Area control z domieszką mechanik znanych z gier euro – czy to się może udać? Asymetryczne frakcje ruszają w bój o tajemnicze relikty. Planują, walczą, budują – przed Wami Circadians: Ład Chaosu – jedna z lepszych gier tego roku!
Kilka podstawowych informacji na temat gry Circadians: Ład Chaosu:
Circadians: Ład Chaosu to drugi po Nowym Świcie tytuł osadzony w nowej trylogii Garphill Games. Wcześniej za ich sprawą bawiliśmy się z najeźdźcami z północy, zwiedzaliśmy Zachodnie królestwa, więc w końcu przyszła pora na kosmiczne science-fiction. To może niektórych zaskoczyć, ale Ład Chaosu to nie euro! Gra to konfrontacyjne area-control, w której sześć asymetrycznych frakcji walczy o tajemnicze relikty, które pojawiły się na powierzchni planety. Spokojna koegzystencja się skończyła, kiedy na horyzoncie pojawiła się możliwość rozwoju naszej frakcji. Pokój zastąpił tytułowy chaos, który wciągnie w wir walki wszystkich mieszkańców. Sama gra jest mocno nastawiona na rywalizację, aczkolwiek planowanie, zarządzanie zasobami i rozwój mniejszych i większych bonusików kojarzy się już ze starymi, dobrymi euraskami ze stajni Garphil Games. W grze dzieje się dużo, ale wszystko ma przyjemny feeling starego, dobrego Sci-Fi. Jest generycznie? – oczywiście, że tak. Obcy, walka o coś i niezbadane planety to motyw znany i na szczęście lubiany przez graczy. W Ładzie Chaosu tematyka to podłoże do bardzo fajnej gry, która błyszczy mechanikami! Jeżeli lubicie brodatych krasnoludów i elfy z łukami, to niestety – tu znajdziemy dziwnie zielonych obcych, ludziopodobnych Circadian oraz niepokojąco wyglądającą SI.
Próg wejścia
Tutaj trzeba przyznać uczciwie – to nie jest gra dla amatorów. Same zasady ogólne, chociaż jest ich sporo, nie są jeszcze problematyczne i wydają się być całkiem logiczne. Schody zaczynają się przy próbie zrozumienia naszych frakcji. Ład Chaosu to mocno asymetryczna gra, w której każda frakcja ma swoje własne umiejętności, mocne i słabe strony, dowódców czy wręcz różne sposoby na wygraną. Pierwsze partie są w zasadzie do piachu, ponieważ polegają na odkryciu, jak działa nasza frakcja i budowaniu pierwszych planów, jak nią wygrać. Działamy nieco po omacku, ale im dalej w las, tym robi się ciekawiej – gra otwiera pełnię swoich możliwości przy drugiej-trzeciej partii w tym samym składzie. Wiemy, co robić (mniej więcej), znamy możliwości przeciwnych frakcji i na planszy zaczyna się dziać. Gra ma sporo ikonografii, która potrafi być problematyczna na początku naszej przygody, ale z czasem docenicie jej czytelność. Na plus zasługują osobne instrukcje dla każdej frakcji, które tłumaczą jej setup (a ten może być dość różnorodny) oraz wady i zalety pomagające w pierwszych rundach.
Kilka słów o zasadach
Przed rozpoczęciem rozgrywki właściwej czeka Was dość długi i upierdliwy setup. Pudełeczka na frakcje pomagają, ale i tak trzeba poukładać sporo elementów na planszy głównej i planszetkach gracza. Instrukcja główna i frakcyjna całkiem nieźle tłumaczy, co i gdzie mamy zrobić.
Rozgrywka w Ład Chaosu trwa maksymalnie sześć rund, ponieważ jednym z celów gry jest kontrolowanie tajemniczych reliktów. Jeżeli uda się nam jednocześnie na koniec rundy kontrolować wszystkie wymagane hexy wygramy. W przeciwnym wypadku co rundę też z najniższym numerem jest rozpatrywany – albo trafi do gracza kontrolującego hex, albo do pudełka. Drugi warunek zwycięstwa jest inny w zależności od frakcji, którą gramy. Na krawędzi planszy na specjalnych torach możemy śledzić postępy każdego z graczy.
Każda runda składa się z dziewięciu faz, rozgrywanych jedna po drugiej. Co ważne, żadnej nie pominiemy. Pierwsza to określenie kosztów akcji. Gracze mają do dyspozycji różne kafelki, które określają koszt wykonania danej akcji – w zależności od wybranej akcji dla nas będzie darmowa, a przeciwnicy zapłacą koszt do banku/dla gracza. Następnie rozgrywamy fazę odkryć, którą możemy porównać do usprawniania innych akcji. Na początku nasze tory są na początkowych polach, ale im dalej będziemy wędrować, tym akcje staną się silniejsze. Budowa pozwala wznosić budynki z naszej planszetki na fundamentach umieszczanych na hexach. Budowle odblokowują nam różnorakie dochody, które dostaniemy na koniec rundy. Budujemy od lewej do prawej płacąc wymagane koszty.
