Doom: The Dark Ages to gra, na którą czekało wielu z nas mając nadzieję, że będzie ona kandydatem na grę roku 2025. Nie będę ukrywać, że ja także z niecierpliwością wypatrywałem kolejnych brutalnych przygód Slayera. Grę wreszcie otrzymałem i w zasadzie mogę śmiało powiedzieć już na starcie – to idealny kandydat na grę roku 2025.
Zaczyna się inaczej niż zwykle, bo dosyć mocno narracyjnie. Slayer, bohater serii Doom, jest zniewolony przez rasę Maykrów, która prowadzi wojnę przeciwko inwazji demonów. Ziemi bronią ludzie z organizacji Sentinel, a wspierają ich właśnie Maykrowie, których bronią ostateczną jest wysłanie właśnie Slayera w miejsca, gdzie demony zdobywają przewagę. Nasz główny bohater posiada wytłumione wszystkie emocje po za nienawiścią do demonów, przez co nie może realizować swojego planu, który będzie wykonywać w grze Doom: Eternal. Omawiana gra to prequel do serii, która zasypuje sporo dziur fabularnych oraz wyjaśnia wcześniej nierozwiązane sprawy. To, co zaskoczy graczy to spora liczba różnych postaci oraz bogatych dialogów między nimi. Zdarza się, że nawet sam Slayer powie parę słów, jednak nie liczcie na recytowanie wierszy o zagładzie rasy demonów. Bliżej mu do mruka z John Wick 3, niż do rozgadanego erudyty.

I bardzo dobrze, bo Slayer nie jest od gadania, tylko od tępienia demonów. Doom: The Dark Ages to pierwszoosobowa gra akcji, gdzie będziemy przechodzić kolejne misje w bogatej kampanii fabularnej. Zadań jest ponad 20 i są one bardzo zróżnicowane, a pomiędzy nimi (a czasami nawet i w trakcie) zobaczymy długie i bogate w narrację filmy. Całość, jeżeli będziecie chcieli wykonać wszystkie wyzwania oraz znaleźć wszystkie sekrety, zajmie Wam około 25 – 30 godzin, co jest znakomitym czasem gry, jeżeli zwrócimy uwagę na fakt, że twórcy zrobili wszystko, by gra nawet przez chwilę nie stała się powtarzalna.

Slayer w Doom: The Dark Ages jest inny, niż znamy go z poprzednich odsłon. Tym razem to ciężki czołg, którego każdy krok powoduje wstrząsy w okolicy, a skok z wysokości miażdży pobliskie demony. Zamiast uniku posiada tarczę, którą może blokować ataki, a odpowiednio sparowane mogą gwarantować nam różne wzmocnienia czy też oddać atak w stronę przeciwnika wysyłając w niego potężną falę. Każda potyczka jest inna, pojawiają się różne konfiguracje demonów, a także demony elitarne, które mogą na przykład wzmacniać pobliskie słabsze jednostki lub które będą nieśmiertelne, póki nie zniszczymy odpowiedniej liczby sługusów. Do tego pokonywanie wrogów w odpowiedni sposób gwarantuje nam amunicję, pancerz lub punkty życia.
Przypomina to trochę zabawę z Doom: Eternal, gdzie słabsi wrogowie byli tak naprawdę źródłem zasobów, a nie godnym przeciwnikiem Slayera. Finalnie więc każda rozgrywka, oprócz dynamicznej i może trochę bardziej stacjonarnej walki, jest trochę taką zręcznościową grą logiczną, gdzie między pociskami i kłami demonów kombinujemy i szukamy najbardziej optymalnego rozwiązania. Ale to nie wszystko, bo twórcy postanowili, że oprócz standardowej strzelby czy też innej tarczy, Slayer powinien mieć też większe zabawki. Parę misji będzie pozwalało nam sterować mechem, niczym z Pacific Rim, a w innych będziemy latać smokiem, gdzie każda z tych zabaw to totalnie inne sterowanie oraz mechaniki. Smok szybuje szybko, ale może przejść do trybu szturmu, gdzie naszym zadaniem będzie ostrzeliwanie wrogów i jednocześnie kierunkowe unikanie ich ataków.

