Wo Long: Fallen Dynasty łączy style z dwóch kultowych gier. Z jednej strony mamy system rozgrywki dobrze nam znany z Nioh 2, a z drugiej cały ciężar walki został przeniesiony na uniki oraz parowania, w stopniu podobnym do tego z Sekiro: Shadow die Twice. Czy takie połączenie mogło się udać?
Sekiro wiedziało, co ze sobą chce zrobić – odejście od ekwipunku, przejście na zręcznościowy styl walki, ograniczona liczba umiejętności oraz narzędzi, której możemy używać w walce. Ta całość pozwalała nam w pełni skupić się na tym, co dzieje się na ekranie – skutecznych unikach, parowaniu ataków, czy też ich kontrowaniu, kiedy już trochę nabraliśmy smykałki. Nioh 2 natomiast to bardziej gra z gatunku slasher looter niż typowy souls’s like. Wo Long: Fallen Dynasty usadawia się między tymi dwoma tytułami i szczerze mówiąc, nie był to najlepszy pomysł. Czy jest to efekt masowych zwolnień w Koei Tecmo i nowi pracownicy zagubili drogę Nioh 2 czy też rozleniwienie przez długi okres zamknięcia w domu? Ciężko mi powiedzieć.
Historia Wo Long: Fallen Dynasty skupi się na tajemniczym eliksirze, poszukiwaniu nieśmiertelności oraz wojnach prowadzonych przez zwaśnione rody oraz przywódców pewnego cesarstwa. Akcja gry zabiera nas do Chin, jednak jeżeli podobnie jak my lubicie Nioh 2, to nie odczujecie większych różnic między dwiema grami jeżeli chodzi o klimat przedstawionego świata. Ogólnie mogę przyznać, że o ile historia pierwszej odsłony Nioh i drugiej była bardzo ciekawa i angażująca, to w Wo Long: Fallen Dynasty nie mogłem znaleźć żadnej interesującej chemii płynącej z fabuły gry. Bohaterowie są nudni, dialogi wybitnie sztampowe, a na dodatek angielski dubbing jest wyjątkowo mierny i szybko zmieniłem go na japoński (chociaż chiński też jest niezły). Oczywiście nie ma polskiej wersji językowej, ale w sumie nic nie tracicie jeżeli nie znacie angielskiego. Jak mówiłem, historia nie jest ani trochę angażująca.
Sama rozgrywka została żywcem wyrwana z Nioh 2. W Wo Long: Fallen Dynasty czeka nas przechodzenie kolejnych, zróżnicowanych i bardzo dobrze zaprojektowanych etapów gry. Będziemy kończyć kolejne pola bitwy oraz wykonywać misje dodatkowe, które będą się odbywać na wycinkach poszczególnych pól bitewnych. Będziemy zdobywać masę sprzętu oraz zdobywać doświadczenie by rozwijać naszego dzielnego bohatera. Na końcu prawie każdego etapu spotkamy bossa, który także będzie mógł nam napsuć trochę krwi, a po misji wrócimy do wioski by sprzedać śmieci oraz zrobić lepszy sprzęt. Wszystko to brzmi bardzo podobnie do tego, do czego przyzwyczaił nas Nioh 2, jednak diabeł tkwi w szczegółach. Prawdą jest jednak to, że eksploracja bardzo dobrze zaprojektowanych poziomów pełnych sekretów jest przyjemna i wciągająca.
Dodatkowym atutem będzie system morale, który przypadł mi do gustu. Oznacza on, że im większe mamy morale w stosunku do przeciwnika, tym lepiej skalują się nasze statystyki do niego. Morale zwiększamy walcząc oraz zdobywając różne flagi na polu bitwy, które służą tutaj za ogniska oraz mogą nas leczyć. Każda flaga zwiększa nasze morale tym samym przygotowując nas na kolejne wyzwania. Każda mapa gry ma swoje własne flagi i maksymalny poziom morale, a ten system idealnie zachęca nas do lizania ścian i szukania sekretów. Nasz bohater potrafi się wspinać na półki, przez co nie działamy tylko na ziemi, ale także na dachach czy też urwiskach skalnych, a te pozwalają nam zakładać pułapki na wrogów. Będą nam także towarzyszyć różni kompani, którzy są integralną częścią gry. Niestety ich sztuczna inteligencja woła o pomstę do nieba, gdyż nasz dzielny sojusznik działa całkowicie nieprzewidywalnie. Nieraz stoi kiedy my walczymy, a innym razem goni za wrogiem, kiedy my uciekamy i nie możemy wydawać mu żadnych rozkazów.