Akcja zbiorów pozwala zyskiwać Energię i dodatkowe Zasoby z obszarów, które kontrolujemy na mapie. Patrzymy na zębatki narysowane na hexach i wybieramy które dobra chcemy pozyskać. W fazie walki rozstrzygamy według kolejności wybranej przez graczy wszystkie bitwy. W skrócie porównujemy siłę naszych ludzi, na specjalnym kole walki wybieramy jedną z opcji i ewentualnie dogrywamy jedną kartę taktyki. Robimy to w ciemno i ujawniamy nasze plany jednocześnie. Na koniec rozpatrujemy finalną się i wyłaniamy zwycięzcę. Następnie przydzielamy ataki wysyłające jednostki graczy na planszetkę i niwelujemy je obroną. Następnie pozyskujemy dochody – z planszetek graczy oraz w zależności od liczby kontrolowanych przez nas hexów. Ostatni etap w rundzie to sprawdzenie, czy ktoś nie wygrał przez kontrolowanie terenów z reliktami.
Frajda z rozgrywki, czyli jak chętnie wrócę do tej gry?
Na ten moment Circadians: Ład Chaosu to moja gra numer jeden z tytułów poznanych w tym roku. Zrobiła na mnie kapitalne wrażenie, pomimo tego, że asymetryczne frakcje nie pomagają we wprowadzaniu nowych graczy. Jako fan euro nie sądziłem, że area control aż tak mi się spodoba. To wynika głównie z połączeń mechanicznych, jakie oferuje nam Ład – oprócz dążenia do konfliktów mamy tu całą masę miejsc, nad którymi trzeba się pochylić i przeanalizować dostępne opcje. Rekrutacja polega na zdobywaniu nowych wojsk i wysyłaniu ich na mapę. Każda frakcja może mieć inny tor rekrutacji. Tą akcją możemy też wysłać naszych przywódców na mapę. Ruchu tłumaczyć raczej nie trzeba, natomiast wejście na hexy z przeciwnikiem powoduje wywiązanie się walk.
Kapitalnie sprawuje się tor akcji z planowaniem ich kosztu dla wszystkich graczy. Tutaj dzielę się sporo magii, która tak mi się podobała. Kafelków zawsze nam wystarczy, ale kluczem jest umiejętne wybranie akcji darmowej dla nas w danym momencie i zwiększenie kosztów przeciwnikom. Ciężko to opisać – to trzeba sprawdzić w praktyce.
Bardzo mi się podobała walka, która była nieprzewidywalna, chociaż coś tam się dało policzyć. Koła podobne do tych, że Scythe, kostki które boostują naszą siłę oraz karty taktyk, które dają fajne zdolności. Rozstrzyganie walk było emocjonujące i przypominało mi to znane, chociażby z Zakazanych Gwiazd, czy Kemeta – dwóch gier, które bardzo lubię. To niezwykle ważne, żeby w grze o walce w obszarach walka była satysfakcjonująca. Ład Chaosu ma w sobie sporo taktycznej głębi i możliwości na zmianę sytuacji na planszy – trzeba to tylko odpowiednio wykorzystać w trakcie rozgrywki.
Kapitalne są również same frakcje, które naprawdę zaspokoją głód różnorodności wśród najwybredniejszych fanów asymetrycznej rozgrywki. Niektóre lepiej walczą, inne mają lepszą możliwość poruszania się po obszarach. Circadianie nie mają swojej bazy i latają na statku desantuje swoje wojska. Różnorodność to też karty cech, czy dowódcy z różnymi statystykami oraz możliwość ich ulepszania! W końcu wisienka – oprócz standardowego trybu wygranej z kontrolą reliktów każdy z graczy ma swój własny tor zwycięstwa za robienie czegoś. Jeżeli lubicie Roota, to tutaj mamy nieco mniej elegancką, ale bardziej złożoną formę rozgrywki. Podoba mi się, że musimy mocno kontrolować innych i ich poczynania. Frakcja bez kontroli może w turę dobić swój warunek zwycięstwa i wygrać cicho i bez rozgłosu!
Dlaczego Circadians: Ład Chaosu to moja ulubiona planszówka wydana w tym roku na tę chwilę? Asymetryczna rozgrywka daje mi poczucie, że za każdym razem robię coś innego podlana mocny i wyczuwalnym sosem z dobrych eurasków opakowane w walkę o kontrolowanie obszarów. Gra jest ekscytująca, wymagająca i satysfakcjonująca – mam ochotę na kolejne partie nawet tą samą frakcją, by spróbować czegoś innego. Tutaj mały minusik, który niektórym może doskwierać. Frakcje nie są sandboxowe – nie mogą być dobre we wszystkim, co sobie wymyślicie. Są ukierunkowane na pewne rzeczy, które powinniśmy wykorzystywać. Jeżeli olejemy, chociażby dużą mobilność i potencjał do szybkiego rozprzestrzeniania się naszej frakcji, a pójdziemy w budowę – ok, da się, ale efekt będzie nieco słabszy niż u przeciwnika, który premiuje taki styl gry.
