książkę (najlepiej opowiadania Sapkowskiego; +10 do klimatu).

Na koniec zostawiam najtrudniejsze pytanie? Czy warto kupić dodatek? Grałem sporo w wersję podstawową i uważam, że nowy tryb jest świetny, ale dopiero po ograniu kilka razy podstawki. Nie jest to coś, co przewróci grę i zmieni wasze postrzeganie. Legendarne Potwory dodają na planszę więcej dynamiki i czynią rozgrywkę bardziej „wiedźmińską”. Musimy się przygotować do ostatecznej bitwy, znaleźć dobry sprzęt, eliksiry i walczymy z olbrzymem. Czuję, że rozgrywki są bardziej epickie i zwyczajnie ciekawsze. Obecnie na pewno będę grał tylko w tym trybie, ponieważ „goła” podstawka nie oferuje mi tych doznań.
Jeżeli lubicie planszowego Wiedźmina i macie już za sobą kilka partii – szczerze polecam! Dopiero kupiliście Stary Świat i przed wami pierwsza rozgrywka – zagrajcie i zobaczcie, czy gra jest dla Was. Gdy świat białego wilka was pochłonie, sami uznacie, że dodatki to naturalna konsekwencja.

[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA] Dziękujemy księgarni TaniaKsiazka.pl za przekazanie gry do recenzji.

Może zainteresuje Cię nasza recenzja Brian Boru?

Grę Wiedźmin: Stary Świat jak i dodatki w dobrej cenie możecie kupić w księgarni Taniej Książki!

Poprzednio Tinder Gold: bilet najwyższej klasy na randki online?
Następny Podziemne Imperium - recenzja - nieoczekiwane złoto!