Wiedźmin: Stary Świat – recenzja – na tropie potworów!


mde_soft

“Później mówiono, że człowiek ten nadszedł od północy; od Bramy Powroźniczej. Szedł pieszo, a objuczonego konia prowadził za uzdę.” – jeżeli kojarzycie ten cytat, to pewnie już wiecie, że Wiedźmin: Stary Świat wpadł na planszowe salony i rozepchnął się tam niczym Geralt w leżach Mantikory!

Andrzej Sapkowski – pisarz niezwykle utalentowany, który wykreował jedno z najbardziej rozpoznawalnych uniwersum w Polsce. Książki o białowłosym, gburowatym i szukającym neutralności Geralcie z Rivii, wiedźminie i zabójcy potworów z formie różnej to jedna z moich ulubionych lektur. Następnie na podstawie jego twórczości CD Projekt Red wydało gry cyfrowe, które rozsławiły Wiedźmina i jego przygody na cały świat. Rok 2021 okazał się czasem Białego Wilka, jak niekiedy nazywają Geralta i wydawnictwo Go On Board pod przewodnictwem znanego na naszej scenie projektantów gier Łukasza Woźniaka wrzuciło w świat informację – startuje kampania wspieraczkowa gry Wiedźmin: Stary Świat!

Pierwszy zgrzyt jako pojawił się na mojej twarzy podczas zapoznawania się z dostępnymi informacjami – jak to, bez Geralta? Ano tak, Stary Świat zabiera nas w czasy, kiedy o Geralcie nikt jeszcze nie słyszał, a szkoły wiedźmińskie dopiero stawiały swoje kroki. Świat był przesiąknięty magią, korupcją i wszechobecnymi monstrami – pełno pracy dla naszego wiedźmina. Gra okazała się gigantycznym sukcesem finansowym i zgarnęła całe rzesze chętnych osób pragnących zasmakować przygód znanych z kart powieści Sapkowskiego.

Mechanicznie Wiedźmin: Stary Świat to gra przygodowa oparta na budowania naszej talii i pozornie otwartej eksploracji. Tak naprawdę gra jest wyścigiem, pomiędzy rywalizującymi wiedźminami. Gra jest przeznaczona dla od jednego do pięciu graczy, a czas potrzebny na jej rozegranie to już delikatna loteria. Zdarzały mi się partie dwugodzinne, ale średnia to ponad trzy, a nawet cztery. Sporo zależy tutaj od liczby graczy przy stole, ale o tym opowiem Wam jeszcze później. W grze wcielamy się w rolę Wiedźmina, zabójcy potworów z jednej ze szkół – wilka, gryfa, żmii, kota i niedźwiedzia. Pierwszy plus na konto Wiedźmina – różnice nie są czysto kosmetyczne, ponieważ każda szkoła oferuje swoją umiejętność specjalną. W moje ręce trafiła edycja retail – najbiedniejsza pod względem dodatkowej zawartości, ale już na tyle bogata, by robić wrażenie. W pudełku znajdziemy figurki przedstawiające naszych dzielnych wiedźminów w całkiem fajnych pozach – nie mogę się doczekać, aż nadam figurkom nieco koloru.

Jak zwyciężyć w grze? Musimy zbierać trofea! Każdy z nas jest świetny w swoim fachu, więc o chwale zdecyduje reputacja. Jak możemy to zdobyć? Bardzo łatwo – musimy polować na potwory, innych wiedźminów, ewentualnie ulepszać zdolności naszego awanturnika. Niczym w dobrym RPG nasz wiedźmin na cztery statystyki – atak, obrona, alchemia oraz zdolność specjalna. Każda z cech ma pięć poziomów i jest odpowiedzialna za coś innego, przydatnego podczas walk. Dodatkowo za rozwinięcie się na piąty poziom atrybutu zgarniamy trofeum! Bardzo mi się podoba takie podejście, które powoduje poczucie wzrostu naszego bohatera. Z każdym kolejnym poziomem czułem, że moja postać robi się większym koksem i jestem w stanie wziąć na jedną kombinację kolejnego potwora. Niesamowicie przyjemna sprawa!

