Warhammer: Vermintide 2 – Recenzja – Idealny surwiwal kooperacyjny?


Jako recenzent, często mam problem z wyborem gry którą zrecenzuję w najbliższym czasie. To samo dotyczy planszówek i to w tym samym stopniu jak i gier komputerowych. Najczęściej wybieram około 8 tytułów i z nich, po analizie tego co Wam, drodzy czytelnicy, może się spodobać, wybieram około czterech gier i dla nich oddaje moje serce. W ten sposób powstaje około jedna recenzja w tygodniu. Zgadnijcie jaki tytuł był na pierwszym miejscu tej listy w marcu? Dobrze zgadliście, Warhammer: Vermintide 2 jest jednym z najbardziej oczekiwanych przeze mnie tytułów nie tylko w marcu, ale i w roku 2018.

Tak Tak Panie, musimy działać wspólnie

Warhammer: Vermintide 2 to komputerowa gra kooperacyjna, w której czterech śmiałków próbuje spełnić cele scenariusza. To co znamy z wielu kooperacyjnych gier planszowych, na komputerach osobistych nie przyjęło się zbyt dobrze. Znamy parę tytułów z tej kategorii (Left 4 Dead oraz poprzednia część Vermintide), ale jest to raczej show należące do dwóch, może trzech marek. Bardzo mnie cieszy że to Warhammer Fantasy okupuje podium wspólnie z klasycznym już Left 4 Dead. Jak się prezentuje najnowsza część? Godnie, może nawet idealnie? Czytajcie dalej.

YouTube player

Cała historia Warhammer: Vermintide 2 toczy się w klasycznym świecie Warhammer Fantasy, nieskażonym brudnym i totalnie obdzierającym z klimatu Age of Sigmar. Wcielamy się w jedną z pięciu postaci i ruszamy w bój. Robimy misje na jednej z 13 map, na których dzieją się także losowe wydarzenia. Nawet zbyt losowe. Polegają one na pojawianiu się cyklicznych hord potworów, ataku elitarnych bossów lub zwyczajnych elitek z zaskoczenia. Przykładowo, Scaveński Zabójca może może przygwoździć jednego z naszych towarzyszy i powoli spuszczać mu krew. Jedynym sposobem na uwolnienie jest pomoc innych graczy. Im dłużej nasz przyjaciel jest ogłuszony przez takiego przeciwnika, tym więcej traci punktów życia.

Niestety, często ta losowość jest zbyt przesadzona bo wydarzenia nachodzą się na siebie. Może nas na przykład zaatakować dwóch czempionów Nurgla wraz hordą oraz powiedzmy szczurzym ogrem. Ale nie może być za prosto prawda? To co mogło być niedociągnięciem, idealnie rzutuje na klimat w grze. Nie możemy nauczyć się jej na pamięć, wszędzie czają się zagrożenia i tylko wspólnie jesteśmy w stanie je pokonać.

Warhammer: Vermintide 2 – twoja krew jest ważna

Cholernie ważnym elementem jest zarządzanie punktami życia nie tylko swoimi, ale i całej drużyny. Miksturek w trakcie misji znajdujemy żałośnie mało, najczęściej zbyt mało. Na poziomie trudności Rekrut każdy gracz otrzymuje jedną, na wyższych już ich brak. Pojawianie się mikstur leczenia na mapach jest losowe. Oprócz nich mogą się też pojawić bomby, amunicja lub specjalne mikstury wzmacniające. Są one dodatkowym atutem, ale to właśnie mikstury leczące i apteczki są najbardziej pożądane.

I tutaj pokazuje się największa zaleta i jednocześnie wada Warhammer: Vermintide 2 – współpraca to element do zwycięstwa. Póki nie traficie na buraków, którzy biegną solo i zabijają wszystko na swojej drodze wpadając w pułapkę elitarnego przeciwnika. Wtedy to, towarzysze są bardzo daleko by pomóc idiocie. Po utracie przytomności, wpadamy w stan przedśmiertny. Powoli tracimy punkty życia i ten stan usuwa tylko wykorzystanie mikstury leczniczej lub apteczki. I znowu, gracze sprytni będą sobie przekazywać mikstury, bo drużyna jest tak silna jak najsłabsze ogniwo, a jeżeli ono się powoli wykrwawia to jest duża szansa przegranej i straty 30 minut na misje. Tępak oczywiście zatrzyma miksturę sobie, potem jeszcze dostanie się reszcie drużyny za to że przegraliście, mimo że nasza Elfka już od dobrych 10 minut biegała na 1 pkt życia (dolna granica przy wykrwawianiu), a nasz błyskawiczny palant wypija wszystkie mikstury po drodze. Spotkałem się z takim przypadkiem i o dziwo wygraliśmy. Ale gościa który tak sobie solował wskrzesiliśmy po pojmaniu dopiero na koniec misji.

