Gry kooperacyjne cieszą się wzmożoną popularnością od paru ładnych lat. Kolejne tytuły pojawiają się, część z nich zyskuje nieśmiertelną chwałę jak Destiny 2 czy Vermintide, a inne zostają zapomniane, jak na przykład nieszczęsne Evolve. Jaka przyszłość czeka Back 4 Blood?
Back 4 Blood to gra stworzona przez studio Turtle Rock Studios, tą samą grupę, która dostarczyła nam legendarne już Left 4 Dead, grę która stworzyła gatunek instancjonowanych strzelanek (i nie tylko zresztą, bo Vermintide to slasher). Miałem więc całkiem spore oczekiwania wobec gry, zwłaszcza, że przy Vermintide 2 spędziłem kilkaset godzin i to głównie grając solo. Jak będzie z Back 4 Blood?
Back 4 Blood opowiada historię świata, który od dłuższego czasu jest ofiarą apokalipsy zombie. Część ludzi jest odporna lub na tyle sprytna, by nie dać się ugryźć przez stwora i oni właśnie dzielą się w różne grupki oraz osady próbujące przetrwać w tym niegościnnym świecie. Wcielamy się w jedną z ośmiu z takich postaci i wraz z trójką innych znajomych lub losowych graczy będziemy wykonywać kolejne misje układające się w kampanię fabularną. Podstawową zasadą w Back 4 Blood jest możliwość tworzenia tak zwanych serii, czyli poszczególnych przejść misji kampanii jedna po drugiej, gdzie zachowamy postępy z poprzedniego zadania i zachowamy ciągłość fabuły. Oprócz tego mamy możliwość szybkiej gry i dołączenia do innych graczy już posiadających swoje serie. Wybór postaci ogranicza się bardziej do jej perków, które bardziej dopasują się do naszego stylu gry a nie sentymentu do danego bohatera. Herosi w Back 4 Blood są nudni, bez charakteru, nie rozmawiają między sobą, przez co nie mamy poczucia budowania relacji z nimi. Nie miałem takiego wrażenia jak w Vermintide 2, kiedy to największy sentyment miałem do krasnoluda Bardina, który notorycznie kłócił się z elfką i nawiązywał do piwa, a jego docinki w trakcie walki powodowały mój uśmiech. Wtedy to nie wyobrażałem sobie grania inną postacią i tworzyłem buildy właśnie w oparciu o nią. W Back 4 Blood tego nie ma, granie innymi postaciami zmienia tylko głos, który najczęściej słyszymy kiedy inny gracz nas przypadkiem postrzeli. No i parę perków specyficznych dla danego bohatera, które rzeczywiście mogą wpłynąć na sukces. Hoffman, którym grałem najczęściej posiadał umiejętność tworzenia amunicji z pokonania wrogów, więc talie kart układałem pod karabiny maszynowe i automatyczne, które robiły ładną rzeź wśród zainfekowanych, ale ładnie także pożerały tony amunicji.
Sama gra jest pierwszoosobową strzelanką kooperacyjną, gdzie każdy z graczy będzie posiadał komplet dwóch broni – głównej i bocznej. Pod główną bronią mamy karabiny automatyczne, pistolety maszynowe, snajperki, karabiny maszynowe itp. Na broni bocznej natomiast mamy broń krótką oraz różnego rodzaju broń do walki w zwarciu. Pakiet broni możemy zmieniać, o ile znajdziemy coś ciekawego w trakcie misji, a sprzęt ma swoje moduły, które mogą zmienić działania broni oraz podwyższyć jej poziom. W ten sposób wkrada się sensowność grania w serii, gdyż całość robi wrażenie jak w dobrej grze fabularnej, kiedy to szukamy coraz to lepszego sprzętu, bardziej pasującego do naszej postaci oraz kart które posiadamy. Strzelanie jest bardzo przyjemne i miło czuć broń leżącą w ręku. Odrzut jest wyczuwalny i zróżnicowany w zależności od stosowanej broni, a zombie rozpryskują się i rozpadają w satysfakcjonujący sposób. Problem miałem tutaj jedynie z elitarnymi wrogami, na których nie zawsze widać było sygnały, że zostali trafieni, takie jak tryskająca krew czy chociaż spowolnienie pod zmasowanym ostrzałem.