Zanim zaczniemy rozgrywkę właściwą czeka nas łyżeczka dziegciu do przełknięcia. Nie chodzi tutaj o zebranie drużyny, jak to mawiał pewien klasyk, ale o rozłożenie wszystkich elementów na planszy. Zajmuje to trochę czasu i jest delikatnie upierdliwe. Potwory trzeba wylosować, ich umiejscowienie również. Kart do rozłożenia też jest całkiem sporo. Pomimo bardzo przemyślanego insertu, który ładnie mieści wszystkie elementy planszowego Wiedźmina, setup i całe przygotowanie gry nie należą do najprzyjemniejszych. Ogólnie pod względem wykonania nie mam się do czego przyczepić. W moje ręce trafiła wersja sklepowa, bez odblokowanych celów. Nie ma to jednak większego znaczenia, ponieważ nawet ona jest dość mocno dopakowana. W pudełku znajdziemy figurki naszych wiedźminów oraz kartonowe żetony potworów. Czy brakuje mi ich plastikowych odpowiedników? Na pewno robią większe wrażenie na planszy, ale wydają mi się tylko kosmetycznym dodatkiem i wolałbym zainwestować w nowe rozszerzenie niż wersję deluxe Wiedźmina. Karty jakościowo są bardzo dobre, tak jak i inne kartonowe elementy. Brać, grać i nie martwić się niczym! Mały bajer na początek – w pudełku znajdziemy kilkanaście kafelków z imionami do wyboru dla naszych wiedźminów!

Każda runda dzieli się na trzy obowiązkowe fazy, które aktywny gracz musi rozegrać. Pierwsza, najdłuższa to ruch i akcje. Już wcześniej wspominałem, że gra opiera się na kartach i zarządzaniu naszą talią. Karty mają różnorakie zastosowania – głównie służą do walki, o której troszkę później, ale w tej fazie interesuje nas jedynie ikonka w dolnym rogu. Wiedźmin: stary Świat opiera się na prostym, aczkolwiek dobrze działającym mechanizmie poruszania się po świecie w oparciu o pasującą ikonę. Chcemy iść do Wyzimy – musimy odrzucić kartę z ikoną lasu (lub uniwersalną). Proste, szybkie, ale całkiem dobrze pomyślane. Początkowe rundy to mocne rozwijanie naszych postaci, więc chcemy robić jak najwięcej akcji. Musimy sobie zaplanować sekwencje naszych ruchów, żeby móc zrobić to, co sobie zaplanowaliśmy. Nie wystarczy, że będziemy zdobywać same karty dające sporo obrażeń, jeżeli nie będziemy w stanie szybko i skutecznie dostać się do jakiegoś potwora i go zaatakować. Ktoś może powiedzieć, że taki mechanizm jest zbyt prostacki, ale to nieprawda – wbrew pozorom pod warstwą prostoty kryje się całkiem sprytne rozwiązanie.

Lokacji na mapie jest mnóstwo, a każda z nich oferuje nam dodatkową akcję, którą możemy odpalić po wejściu do jakiegoś miasta. Możemy zdecydować się na trening jednego z naszych atrybutów, dobranie eliksiru (wszakże, czym jest prawdziwy Wiedźmin bez zapasu Jaskółki czy Zamieci) lub zagrać w kościanego pokera. Szczypta hazardu znanego z gier komputerowych została przemycona na planszę! Wszystko oczywiście opiera się o kostki i szczęśliwy los, ale ogromny plus za taki smaczek, jak i możliwość zagrania w innym graczem! Ciekawa jest również możliwość zbierania tropów potworów, na które chcemy zapolować. Jeżeli nam się uda, to walka z wybranym monstrum będzie nieco łatwiejsza, a na początku, kiedy nie jesteśmy jeszcze aż tak mocni to każda przewaga jest nie do przecenienia.