Sama walka jest praktycznie taka sama w swoim całokształcie jak w Nioh 2, jednak cały ciężar został przeniesiony na parowanie. Twórcy tutaj przeszli samych siebie, bo obrażenia zadawane bossom przez naszego bohatera są bardzo znikome i jedynie ataki, które możemy wyprowadzić po zbiciu postury zadają solidne obrażenia. Do tego dochodzą też zaklęcia oraz silne ataki specjalne, jednak za całość płacimy paskiem ducha, który napełnia się kiedy parujemy ataki wroga oraz zadajemy mu obrażenia oraz spada, kiedy sami je otrzymujemy lub kiedy używamy umiejętności. Tym samym szybko przestajemy używać zaklęć, nie tylko ofensywnych, ale nawet przydatnych wzmocnień, jak elektryczna broń czy też inny wampiryzm. Cały system walki opiera się na duchu i po prostu nie chcemy, by został napełniony do pełna, bo wtedy nasz bohater nie może parować i może zostać ogłuszony. Kolejnym elementem, który został wypaczony przez twórców są duchy, które możemy przywołać. W Nioh 2 był to niesamowicie rozbudowany mechanizm opierający się na trzech formach demonów oraz dziesiątkach różnych duchów. Tutaj mamy jedynie możliwość aktywacji jednego wybranego ducha, by zrobił coś wrogom lub w jakiś sposób wzmocnić naszego bohatera. Tym samym jedynym sensownym duchem jest ten, który nas leczy oraz przywraca do życia naszego ogłuszonego sojusznika. Kolejny krok w tył. Jeżeli podobnie jak ja, dobrze bawiliście się bijąc po gębie wroga, który ładował silny atak będąc czerwonym demonem, to tutaj tej frajdy nie zastaniecie.
Możecie za to smashować kółko na padzie, bo animacje wrogów są bardzo podobne do tych, co znamy z Nioh 2. A można powiedzieć o nich wiele – że są ładne, szybkie, majestatyczne, ale na pewno nie czytelne. Jeżeli walczymy z wielkim bossem, to kamera robi bardzo paskudne rzeczy i jest skierowana lekko w dół, przez co większość ekranu zasłania nam nasz bohater oraz podłoga. Do tego animacje są bardzo szybkie i niewyraźne przy tej grafice, przez co nawet doświadczony gracz może mieć problem z parowaniem w odpowiednim momencie. Zresztą graficznie Wo Long: Fallen Dynasty nie różni się mocno od już wielokrotnie wspomnianego Nioh 2. Gra wygląda nawet ładnie, jeżeli chodzi o scenerie i krajobrazy, ale modele wrogów są po prostu brzydkie. Jedynie soundtrack zasługuje tutaj na uwagę i jest prawie tak samo dobry jak w poprzedniej grze od Koei Tecmo.
Osobiście miałem przyjemność grania na Playstation 5 i nawet po przyzwyczajeniu się do wszystkich bolączek chętnie ukończyłem tytuł, jednak nie jest to gra, na którą czekałem. Chciałem jedynie, żeby była przynajmniej równie dobra jak poprzedni tytuł twórców, tym samym otrzymałem grę, która jest w rozkroku między dwoma bardzo dobrymi tytułami. Mamy więc parę upośledzonych mechanik z Nioh 2, których i tak nie będziemy używać, bo ryzyko nie jest warte nagrody oraz tylko jedną skuteczną formę odbicia ataku przeciwnika, zamiast reakcji na działanie bossa tak jak w Sekiro. Tutaj nie skoczymy na głowę przeciwnika, kiedy spróbuje nas podkosić, albo nie użyjemy kontry mikiri, kiedy będzie chciał nas dźgnąć. Każdy atak, nawet najpotężniejszy odbijasz jednym przyciskiem i nawet zwykłe atakowanie nie jest tak skuteczne, jak odbijanie wycelowanego w nas miecza. Niezależnie od rozwinięcia postaci, Twoje ataki będą słabe. Nie mam nawet za złe Wo Long: Fallen Dynasty tego, że jest inny od Nioh 2. Mam za złe to, że jest pod każdym względem mniejszy, okrojony i słabszy. A jednocześnie nie daje w zamian nic nowego.
Zobacz także nasze filmy z poradnikami do bossów w Wo Long: Fallen Dynasty.
Klucz do recenzji gry Wo Long Fallen Dynasty przekazał nam Koei Tecmo. Dziękujemy!
Podsumowanie
Pros
- Świetny system morale
- Dobrze zaprojektowane etapy gry
- Bardzo przyjemna ścieżka dźwiękowa
- Zróżnicowani przeciwnicy i bossowie
Cons
- Bardzo słaby angielski dubbing, brak polskiej wersji językowej
- Dużo błędów, wpadanie przez tekstury itp
- Frustrujący i skrajnie nieprzydatni towarzysze
- Nieangażująca fabuła i przedstawienie historii
Brak komentarzy