Podsumowanie
Pros
- masa znajdziek i sekretów
- piękna grafika i dobra muzyka
- ciężko odejść jak już zaczniemy grać
Cons
Ktoś mądry powiedział, że szaleństwem jest powtarzanie tych samych czynności i oczekiwanie innego wyniku. Dead Cells pokazuje, że w tym szaleństwie jest dobra zabawa na wiele długich godzin.
Dead Cells to kolejny typowy indyk z indyczą pikselową, prostą grafiką. Szczerze – mam dość tego typu gier i większość z nich powoli zaczynam omijać szerokim łukiem. Są oczywiście wyjątki (Chwalebne Darkest Dungeon, fenomenalne FTL i bardzo dobre Into The Breach). Może wśród tych gier są i tytuły na dłużej, ale w większość z nich pogram chwilę, pomyślę sobie jakie to fajne i wyłączę wracając do poważniejszych tytułów. Może się robię stary?
Dead Cells było inne. Już od Early Acces robiłem kolejne podziemia i z krótszymi lub dłuższymi przerwami do gry wracałem. Nasze pierwsze filmiki na kanale YouTube są właśnie z wczesnej wersji Dead Cells. Co sprawiło że ta gra tak bardzo przypadła mi do gustu? Całokształt i pasja którą widać na każdym kroku w tej grze.
Dead Cells – parę słów o fabule
Fabuła w Dead Cells jest przedstawiona w bardzo podobny sposób do tej znanej z serii Dark Souls. Tak naprawdę wiemy prawie nic i wszystkiego musimy się domyślać z szczątkowych rozmów z postaciami oraz obserwacji otoczenia. Wcielamy się w gluta który kontroluje ciało martwego więźnia gdzieś głęboko w katakumbach. Naszym celem jest wydostanie się i dowiedzenie czemu wszyscy na około nie żyją i wokół nas pełno jest zombie oraz potworów.
Fabularnie Dead Cells jest nieistotny. Jest to tylko dodatek do ciągłego przechodzenia kolejnych, losowo generowanych poziomów. Do momentu kiedy umrzemy, bo wtedy zawsze zaczynamy całkowicie od zera. Całą grę jednak można ukończyć w dwie godziny. Ale dla zwykłych śmiertelników będzie to niewykonalne. Na początku denerwowało mnie takie podejście do fabuły, gdzie jest ona po prostu nieważna. Później zrozumiałem tą koncepcję – gra ma duże tempo i nakazuje nam skupić się na bieganiu przez kolejne poziomy.
O co chodzi w Dead Cells?
Bo tak naprawdę powtarzając każdy kolejny bieg, jesteśmy coraz lepsi. W trakcie walk z potworami zdobywamy pieniądze oraz rdzenie. Pieniądze w głównej mierze służą do kupowania różnych rzeczy w trakcie bieżącej rozgrywki. A to czasem znajdziemy złote drzwi, których otworzenie będzie nas kosztowało, a to znajdziemy stragan gdzie dziwna istota sprzeda nam nowy łuk i pułapkę. Wszystko to stracimy po śmierci.
Rdzenie natomiast służą do ulepszania postaci oraz możliwości naszego startu. Możemy wybrać jedno z wielu ulepszeń, ale każde z nich kosztuje określoną liczbę rdzeni. Nie musimy ich kupować na raz, przelewamy rdzenie na dane ulepszenie i potem możemy przelać resztę. Robimy to między poziomami, jeżeli nam się nie uda dojść do kolejnego poziomu, tracimy je wszystkie. Ulepszenia dają nam dostęp do coraz to lepszych broni, których schematy znajdujemy w trakcie gry oraz możliwości doboru lepszej broni początkowej na nowym starcie.
System ulepszeń nakazuje nam stawianie długo planowych celów. Czy kupimy teraz słabsze ulepszenie i mniej przydatne, czy poczekam kilka poziomów i kupię te lepsze, bardziej przydatne? Zakup wszystkich przedmiotów oraz ulepszeń wymagać będzie tysięcy rdzeni i wielu godzin gry. Odblokowanie wszystkiego to praca trwająca dziesiątki godzin. Będzie nam chciało się tyle grać? Oj tak.
Przebieg rozgrywki – arsenał ninja
Dead Cells to raczej niecodzienna gra platformowa. Tradycyjnie dla gatunku, biegniemy przed siebie, pokonujemy potwory, zbieramy skarby oraz coraz lepsze bronie i pokonujemy bossów których ataki zasłaniają pół ekranu i my jednocześnie próbujemy trafić naszego wroga i samemu nie oberwać. Cała atrakcyjność gry natomiast jest ukryta w szczegółach.