Misje są zróżnicowane i na szczęście mają nierówny poziom trudności. W tym przypadku jest to zaletą, gdyż tak naprawdę nie wiemy, czy kolejne wyzwanie będzie naszym ostatnim czy też wyjdzie z tego prosta strzelanina. Wymaga to na graczach ciągłej uwagi oraz dokładnej obserwacji otoczenia, zwłaszcza że pojawiają się także bardziej elitarni wrogowie, którzy mogą nas ogłuszyć lub przygwoździć i bez pomocy innego gracza nie uda nam się wydostać. Misje nie polegają jedynie na przejściu z punktu A do punktu B, często po drodze będziemy musieli utrzymać jakiś punkt do czasu np. otwarcia przejścia lub też rozbiec się, żeby poszukać jakiegoś przedmiotu. Czeka nas także niszczenie gniazd zarażonych oraz okazjonalna walka z olbrzymimi bossami. Pierwsze przejście gry obfituje wiec w niespodzianki. Niestety kolejne przechodzenie misji nie jest tak przyjemne jak w Vermintide 2, kiedy to podczas zadań po drodze pojawiało się wiele zmiennych, unikalnych elit oraz losowych hord. Tutaj niby także mamy to samo, ale losowość nie stanowi takiego wyzwania, jak w Vermintide 2 temu kolejne przechodzenie raz ukończonej mapy powodowały u mnie zirytowane ziewanie.
Między misjami będziemy lądować w hubie, bazie ruchu oporu, który został bardzo fajnie przemyślany. Wszystko możemy odpalić albo podchodząc do danego stanowiska, albo też otwierając po prostu menu. Na wielki plus zasługuje strzelnica, gdzie mamy dostępne wszystkie bronie i możemy je dowolnie testować wraz z różnymi modami. W bazie jednak najważniejsze jest odblokowywanie nowych kart i tworzenie talii. Ta mechanika zastępuje poziomy postaci z innych gier i sprawdza się wyśmienicie. Różne karty dają nam różne bonusy, są podzielone na kategorie takie jak walka lub szybkość, a w talii możemy mieć ich maksymalnie piętnaście. Kart jest dużo i zawsze w każdej kolejnej misji możemy wybrać jedną z tych przygotowanych wcześniej w naszej talii. Czy chcemy mieć karty ofensywne, poprawiające naszą walkę karabinami czy też ułatwiające leczenie, zależne jest od naszego widzimisię oraz tego, jaką rolę chcemy odgrywać w drużynie.
Niestety Back 4 Blood najlepiej smakuje z drużyną znajomych. Osobiście miałem przyjemność grania z dwójką moich kumpli i wspólnie obgadywać kolejne kroki. Podczas gry solo dobierało mi losowo graczy i było to totalne el dorado. Gracze zachowywali się jak chcieli, nie czytali czatu, zabierali mody i bronie bez konsultacji czy też zerowali apteczki, pomimo tego, że były w drużynie bardziej ranne osoby. Oczywiście gracze lubili także wyjść z gry, ale na szczęście ich miejsce zajmowały boty, które nie były takie złe. Oznaczały znajdowane apteczki czy też amunicję, nie strzelali do ludzi oraz radzili sobie w podstawowych sytuacjach. Czasami kiedy było trzeba uciekać, to bot się zaplątał, ale w wielu innych sytuacjach dawał sobie radę, często lepiej nawet niż gracz z losowego doboru. No i gra posiada parę błędów. Spadające w tekstury zombie czy też nasze ciało po postrzeleniu to standard, ale raz zawiesił nam się cel misji w trakcie kampanii i musieliśmy zresetować całe zadanie. Niemniej jednak Back 4 Blood jest przyzwoitą strzelanką, w którą można pograć ze znajomymi i o której spokojnie zapomnimy. Jest to ciekawy średniak i nic więcej, na pewno nie będzie to nowe Left 4 Dead, ale w promocji lub game passie można pograć. O ile macie drużynę do tego, w innym wypadku lepiej pobrać Vermintide 2 gdzie gracze są znacznie bardziej ogarnięci.
Grę do recenzji przekazał Eneba. Sprawdźcie koniecznie nasz link partnerski!
Back 4 Blood Steam klucz | Kup w niskiej cenie | ENEBA
Podsumowanie
Pros
- Świetnie postawione wyzwania przed graczami
- Przemyślany hub
- Mechanika kart bardzo sprawdza się w grze
- Całkiem niezła sztuczna inteligencja botów
Cons
- Za mało zmiennych podczas misji
- Sporadyczne błędy, jeden z nich wymusił na nas restart misji
Brak komentarzy