Doktor Strange w Multiwersum Obłędu jest kolejną już produkcją w IV fazie Marvel Cinematic Universe. Pierwsza część filmu odniosła światowy sukces, można było się spodziewać, że i tym razem będzie tak samo. Ostatnie filmy MCU nie zachwycały jednak jakością, wiec z pewną rezerwą udaliśmy się do kina. Czy nasze obawy okazały się słuszne?
aha, będę jednak spoilerować
Jeśli oglądaliście ostatniego Spidermana – Bez drogi do domu, to z pewnością poznaliście już koncept multiwersum. Peter Parker wybłagał Stephena Strange’a, by ten rzucił zaklęcie, dzięki któremu ludzie zapomnieliby o prawdziwej tożsamości człowieka pająka. Zaklęcie nie wychodzi tak należy, wymyka się spod kontroli a świat nawiedzają alternatywne osobowości bohaterów – inni Peterzy Parkerzy a tym samym inni złoczyńcy, z którymi przyszło im walczyć. Mutliwersum, niczym komnata tajemnic zostaje otwarte. Jest to zbiór alternatywnych rzeczywistości i światów. Każde różni się od siebie nawet w najmniejszym stopniu.
Zacznijmy od stwierdzenia, które bardzo spodobało mi się w filmie – sny człowieka są tak na prawdę jego wspomnieniami z innego uniwersum. Stephen śni o poszukiwaniu Księgi Vishanti, usiłowaniu zabójstwa młodej dziewczyny i ucieczce przed finalnym bossem. W praktyce okazuje się, że młoda dziewczyna ma na imię Ameryka i dzięki zdolności poruszania się w multiwersum, trafia na Ziemię jaką znamy – Ziemię 616. Razem z nią do Nowego Jorku przybywa demon, który na nią poluje. Strange i Wong, który teraz jest Najwyższym Czarodziejem, wspólnie dochodzą do wniosku, że są zbyt słabi na skalę problemu. Proszą więc o pomoc najsilniejszą czarownicę jaką znają – Wandę.
Tutaj właśnie zaczyna się cały problem ze scenariuszem. Otóż wychodzi na jaw, że Wanda tęskni za swoimi wyimaginowali dziećmi. Jeśli czujecie się zgubieni w fabule, wróćcie do serialu WandaVision. To całkiem niezła produkcja, która momentami wyciśnie łzę z oka i złamie serce. Wracając jednak do samej Wandy – uczucie to zmyślonych dzieci usprawiedliwia faktem, że z pewnością są gdzieś TAM – w multiwersum. Śni o nich co noc, więc za wszelką cenę ma zamiar do nich dotrzeć. Co jednak zrobi z ich tamtejszą matką (czyli swoją inną wersją)? Na to pytanie nie umie odpowiedzieć. Oślepiona własnym debilnym pomysłem poświęca wszystko i wszystkich by dotrzeć do celu. Wanda z czasów serialu weszła w posiadanie księgi Darkhold – najgorszej księgi zaklęć, dzięki której stała się Szkarłatną Wiedźmą. Dzięki księdze potrafi przenosić się do innych wymiarów i przejmować kontrolę nad tamtejszymi osobami. Musicie wiedzieć, że kobieta zabije nawet niewinne osoby, by dotrzeć do czego postanowiła.
Problem w tym, że cały ten plot nie ma najmniejszego sensu. Jej dzieci żyją na innych Ziemiach, w innych uniwersach. Są kochane, bezpieczne i zadbane. Gdyby ich odnalazła, to Wada stałaby się ich największym zagrożeniem. Ślepe dążenie do tak bezsensownego celu kompletnie zepsuło sposób, w jaki odebrałam film. A teraz pomyślmy sobie jak dobry byłby to film, gdyby Wanda nie szukała swoich irytujących zmyślonych dzieci, a Visiona, który na koniec serialu odleciał sobie…gdzieś tam. Czy próba odnalezienia swojej prawdziwej miłości nie miałaby więcej sensu? Dla mnie odpowiedź jest jedna i żałuję, że twórcy nie pochylili się w tym kierunku. Żałuję też, że z tak interesującej postaci jak Wanda zrobiono bezsensowną maszynę do zabijania i jednocześnie żałośnie rozpaczającą osobę. Ten wątek zupełnie mnie nie przekonuje. Jak zepsuć ciekawą postać? Oto odpowiedź.