Po pierwsze – liczba broni jest astronomiczna. Aby mieć do nich dostęp, musimy znaleźć ich schemat oraz je odblokować za rdzenie. Potem będzie istniała szansa że broń pojawi się gdzieś na mapie lub w ramach wyboru na początku misji. Możemy mieć jednocześnie 4 bronie – dwie zwykłe oraz dwa gadżety. Bronie zwykłe można podzielić głównie na dystansowe oraz do walki w zwarciu (chociaż są wyjątki, jak np. pochodnie). Weźmy taki łuk – może on być w kilkunastu wariantach: standardowym, z nieograniczoną amunicją, czy w wersji kuszy która wymaga chwili do oddania strzału, ale zadaje olbrzymie obrażenia. Potem dochodzą poziomy broni. Z każdym kolejnym poziomem broni, może ona mieć inny dodatkowy perk. I tak nasz łuk z nieograniczoną amunicją może zadawać obrażenia od trucizny i doprowadzać, że zabici wrogowie zostawiają po sobie małe robaczki gryzące wrogów.
To samo jeżeli chodzi o gadżety, ale te można podzielić na jeszcze więcej kategorii – są granaty, wieżyczki, zaklęcia czy wzmocnienia. I znowu, każdy z tych gadżetów może mieć nawet kilka perków które totalnie zmienią działanie zabawki.
Jedziemy dalej. Podczas każdego biegu rozwijamy postać zbierając specjalne zwoje. Większość z nich pozwoli nam zwiększyć jedną statystykę o 1, co da nam dostęp do większej puli życia i zwiększa obrażenia broni danego koloru (np. większość broni do walki w zwarciu skaluje się od brutalności). Statystyki są nam potrzebne i będziemy rozglądać się za zwojami.
Ale wiecie też, że Dead Cells to gra na czas? Jeżeli przebiegamy przez poziomy jak błyskawica ignorując wrogów i znajdźki, będziemy mieli dostęp do specjalnych zamkniętych drzwi, a za nimi unikaty, pieniądze i rdzenie. Czy warto? Nie wiem, wydaje mi się że więcej się zyskuje czyszcząc dokładnie poziomy.
PIXELART
Grafika, mimo pixelowości, wygląda cudownie! Wszystko jest bardzo czytelne, mimo tego że na mapach dzieje się bardzo dużo (zwłaszcza jak korzystamy z broni które robią dużo szumu np. pochodnia zapalająca podłogę z granatami), to wszystko jest czytelne i w tym chaosie zawsze dostrzeżemy lecący do nas pocisk i zdążymy wykonać unik. Nie wiem jak twórcy potrafili tak zbalansować grafikę, ale im się udało. Nawet podczas walki z bossami, mimo że dzieje się dużo, to wprawny gracz będzie widział wszystko. Obejrzyjcie filmik z mojej walki z jednym z pierwszych bossów. Trwa tylko trzy minuty, ale zwróćcie uwagę na tempo walki i szczegóły.
Po pierwsze, patrzcie jak wygląda tempo walki i jak wyraźnie są zarysowane kolejne etapy, wraz z tracącymi punkty życia bossem. Na początku korzysta on może z dwóch trzech ataków, potem jednak szybko zaczyna robić fale uderzeniowe i skakać. Na końcu robi to prawie jednocześnie, przez co musimy przeskakiwać nad falą i jak najszybciej robić unik bo boss na nas skacze. Później jest jeszcze gorzej. Poniżej moja pierwsza walka z drugim bossem.
Było jeszcze gorzej! Od pewnego momentu nawet nie było wolnych miejsc na unik! Do tego ten łańcuch. A potem jest jeszcze gorzej.
Dźwiękowo gra wymiata. Ma fenomenalny main theme i fantastyczne głosy przypominające klasyczne gry platformowe. Nie mam tutaj nic do zarzucenia.
Podsumowanie
Lekka, ale nie łatwa. Prosta, ale trudna. Dead Cells to wiele sprzeczności połączonych w bardzo dobry tytuł. Nie ma w nim ambitnej fabuły, ale liczba rzeczy do zrobienia i to niszczenie monotonii co kolejny bieg dzięki nowym przedmiotom i umiejętnościom jest w cenie. Warto dać tej grze szanse, wiem że dużo z nas ma dosyć indyków, ale ten jest naprawdę bardzo dobry. Polecam z czystym sercem.
Grę możecie kupić na moim sklepie internetowym – Dead Cells na popkulturalny.pl
Brak komentarzy