Chodzenie po lokacjach i odpalanie akcji to niejedyna atrakcja, jaką możemy znaleźć. Gdy skończą nam się karty lub chcemy jakieś zostawić na ręce przechodzimy płynnie do fazy drugiej. Jeżeli czujemy się na siłach, a na naszym polu stoi potwór lub inny wiedźmin możemy go zaatakować. Walka to rzecz, na którą najbardziej czekałem w planszowym Wiedźminie i jednocześnie aspekt, o który miałem największe obawy. Bez zbędnego owijania i szukania neutralności – wyszło to całkiem nieźle, ale samo polowanie na potwory jest mało epickie. Mechanicznie walka wygląda nieźle. Karty mają różne kolory symbolizujące ataki czy znaki, z których korzystają wiedźmini, ale tak naprawdę interesuje nas zadanie jak największej liczby obrażeń.  Składamy z nich zabójcze kombinacje, a dzięki mądremu budowaniu naszej talii jesteśmy w stanie złożyć naprawdę ciekawe ataki. Potwory mają swoją własną talię życia i dwa rodzaje ataków, które mogą zadać. Starcia są serią strzałów i oczekiwaniem, kto zostanie na nogach, gdy opadnie bitewny kurz. Sama walka naprawdę działa nieźle i daje satysfakcję oraz sporo emocji. Nieraz zdarzyło mi się, że ostatnią kartą udało mi się zabić potwora lub innego wiedźmina. W innej rozgrywce brakowało mi jednego punktu reputacji i pomyślny atak na wiedźmina ze szkoły kota dał mi zwycięstwo.

Jednak uniwersum Wiedźmina przyzwyczaiło mnie do tego, że potwory są jakby ciut bardziej epickie i wymagające. Bardzo mi brakowało różnorodności i nieco ciekawszej walki z napotykanymi monstrami. Jest trochę za statycznie, nudno i zdecydowanie nie czuć tego klimatu znanego z książkowych pojedynków. Zaczątki potencjału w postaci niezłego rozwiązania są, ale walki mogłoby być nieco bardziej rozwinięte. Brakuje mi jakichś umiejętności, indywidualnych zachować czy zwyczajnie zwiększenia poziomu trudności – tak, jak na mój gust walki z takim leszym powinny być bardziej wymagające  Wiem, że został odblokowany moduł, który podkręca spotkania z potworami, ale w podstawce wersji retail go nie znajdziemy. Szkoda, bo naprawdę wniósłby wiele dobrego.

Książki i gry o Wiedźminie przyzwyczaiły nas do kapitalnie napisanych historii często niejednoznacznych wyborów, które należało podjąć. Pomóc, czy odpuścić, interweniować, czy zachować neutralność? Planszowy Wiedźmin: Stary Świat również na w sobie tego rodzaju dylematy. Po wykonaniu naszych akcji, jeżeli nie chcemy jeszcze walczyć możemy rozegrać przygodę w dziczy lub poszukać szczęścia za murami miasta. Każda z kart oferuje nam wybory, które często prowadzą nas ku niespodziewanym zwrotom akcji. Chociaż w grze głównie liczy się wyścig o zabicie potworów to jednak dla fanów klimatu i przygód takie smaczki będę niezwykle ciekawe. Kart jest też całkiem sporo, ale w końcu się wyczerpią i przygody mogą stać się powtarzalne. Jeżeli będziecie wyciągać Wiedźmina codziennie, to jest taka możliwość, natomiast w mojego doświadczenia nie dało się zapamiętać każdego wyboru i treści napotkanych kart. Proponuję je odkładać na spód i tasować dopiero po którejś z kolei rozgrywce – szansa, że traficie na powtórkę będzie zdecydowanie mniejsza. Karty przygód mają jeszcze jeden mały minus – losowość. Rozumiem, że z założenia gracze mieli dostać wybór, ale efekty mogą być różne. Ktoś dostanie poziom, a inny gracz minus jedną tarczę. Taki los, taka karma – trzeba było wybrać lepiej. Plus za to, że zadania są naprawdę ciekawe i często kończą się niespodziewanymi znaleziskami!