Muszę przyznać jedną rzecz, może odrobinę podważającą wszystko, co powiedziałam wyżej. Sposób, w jaki Wanda mordowała ludzi był na prawdę imponujący. Z kolei, to też do pewnego momentu starcia z Illuminati. Zabawne było jednak to, że z potężnymi męskimi przeciwnikami poradziła sobie w sekundę a walka z tamtejszą Kapitan Marvel i agentką Carter zajęły kilka minut antenowych. Ostatecznie i tak Szkarłatna Wiedźma pokazała, że jest najpotężniejszą postacią w uniwersum.
Jeśli chodzi o samą postać tytułową, Doktor Strange wydawał mi się być trochę zapomniany w tym filmie. Duża część skupiła się na Szkarłatnej Wiedźmie a sceny Stephena zostały przyciemnie skalą bezsensu jaki przejawiała Wanda. Kiedy jednak Strange pojawiał się na ekranie, szybko można było przypomnieć sobie powody, dla których pierwsza część w serii zyskała tak wielką popularność. Jego wątek, podróżowanie po światach z Ameryką a nawet ciągnący się po multiwersum aspekt niespełnionej miłości do Christine oglądało się z zainteresowaniem. Dorzucono do tego charakterystyczny dla Marvela element żartu w ciężkich sytuacjach, odrobinę niedorzeczności i pyskówek między bohaterami. Szkoda tylko, że wszystko zginęło w cieniu Wandy. Można było zrobić z tego oddzielny film, poświęcony tej bohaterce. Jeśli znalazły się środki na średniaka Shang- Chi, to z pewnością znalazłyby się i na to.
Absolutnie nie mogę powiedzieć, że Doktor Strange w Multiwersum Obłędu jest filmem złym. W żadnym wypadku! Jest najlepszy ze wszystkich, które Marvel przedstawił nam ostatnimi czasy. Pokusiłabym się, że gdyby nie bezsensowne pobudki Wandy, film byłby lepszy niż najnowszy Spider- Man. Wątek z Wandą zdusił jednak tę myśl w zarodku. A szkoda, bo sceny, w której jej nie widzieliśmy były przednie. Wizualnie też było ekstra, ale to wiadomo przy tego rodzaju filmach. Tutaj nie ma się do czego przyczepić.
Oglądając jednak film o tytule Doktor Strange w Multiwersum Obłędu fajnie byłoby zobaczyć więcej Multiwersum i więcej samego Strange’a. Wydaje mi się, że przelecenie pobieżnie przez dwa/trzy światy i spotkanie tylu samych lub miej alternatywnych Stephenów nie oddaje ducha wieloświatów. Tutaj było także ogromne pole do popisu dla efektów specjalnych, jednak też nie zostało zgłębione do samego końca. A można było odwiedzić więcej ze światów, na które pobieżnie trafił Strange z Ameryką w czasie podróży po multiwersum. W obliczu wielu minusów i niedociągnięć wyróżnia się gra aktorska głównych bohaterów – Elizabeth Olsen i Benedict Cumberbatch są świetnymi aktorami, idealnie wpasowującymi się do roli. Widać, że rozumieją i – przede wszystkim – lubią swoje postacie.
W mojej ocenie film zasługuje na mocną 6 – oczywiście w skali od 1 do 10. Nie jest perfekcyjny, ale jedno trzeba przyznać – to ogromne widowisko.
PS. Nie wychodźcie z kina zbyt szybko, bo są dwie sceny po napisach 🙂
PS.2. Weź shota za każdym razem, jak przeczytasz multiwersum.
Jeśli lubisz filmy akcji podobne do „Doktor Strange w Multiwersum obłędu” i szkukasz źródeł gdzie możesz obejrzeć je online warto sprawdzić stronę www.twojefilmy.online . Jeśli już wybierzesz film możesz wyszukać ofertę różnych platform streamingowych, bez przeglądania ofert każdej z osobna.
Brak komentarzy