Kilka podstawowych informacji na temat gry Wsiąść do Pociągu: Legendy Zachodu:
Wsiąść do Pociągu i Osadnicy z Catanu to gry, od których niejeden gracz rozpoczynał (i nadal rozpoczyna) swoją planszówkową przygodę. Osobiście Pociągi były moją drugą poważną planszówką, tuż po Talizmanie z dodatkami, ale nadal darzę je sporą estymą i lubię co jakiś czas sprawdzić nową mapę. Tym razem w moje ręce wpadła rzecz nie, byle jaka – Wsiąść do Pociągu: Legendy Zachodu jako gra legacy! Szczerze przyznam, że na pierwszy rzut oka wydało mi się to lekkim nieporozumieniem – jak upchnąć w grze o stawianiu wagoników na planszę elementy z gier legacy – rwanie kart, naklejki i historię. Po przejściu ostatniego scenariusza jestem pozytywnie zaskoczony! Nie uprzedzając jednak faktów, o czym w ogóle są Legendy zachodu?
Historia zabiera nas do Ameryki Południowej, a dokładnie do XIX wieku. To całkiem niezły okres Stanów Zjednoczonych, więc kolej mogła się rozwijać w dość zawrotnym tempie. Każdy z graczy pokieruje jednym z przedsiębiorstw kolejowych, które starają się zdominować tą intratną branżę. Skoro jest popyt, to i można zarobić na usługach kolejowych, czyż nie? Jeżeli obiecujecie sobie wiele po historii przedstawionej w grze, to niestety jest dość liniowa i stanowi raczej tło dla każdej rozgrywki. Zaczyna się całkiem ciekawie, ale w grze tak naprawdę chodzi o robienie kolejnych tras. Niemniej sporo radochy i klimatu robiły rzeczy, które będziemy odkrywać wraz z każdą kolejną rozgrywką. Nie będę Wam psuł zabawy i nic nie zdradzę, ale dość szybko przekonacie się, że to najbardziej kolejowe Pociągi, w jakie graliście.
Próg wejścia
Gra rozwija się ze scenariusza na scenariusz, dokładając nam dodatkowych zasad. Początki są dość proste i jeśli graliście już wcześniej w którąś grę z serii Wsiąść do Pociągu spokojnie dacie radę. Instrukcja z pustymi miejscami dość szybko zacznie się zapełniać, więc mniej więcej w połowie dodatkowych zasad może być całkiem sporo co przy nieregularnej grze – a zazwyczaj tak kończy 90% gier z kampanią w tle, będzie się wiązało z przypominaniem sobie zasad na nowo. Tak czy inaczej, uważam, że Legendy zachodu są dość przyjemną w obsłudze grą, ale nie poleciłbym jej jako pierwszą planszówkę. Można się nieco zagubić po pierwszych pozorne prostych rozgrywkach.
Kilka słów o zasadach
Pierwsza i najważniejsza zasada – nie otwierajcie wszystkich pudełek od razu tylko kierujcie się instrukcją! Pierwsza rozgrywka mocno przypomina wszystkie pozostałe wersji z serii Wsiąść do Pociągu. W swojej turze gracz ma dyspozycji trzy akcje – dobranie karty wagonów, które są potrzebne do stawiania nowych tras, utworzenie takowe połączenia oraz dobranie karty biletu.
Połączenia pomiędzy miastami wymagają od nas odrzucenia odpowiedniej liczby kart zgodnych z kolorem danego połączenia. Lokomotywy pełnią funkcję jokera i zastępują każdy kolor. Tworząc połączenie umieszczamy na mapie wagoniki w naszych kolorach, aby to zaznaczyć. Trasy nie punktują też, tak jak w pozostałych grach z serii, a zdobywamy za nie pieniądze, które są tutaj wyznacznikiem naszego punktu. Nowe zasady będziemy odkrywać w trakcie rozgrywki! Powodzenia :).
Frajda z rozgrywki, czyli jak chętnie wrócę do tej gry?
Chyba idealnie zrobiłem, że nie szukałem przed rozgrywką żadnych dodatkowych informacji co, gdzie, jak i dlaczego. Legacy w połączeniu z Wsiąść do Pociągu – super, sprawdzę. Legendy Zachodu okazały się zaskoczeniem – i to bardzo pozytywnym zaskoczeniem. Gra podczas całej kampanii dostarczyła mi całej gamy emocji – ciekawości co skrywa kolejne pudełko, frustracji, gdy bilety czy karty nie pasowały, błysku w oku, gdy ktoś skutecznie mnie blokował, zainteresowania nowymi zasadami, czy poczuciem spełnienia po dobrze rozegranych dwóch godzinach.
Bardzo mi się podobało rozbudowywanie planszy w kolejnych rozgrywkach. Zaczynamy na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych, by w kolejnych scenariuszach rozbudowywać mapę. Podobały mi się nowe zasady wprowadzające nieoczywiste i niewidziane wcześniej w serii gier o pociągach mechaniki. To wszystko robi kapitalne wrażenie, a jednocześnie przyciągało do gry. Zazwyczaj omijam rozbudowane gry kampanijne przez brak czasu na regularną grę, ale Pociągi jakoś same pchały się na stół i te dwanaście rozgrywek minęło dość szybko.
