Callie Hart: Quicksilver – recenzja – zasłużony HIT?


Quicksilver

Quicksilver autorstwa Callie Hart szybko stał się sprzedażowym hitem. Czy książka jest faktycznie tak dobrym romantasy, jak wszyscy obiecują?

“Make me forget that I’ve ever suffered” I commanded. “Make me forget that I will again.”

Quicksilver autorstwa Callie Hart to jedna z tych książek, które w ostatnim czasie wywołały niemałe poruszenie w świecie literatury fantasy, a tytuł ten błyskawicznie zdobył popularność w bookmediach. Lubię romantasy, ale nauczyłam się z rezerwą zabieram się do bookstagramowych hitów, które nieraz mnie już zawiodły. Podchodziłam do tej książki z mieszanymi uczuciami – z jednej strony intrygowały mnie entuzjastyczne recenzje, z drugiej zaś obawiałam się kolej powtórki z marnej rozrywki. Czy Quicksilver rzeczywiście zasługuje na miano jednej z najlepszych pozycji fantasy zeszłego roku? Czy zdobędzie taką samą popularność po premierze na polskim rynku czytelniczym?

Quicksilver

Historia zaczyna się w Trzecim Dystrykcie – pustynnej krainie rządzonej przez despotyczną królową, gdzie woda jest cenniejsza niż złoto, a ludzie żyją w nędzy i nieustannym strachu. To miejsce, gdzie po śmierci zwłoki rozkładają się na chodniku, a kradzież jest wyznacznikiem przetrwania. Jest pełne cierpienia i niesprawiedliwości społecznej. Główna bohaterka, dwudziestoczteroletnia Saeris Fane, od dziecka walczy o przeżycie kradnąc wodę i żywność, by utrzymać siebie i swojego problematycznego brata. Pierwsze rozdziały książki to prawdziwy rollercoaster – począwszy od kradzieży złotej rękawicy strażnika królowej, poprzez późniejszą próbę ukrycia łupu za pomocą lokalnego oszusta, aż po pojmanie i wtrącenie do lochu.

Prawdziwy zwrot akcji następuje jednak w momencie, gdy Saeris, walcząc z nadchodzącą śmiercią, wyciąga mityczny miecz ze srebrnej powierzchni i otwiera portal między światami. Po drugiej stronie czeka na nią lodowa kraina Yvelia – dom Fae, jak się dowiadujemy, istot uważanych dotąd za legendę (i to dosyć mroczną). Tu właśnie nasza bohaterka poznaje Kingfishera, ponurego wojownika, którego początkowo bierze za samo wcielenie Śmierci. Naturalnie, sam Fisher szybko trafił na listę ulubionych 'bookboyfriends’ większości czytelniczek.

Quicksilver

Jednym z bardziej oryginalnych aspektów Quicksilver jest system magii oparty na alchemii. Lubię książki, które bawią się magią – polubiłam system kart z One Dark Window (Okno skąpane w mroku), polubiłam też ten z The Prison Healer’a. Pomysł Callie Hart także przypadł mi do gustu, bo nie spotkałam się dotąd z takim konceptem. Saeris dowiaduje się, że jest Alchemiczką – osobą zdolną do manipulowania rtęcią (stąd właśnie tytułowy „quicksilver”) i przekształcania jej w magiczne przedmioty o niezwykłych właściwościach. Co ciekawe, rtęć w tym świecie jest substancją świadomą, posiadającą własną osobowość, z którą Alchemik musi się komunikować, by osiągnąć zamierzony efekt.

Ten aspekt powieści wyróżnia się na tle innych książek fantasy. Autorka przedstawia magię nie jako prostą umiejętność, ale jako sztukę negocjacji i wzajemnej współpracy między stronami. Podobały mi się sceny, w których Saeris uczy się rozumieć i kontrolować swoje zdolności, bo naprawdę pokazały, jak wiele pracy autorka włożyła w stworzenie spójnego i oryginalnego systemu magicznego. Dobrze czytało mi się też o tworzeniu broni – o  gorącej kuźni, wyczerpaniu fizycznym, jakie się ciągnie z tego typu pracą oraz o późniejszej satysfakcji z wykonanego zadania. Broń, którą otrzymał Lorreth była cudowna!

Quicksilver

Centralną postacią powieści jest oczywiście Saeris Fane. To bohaterka wychowana w skrajnie trudnych warunkach, stąd nauczyła się być samowystarczalna, twarda, ale też nieco cyniczna. Można też docenić jej sarkastyczne docinki i bezkompromisowe zachowanie. Jednocześnie jest lojalna wobec bliskich i gotowa poświęcić wszystko, by chronić tych, których kocha. Szybko zdecydowała się na układ z Fisherem, by ratować brata – ten wątek jest również nietypowy, przyprawi czasem o ból głowy, ale także o szeroki uśmiech na twarzy. Pani Hart zapulsowała u mnie z tego powodu, ale przekonałam się o tym dopiero… w ostatnich rozdziałach! Saeris nie jest pozbawiona wad – bywa uparta, porywcza, ale to chyba czyni ją bardziej realistyczną i łatwiejszą do utożsamienia się.