Mech natomiast to zabawa w napełnianie paska ogłuszenia wielkich wrogów oraz oczywiście totalna destrukcja całej okolicy. Doom: The Dark Ages to najlepszy Pacific Rim, jaki mogłem sobie wymarzyć. Powiem nawet, że ID Software mógłby spokojnie wyciągnąć te dwie mechaniki i zrobić z nich dwa spin offy Doom: The Dark Ages, gdzie byśmy mogli ulepszać naszego smoka lub mecha i byśmy mogli realizować różne zadania. Ale stacjonarnie Slayer też ma czym się pobawić. W walce wręcz użyje rękawicy czy też innego Morgenszternu do masakrowania hord demonów z bliska, a na dystans użyje na przykład broni, która miażdży czaszki by tworzyć z nich śmiertelny śrut z kości, albo olbrzymiej wyrzutni potężnej kuli na łańcuchu, która idealnie się nadaje do zrywania pancerza z wroga. Każda z broni ma swoje dwa tryby i każda z nich ma absolutnie inne zastosowanie, a jednocześnie swoje miejsce w szeregu. W Doom: The Dark Ages nie ma najlepszej broni, ponieważ każda z nich jest najlepsza w swojej własnej kategorii i kowale z ID Software zrobili prawdziwe arcydzieło przygotowując tak ciekawy arsenał.

Każda mapa w Doom: The Dark Ages to inna historia, którą gra chce opowiedzieć. Oprócz już wcześniej wspomnianych specjalnych map dla smoków czy mechów, przyjdzie nam na piechotę zwiedzać olbrzymie katedry, a także zwykłe, opuszczone wioski. W tle dużo się dzieje, czasami zobaczymy walkę przyjaznego robota z wrogim demonem, a innym razem przelatujący demoniczny lotniskowiec. Mapy są duże i co ciekawe, każda z nich ma od razu pokazane na niej sekrety, przez co ich odnajdywanie nie daje takiej zabawy, jak w poprzednich odsłonach gry. Oczywiście nawet ze znacznikiem, niektóre z sekretów mogą okazać się trudne do odnalezienia, ale mimo to, nie jestem do końca przekonany do takiego rozwiązania, gdzie wszystkie sekrety są od razu wskazane znakiem zapytania na mapie.
Jeżeli chodzi o kwestie techniczne, to Doom: The Dark Ages to absolutny top. Po pierwsze, gra wygląda obłędnie. Modele demonów są fantastyczne, a animacje niesamowicie płynne. Przy całym tym chaosie, który dzieje się na ekranie, przy dziesiątkach demonów, które biegają na około nas, przy różnych rzeczach, które dzieją się w tle, gra nawet na chwilę nie chrupnie, czy też nie straci rozdzielczości by zachować płynność. Doom: The Dark Ages stawia innych twórców w bardzo niekomfortowej sytuacji, bo sam wygląda po prostu fantastycznie, a jednocześnie nic, nigdy się nie tnie, przez co te wszystkie gry, które wyglądają znacznie gorzej i nie potrafią trzymać stabilnych klatek, wyglądają po prostu jak dzieło amatorów. Jak do tej pory często porównywałem stabilność i elementy wizualne gier do Cyberpunk 2077, który wygląda cudownie i praktycznie nigdy się nie tnie, to teraz będę to robić przywołując właśnie Doom: The Dark Ages. Ale nie tylko grafiką człowiek żyje. Muzyka to dalej mocne, pompujące adrenalinę brzmienie, dialogi w grze są najwyższych lotów, a polski dubbing wcale nie jest gorszy od angielskiego.

Doom: The Dark Ages to absolutne arcymistrzowstwo w tworzeniu gier. Gra która została dopracowana w każdym calu, jest niesamowicie zróżnicowana przy swojej prostocie, gdzie chodzisz ludkiem i strzelasz, a jednocześnie posiada wciągającą historię, która przynajmniej dla mnie jest atrakcyjna do poznawania. Przepiękna grafika, przy zerowych spadkach wydajności na Playstation 5, absolutny brak jakichkolwiek błędów oraz wielki gość będący kozakiem, od którego wszyscy mamy ciarki na plecach w każdej scenie, gdzie się pokazuje. Slayer jest jeszcze bardziej sobą niż kiedykolwiek w Doom: The Dark Ages i w zasadzie jest to gra idealna, gdzie jedyna wada, którą wypunktowałem, nie jest nawet czymś, co w jakikolwiek sposób przeszkadza w zabawie.
Doom The Dark Ages możesz kupić w naszym Sklepie z Grami.
Podsumowanie
Pros
- Zróżnicowana rozgrywka - strzelanie, mechy i smoki
- Inna, bardziej stacjonarna, ale dalej dynamiczna rozgrywka
- Intensywna, brutalna akcja na pograniczu zręcznościowej gry logicznej
- Oryginalny arsenał broni, gdzie każda z nich ma swoje miejsce
- Bardzo ładna grafika przy fantastycznej optymalizacji na Playstation 5
- Świetna ścieżka dźwiękowa oraz dobry polski dubbing