Bardzo fajne i odświeżające były wydarzenia (których nie było w innych grach Wsiąść do Pociągu), które robią losowe rzeczy i nagradzają lub karzą graczy. Początkowo nie ma ich wiele, ale może znajdą się jakieś później – kto to wie. Gra nie punktuje też w sposób, jaki możemy być przyzwyczajeni z poprzednich odsłon. Stawienia tras jest ważne, ale mamy też inne sposoby na zarobienie pieniędzy, które pełnią tu rolę punktów.
Gra potrafi utrzymywać nas w zaciekawieniu przez całą rozgrywkę. Autentycznie zastanawialiśmy się cóż, nowego przyniesie nam w mechanice kolejne pudełko, czy karta historii i byliśmy tym naprawdę zaskoczeni. Nowe obszary, nowe reguły i sposoby na zdobycie punktów – Legendy Zachodu to świetnie działające Legacy! Wiąże się z tym, jednak mały minus – w pewnym momencie mikro zasad jest naprawdę sporo i ciężko wszystkie spamiętać, a jako że to gra, która ma nas zaskakiwać trudno powtórzyć rozgrywkę i jeszcze raz zrobić to pierwsze wrażenie.
To na koniec kilka mniejszych minusów, które jednak są. Po pierwsze Legendy zachodu to gra kampanijna – trzeba mieć do tego stałą ekipę, która znajdzie czas na dwanaście spotkań i rozegranie wszystkich scenariuszy. Są bonusy dla osób, które opuszczają którąś rozgrywkę i jakoś się to wyrównuje, ale nie o to przecież chodzi. Kolejny aspekt to cena i target, w który celuje gra. Wsiąść do Pociągu to raczej seria rodzinna, natomiast cena Legend zachodu jest dość wysoka. Jest uzasadniona, ponieważ dostajemy sporo mechaniki, przemyślanych i ciekawych rozwiązań oraz masę dobrych jakościowo komponentów, ale nie jestem pewien, czy rodzinny gracz będzie skłonny wydać około 400 złotych na planszówkę.
Losowość
Wsiąść do Pociągu jest grą losową i wersja legacy trzyma się tego schematu, dokładając jeszcze kilka własnych poziomów losowości oprócz kart pociągów i biletów. Nie czułem, żeby w jakiś sposób ustawiała grę, bo to jednak dość rodzinny tytuł, ale kilka razy czułem się sfrustrowany, dobierając kartę, czy to przez inną zasadę, którą odkryjemy dalej w grze. Nie ma co tu pudrować, że da się tu wszystko zaplanować – nie ma takiej możliwości. Czy to mi jakoś przeszkadzało – absolutnie nie, bawiłem się świetnie.
Czas rozgrywki i skalowanie
Tutaj wszystko zależy od liczby graczy i scenariusza. Początkowe są dość szybkie i potrafią zająć nam te pudełkowe dwadzieścia minut, ale im dalej w las, tym czasu potrzeba więcej. Miejcie też na uwadze, że gra rozbudowuje się powierzchniowo w trakcie rozgrywki – zaczniecie na połowie stołu by później nie mieścić się na całym. Jeżeli chodzi o skalowanie, to grałem całą kampanię w dwuosobowym składzie i bawiłem się kapitalnie. Przy większej liczbie osób na mapie jest większy ścisk, więc i rywalizacja wstępuje na wyższy poziom.
Regrywalność
Gra legacy ma to do siebie, że po ukończeniu kampanii pudełko nadaje się delikatnie mówiąc do wyrzucenia lub jako ładna ozdoba na półce. Legendy zachodu to dwanaście przyjemnych rozgrywek, ale też pełnoprawna gra po ukończeniu całej kampanii. Personalizowana przez nasze decyzje, ale w pełni działająca wersja Wsiąść do Pociągu! Trochę mi jednak brakowało niektórych rozwiązań z kampanii – człowiek, jednak do dobrego szybko się przyzwyczaja i jeżeli raz zagrał w podrasowane pociągi, to będzie chciał grać już tak cały czas.
Na zakończenie
Wsiąść do Pociągu: Legendy Zachodu to pozytywne zaskoczenie! Nie potrafiłem sobie wyobrazić legacy ze stawianiem wagoników, a gra mnie porwała. Podczas rozgrywki czułem całą paletę emocji – zaciekawienie, rywalizację i poczucie dobrze spędzonego czasu. Każdy scenariusz był czymś ciekawym, chociaż opowiadana historia jest tylko tłem do rozgrywek. Dla fanów gier z serii Wsiąść do Pociągu pozycja obowiązkowa – grając raz w Legendy Zachodu zatęsknicie za mechanikami, które są tu wprowadzone. Dla początkujących spora liczbę zasad odkrywanych w trakcie może być przytłaczająca i trudna do zapamiętania. Niemniej Legendy zachodu to chyba najlepsze legacy, jakie do tej pory trafiło na mój stół!
[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA] Dziękujemy wydawnictwu Rebel za przekazanie gry do recenzji.