Z kolei Kingfisher to klasyczny przykład mrocznego i niebezpiecznego bohatera, który stopniowo odsłania swoje prawdziwe oblicze. Początkowo sprawia wrażenie chłodnego i bezlitosnego, czasem wręcz okrutnego. Jego sposób bycia irytuje i prowokuje Saeris, co prowadzi do wielu zabawnych wymian zdań między bohaterami. Z czasem poznajemy jego bolesną przeszłość, a to pozwala lepiej zrozumieć jego zachowanie i motywy. Fishera nie da się nie lubić, nawet z całą jego brutalnością.

Relacja między Saeris a Kingfisherem stanowi oś fabuły w Quicksilver i rozwija się według klasycznego schematu „od wrogów do kochanków”, który tak uwielbiam w książkach! Ich początkowa wzajemna niechęć stopniowo przeradza się w fizyczne pożądanie, a następnie w głębsze uczucie. Choć niektórzy czytelnicy mogą uznać, że wątek ten rozwija się zbyt szybko, chemię między bohaterami czuje się już od pierwszych wspólnych scen. Momenty bardziej intymne są napisane z wyczuciem, nie są wulgarne, i co ważne, mają swoje uzasadnienie w rozwoju fabuły i relacji bohaterów.

Jestem pewna, że polubicie też pozostałych bohaterów książki – Lorretha, Rena, a finalnie nawet Carriona Swifta, który początkowo wydaje się być jedynie pobocznym, komicznym elementem fabuły, by później okazać się kluczową postacią dla dalszego rozwoju historii. Jego rola w zakończeniu książki jest jednym z najbardziej zaskakujących zwrotów akcji (uwielbiam książki, które mnie zaskakują, bo jest ich coraz mniej). Carrion, ze swoim cynicznym poczuciem humoru i skomplikowaną przeszłością, wyrasta na jedną z najbardziej intrygujących postaci w powieści.

Quicksilver

Quicksilver liczy sobie ponad 600 stron, jednak czyta się go zaskakująco szybko. Autorka utrzymuje dynamiczne tempo akcji, ale zdarzają się momenty, kiedy fabuła nieco zwalnia – szczególnie w środkowej części książki, gdy Saeris uczy się o swoich zdolnościach w bibliotece. Te fragmenty, choć istotne dla zrozumienia świata przedstawionego, mogłyby być nieco bardziej zwięzłe. Z drugiej strony, możemy się wymęczyć razem z bohaterką. Prawdziwym majstersztykiem jest natomiast zakończenie powieści, w którym wszystkie wątki zaczynają się ze sobą splatać, a tempo akcji gwałtownie przyspiesza. Hart umiejętnie wprowadza serię zwrotów akcji, które zmieniają nasze postrzeganie wydarzeń i postaci.

Szczególnie intrygujący jest motyw „boga chaosu”, który pojawia się pod koniec książki, sugerując, że związek Saeris i Kingfishera może mieć katastrofalne konsekwencje dla świata. W kolejnych częściach z pewnością czeka nas jeszcze więcej mitologii i nadnaturalnych elementów, bo Callie Hart łączy elementy high fantasy z motywami typowymi dla horroru. W świecie przedstawionym obok Fae występują także wampiry, a konkretnie Wampirzy Król Malcolm i jego armia „zombie wampirów”. Te ostatnie są istotami, które niegdyś były ludźmi lub Fae, ale nie zostały w pełni przemienione przez Wampirzego Króla, przez co stały się bezmyślnymi sługami wykonującymi jego rozkazy. Sceny walki z „feederami” są naprawdę dobrze napisane.

Quicksilver

Quicksilver Callie Hart to powieść, która mimo pewnych niedoskonałości, oferuje wciągającą historię, oryginalny system magii i postacie, które zostają w pamięci długo po zamknięciu książki. Zdecydowanie warto ją przeczytać, szczególnie jeśli poszukujesz czegoś, co wciągnie cię w rozdziały tak samo, jak zrobiły to Dwory, czy Szklany Tron, lub nawet Fourth Wing. Quicksilver budzi zainteresowanie od pierwszych stron. Autorka zbudowała solidne fundamenty pod rozwinięcie swojego uniwersum. Jeśli kolejne części utrzymają poziom zakończenia pierwszego tomu, cykl ma szansę stać się jedną z ciekawszych propozycji na rynku fantasy.

Szczerze mówiąc, przed premierą drugiego tomu, chętnie przeczytam Quicksilvera jeszcze raz – a zazwyczaj nie czytam tej samej książki dwa razy w ciągu roku.

 

Zobacz też: Premiery książek w 2025 roku, których nie mogę się doczekać!

Death has a name.

It is Kingfisher of the Ajun Gate.

Więcej o książce na stronie autorki – calliehart.com

P.S. Do wszystkich, którym nie podoba się imię „Kingfisher” – autorka już zapowiedziała, że w drugiej części poznamy jego prawdziwe imię. Dlaczego używa fałszywego? Tego na szczęście można się dowiedzieć z treści!

Poprzednio Ubisoft ma zamiar używać środków prawnych, by walczyć z krytyką Assassin's Creed Shadows?
Następny Age of Mythology Retold: Immortal Pillars - Recenzja - Porządne DLC!