Ostatnia faza w grze to czysty deckbuilding i dobieranie nowych kart. Klasycznie mamy różne modyfikatory, które obniżają lub zwiększają koszt dobieranych kart. Talię warto budować rozważnie i mieć na uwadze zarówno poruszanie się po mapie, jak i walkę. Jak widzicie, rzeczy do zrobienia w planszowym Wiedźminie trochę jest, więc na pewno pojawią się pytania o to, ile trwa runda jednego gracza. Downtime jest gigantyczny! Tura potrafi się ciągnąć przez kilkanaście minut, podczas których inni gracze siedzą jak paprotki. O ile jeden czasami może robić za potwora czy narratora przygód to reszta się nudzi. Dlatego Wiedźmin: Stary Świat nie jest grą, która dobrze się skaluje – co to, to nie. Optymalnie grało mi się w dwie-trzy osoby. Siadanie w większym składzie pozostawię osobom, które mają cały wieczór na rozgrywkę. Gra oferuje również rozgrywkę solo, ale to bardziej próba sprawdzenia jak dobrze nam pójdzie w rozgrywce z żywym oponentem. Traktowałem ją jako tryb treningowy do poznania zasad.

Z innych pomniejszych minusów gra ma strasznie rozwlekła instrukcję, która w wielu miejscach stara się przekazać mnóstwo informacji trochę nieumiejętnie. Po wielokrotnej lekturze i tak musiał dalej sprawdzać niektóre zasady. Wiedźmin jest naprawdę prostą grą, więc aż szkoda, że instrukcja nie jest aż tak przystępna! Ostatnia rzecz to ilość miejsca, jaka jest potrzebna na rozłożenie całego Wiedźmina. Jeżeli macie spory stół, to nadal może wam być za ciasno, żeby komfortowo się rozłożyć z mapą i planszetkami waszych wiedźminów. A jeżeli myślicie o dodatkach, czy macie to radzę wam szukać nowego stołu!

Na zakończenie

Pod otoczką gry przygodowej Wiedźmin: Stary Świat to wyścig o punkty reputacji. Początkowe tury to leniwe ulepszanie naszych postaci, ale wystarczy zryw jednego z graczy, by przerwać tę sielankę i zacząć uganiać się za punktami. Gra zdecydowanie nie jest nastawiona na wesołą eksplorację, a całkiem sporą dozę optymalizacji i ryzyka. Czy jestem już gotowy na tego potwora? Jeżeli nie zrobię tego teraz, to kolejny graczy mi go sprzątnie! Jeżeli nie tego oczekiwaliście po planszowym Wiedźminie możecie się poczuć lekko rozczarowani. Gra nie jest skomplikowana, ma dość powtarzalne mechaniki, ale całość składa się na kawał fantastycznej rozgrywki. Nie trzeba znać książek, żeby czerpać satysfakcję z odkrywania planszowego Wiedźmina, ale na pewno warto. Pomimo tego, że gra nie jest adaptacją, da się wyczuć mnóstwo smaczków i nawiązań do świata Sapkowskiego i gier komputerowych. Sama planszówka ma trochę wad, ale koniec końców bardzo mi się podobała. Zagrajcie, naprawdę warto!

[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA] Dziękujemy księgarni TaniaKsiazka.pl za przekazanie gry do recenzji.

Może zainteresuje Cię nasza recenzja Brian Boru?

Grę Wiedźmin: Stary Świat w dobrej cenie możecie kupić w księgarni Taniej Książki!

Poprzednio Baldur's Gate 3 - Wszystkie klasy drugorzędne czarodzieja - Ranking
Następny Diablo 4 - Wszystkie Ołtarze Lilith w Scosglen