W Warhammer: Vermintide 2  musisz grać z klasą

A dokładnie z jedną z 15. Każda z postaci ma dostępne 3 klasy, tutaj bardzo ładnie nazwane ścieżkami kariery. Mają one pewne elementy wspólne oraz wyjątkowe, dzięki którym gra każdą z nich będzie absolutnie skrajnie innym przeżyciem. Krasnolud w swojej pierwszej karierze zwiadowcy jest bardzo uniwersalną postacią, która potrafi zrzucić dodatkowo granat dymny, który zasłania nas przed wrogami. Druga z jego karier, Żelazny Rębacz, jest prawdopodobnie jedną z najlepszych postaci w grze, a na pewno jest najbardziej przyjazny nowicjuszom. Posiada bardzo potężne zdolności pasywne zwiększające przeżywalność naszego krasnoluda, a także ma dostęp do dwóch ekskluzywnych broni.

Miotacz Ognia oraz Smocze Pistolety, bo o nich mowa, to bronie nie wymagające amunicji oraz pracujące na przegrzaniu. Dzięki temu możemy przez całą misję spokojnie naparzać z naszych gnatów bez zwracania uwagi na amunicję. Miotacz Ognia służy do kontroli dużych grup wrogów, a Smocze Pistolety 3 – 4 strzałami zabijają większość elit. Jest zabawa.

Ostatnią z klas krasnoluda jest znany dobrze wszystkim fanom Warhammera Slayer czyli Zabójca. Gruby irokez, dwa topory i jazda. Większa szybkość oraz dłuższy unik powodują że krępy krasnolud z brzuszkiem jest jedną z najbardziej mobilnych postaci w grze. Wymaga wiele wprawy i drużyny która do niego się dostosuje (brak broni dystansowej), ale gra zabójcą daje dużo frajdy. Każda z dostępnych 5 postaci ma takie trzy historie. Można się bawić? Jestem w trakcie nagrywania filmów z gry każdą z postaci. Możecie je zobaczyć na tej playliście.

Piękna ta apokalipsa

No własnie, jeżeli zginiemy dwa razy lub żaden z naszych towarzyszy nie przywróci nas na nogi po ogłuszeniu przeciwnika, zostajemy porwani. Nasza drużyna musi we trójkę dotrzeć do lokalizacji gdzie leżymy związani i nas po prostu uratować. Jest jednak zaleta takiego stanu, którą docenią gracze porozumiewający się ze sobą mikrofonami. Gracz związany może wykorzystać wolną kamerę dowolnego z aktywnych graczy i obserwować to co się dzieje na około grupy. Dzięki temu otrzymujemy dodatkowe oczy z tyłu głowy, bo wrogowie lubią atakować w plecy. Zdarzyło nam się, że właśnie dzięki temu atutowi udało się wygrać grę, którą inaczej byśmy prawdopodobnie przegrali nawet będąc w pełnym składzie.

Graficznie gra wygląda po prostu idealnie. Mamy cienie, światła, dużo szczegółów itp. Roślinność wygląda ładnie, to samo przeciwnicy oraz budynki. Jest bardzo dobrze. Co ciekawe, gra jest bardzo dobrze zoptymalizowana. Działa nawet u Yurine, czyli Adriana Marca który okazjonalnie pisze na Big Bad Dice o konsolach. To jest już dobry wyczyn, bo Adrian gra w gry komputerowe na kartoflu z monitorem.

 

Niektórzy recenzenci narzekają na błędy. Prawdopodobnie pisali recenzję wersji beta, bo od premiery nie widziałem żadnych błędów. No dobra, raz biedny Scaven zakręcił się w miejscu, prawdopodobnie jego tekstura gdzieś się zaczepiła. I tyle. Gra jest bardzo stabilna.

Podsumowanie

Grimdarkowy coop w świecie Warhammera? Brać w ciemno, to jedna z najlepszych gier kooperacyjnych na rynku ostatnich lat. Dosłownie miażdży konkurencję, która próbuje udawać gry kooperacyjne, a pozostałe tytuły zostawia bardzo z tyłu. Spełnia swoje założenia i daje naprawdę mnóstwo frajdy. Najlepiej grać oczywiście ze znajomymi, ale grając z losowymi graczami też jest dobrze. O ile nie traficie na palanta. Ale takie sytuacje trafiają się w każdej grze prawda? I do tego grosze kosztuje, bo grę można kupić za 70 zł.

Brak komentarzy

Zostaw Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Poprzednio Warhammer 40000 - Pierwsze Malowanie Figurek - Intercessor
Następny Warhammer Underworlds: Shadespire - Recenzja - Skirmish dla każdego?