Wykonanie
To chyba największy minus gry. Jakościowo wszystko wygląda nieźle. Mamy nawet specjalne pudełeczka na komponenty poszczególnych frakcji. Pudełko jest napchane elementami po sam korek, więc wyobraźcie sobie rozkładanie tego wszystkiego za każdym razem. Setup mnie męczył, ale na szczęście rozgrywka wynagradza poniesione trudy. Plansza też nie wygląda zachęcająco przez dobór kolorów. Oglądając to z boku nie jest źle, ale próba odnalezienie się wśród tego „chaosu” może być problematyczna. Po którejś z kolei partii można się przyzwyczaić, ale pierwsze wrażenie może nie być aż tak pozytywne. Nie lubię też wciskanych standów w te plastikowe podstawki – karton niszczy się piekielnie szybko a serce krwawi.
Interakcja
Gra to interakcja w czystej postaci. Zaczynamy od planowania kosztów akcji – tu możemy mocno przeszkadzać innym, zwiększając koszt akcji, na której bardzo zależy innym (ach ten ruch i rekrutacja!). Surowce nie są aż tak trudne do zebrania, ale zawsze musimy odpowiednio nimi zarządzać, bo nie starczy nam na wszystko. W końcu walczymy o obszary i toczymy bitwy! Wybieramy, kogo zaatakować, a komu dać pozorną turę spokoju. Jeżeli lubicie ciułać powoli punkty we własnym pasjansie nienagabywani przez innego gracza to Ład Chaosu nie będzie tytułem, którego szukacie.
Czas rozgrywki i skalowanie
Każda gra area control (no prawie) ma problemy z rozgrywką dwuosobową i moim zdaniem nie inaczej jest z Ładem Chaosu. Żeby nie było, da się grać, ale takie gry żyją tym, że na planszy jest sporo osób i dzieje się chaos. Z drugiej strony tenże chaos czasami doskwiera i wprowadza spory down time związany z rozgrywaniem swoich rund. Grając w dwie osoby gra wygląda jak pojedynek jeden na jednego – mapa jest spora, ale pilnujemy tylko jednego przeciwnika, więc kto pierwszy popełni większy błąd przegra. Przy wieloosobowej partii jest więcej zmian, które odwracają sytuację na planszy. Najlepiej grało mi się w 3-4 osoby. Jeżeli chodzi o czas rozgrywki, to jest różnie, ale nastawcie się raczej na ponad dwie godzinki bez tłumaczenia. Co prawda w teorii już pierwsza runda gry może wyłonić zwycięzcę, ale mi się to jeszcze nie zdarzyło.
Regrywalność
Całkiem spora. Mamy sześć frakcji, różne możliwości ustawienia naszej bazy i losowo rozmieszczone kafelki. Samo przyswojenie i ogranie każdej z dostępnych frakcji, przetestowanie podstawowych strategii to kilkanaście różnych rozgrywek. Gra ma potencjał, żeby za każdym razem wyglądać inaczej, ale dawać te same pozytywne emocje po każdej partii.
Na zakończenie
Circadians: Ład Chaosu to kawał świetnej gry dla fanów area control podlanej wyśmienitym sosikiem znanym z eurasków. Nie liczymy tu punktów, ale musimy dobrze zarządzać zasobami, planować i walczyć z innymi o kontrolowanie obszarów z tajemniczymi reliktami. Każda z frakcji jest mocno asymetryczna i wyróżnia się na tle innych. Jedne lepiej walczą, inne są bardziej mobilne, a każda ma swój własny warunek zwycięstwa. Świetny motyw z planowaniem akcji i ustalaniem kosztów dla siebie i pozostałych graczy – można napsuć krwi innym. Bardzo mi się podobała walka, która była nieprzewidywalna, chociaż coś tam się dało policzyć. Dlaczego Circadians: Ład Chaosu to moja ulubiona planszówka wydana w tym roku na tę chwilę? Gra jest ekscytująca, wymagająca i satysfakcjonująca – mam ochotę na kolejne partie nawet tą samą frakcją, by spróbować innego podejścia. Czy coś ją przebiję – na ten moment nic nie przychodzi mi do głowy. Zagrajcie, naprawdę warto!
WSPÓŁPRACA REKLAMOWA] Dziękujemy wydawnictwu Portal Games za przekazanie gry do recenzji.
Może zainteresuje Cię recenzja gier Kamon, Yoxii, Pantarei, Mana, Hokito ?