Flamecraft – recenzja – szczęśliwe smoki na zakupach.


Gier rodzinnych nigdy dość. Żeby częściej grać w planszówki musimy znaleźć osoby, które będą skłonne poświęcić swój czas na zagranie razem z nami. Jak je do tego przekonać, skoro nigdy nie grały? Tytułami takimi jak Flamecraft, który wygląda niesamowicie i już sam widok rozłożonej planszy zachęca do wypróbowania.

Co mają ze sobą wspólnego Lucky Duck Games, ekonomia i smoki? Ano szczęśliwe kaczki wypuściły na rynek nowiutką pachnąca jeszcze świeżością grę rodzinną Flame craft, która opowiada o pierwszych lekcjach ekonomii w krainie smoków. Raczej nie dowiemy się czym jest informacja czy stopa procentowa, ale odwiedzimy sklepy i sprawdzimy, czy są w nich jeszcze towary, jak zdobyć swoją pierwszą pracę oraz zebrać niezbędny kapitał do rozwoju naszego miejsca pracy. Flamecraft to gra dla 1 do 5 graczy, w której wcielamy się rolę smokoustego, który ma zdolność porozumiewania się ze smokami. Co turę będziemy odwiedzać sklep i zdecydować, czy chcemy tam umieścić smoka-rzemieślnika, który swoją ciężką praca da nam sporo zasobów i innych dóbr, a może udało nam się już zebrać dostatecznie dużo surowców, by ulepszyć odwiedzany przez nas sklep? Kiedy sklep się zapełni pojawi się kolejny, rozbudowując nasze miasteczko o nowe, jeszcze ciekawsze miejsca.

W kilku słowach, jak gramy?

Gra toczy się przez nieokreśloną liczbę rund, w których gracze zgodnie ze wskazówkami zegara będą wykonywać swoje ruchy. Gra trwa do momentu wyczerpania się jednej z talii – smoków rzemieślników lub dostępnych zaklęć. Gra z najwyższą reputacją zdobytą w trakcie gry zwycięży. Podczas swojej tury gracz musi wybrać jednej ze sklepów i przemieścić tam swój pionek. Nie możemy zostać na polu, które aktualnie zajmujemy. Jeżeli na wybranym przez nas polu są już inni gracze musimy podarować im jeden wybrany przez nas surowiec. Jeżeli nie mamy czym się wkupić, niestety musimy wybrać inne pole. Następnie musimy wybrać jedną z dwóch dostępnych w sklepie akcji.

Zbieranie pozwala nam zebrać surowce za każdą widoczną ikonę w danym obszarze sklepu. Na początku gry będą to tylko surowce generowane przez sklep, ale później dojdą nam zagrane smoki i położone zaklęcia, które będą generowały dodatkowe zasoby. Kolejne kroki naszej tury są opcjonalne. Możemy w danym sklepie dołożyć smoka, o ile dysponujemy kartą z odpowiednią ikoną oraz pustym polem w sklepie. Kolejny krok to odpalenie jednego ze smoków znajdujących się w sklepie – co ważne, nie musi być to nasz zagrany wcześniej smok. Na koniec możemy użyć zdolności sklepu, jeżeli takowa jest dostępna. Startowe sklepy nie oferują dodatkowych umiejętności, ale wraz z postępem gry pojawia się takie miejsca. W każdym momencie gry sprawdzamy, czy zapełniliśmy kartami smoków jeden ze sklepów. Jeżeli tak się stało to losujemy kolejny arkusz sklepu i dokładamy go w wybrane przez nas miejsce.

Jeżeli zdecydujemy się zaklinać odwiedzany przez nas sklep, nasza tura będzie wyglądała inaczej. Na początku wybieramy jedno z dostępnych zaklęć i opłacamy koszta widniejące na karcie. Ikona zaklęcia musi być zgodna z rodzajem sklepu, który staramy się zaklinać. Po opłaceniu kosztu wsuwamy kartę pod arkusz sklepu, tak aby wystawała tylko ikona zapewniające dodatkowy zasób do zebrania. Następnie możemy odpalić zdolności wszystkich smoków znajdujących się w danym sklepie w wybranej przez nas kolejności. Na koniec swojej tury sprawdzamy, czy mamy maksymalnie sześć kart smoków rzemieślników na ręce oraz po siedem towarów danego typu. Wszystkie zasoby ponad limit musimy odrzucić. Uzupełniamy również zużyte karty smoków oraz zaklęć z odpowiednich talii. Dobranie lub odkrycie ostatniej karty z talii rzemieślników lub talii zaklęć spowoduje zakończenie gry. Rozgrywamy ostatnią rundę i podliczamy punkty. Osoba z najwyższą reputacją zwycięża.

Wrażenia

Ostatnio rozglądałem się za kolejnym lekkim tytułem, który będzie robił wrażenie i posłuży mi do wciągania nowych osób w planszówki. Nie oszukujmy się, często stała grupa nie może lub nie chce grać w dany tytuł. Wtedy idziemy na jakiś planszówkowy event, na którym ludzie są różni. Zawsze miałem ze sobą Łąkę lub Na skrzydłach, które prezentowały się świetnie, były proste do wytłumaczenia i zawsze działały. Flamecraft zapukał do mnie trochę z zaskoczenia, chociaż o grze wiedziałem już wcześniej. Śledziłem ją podczas kampanii kickstarterowej, ucieszyłem się, że będzie polska wersja i o grze zapomniałem. Gdy kurier przyniósł paczkę zagrałem tego samego dnia dwie dwuosobowe partie – i gra mnie kupiła.

Flamecraft to ewidentnie rodzinny tytuł, który prezentuje się na stole niezwykle kolorowo i przyciąga oko. Mechanicznie to prosty worker placement, w którym będziemy wysyłać nasze smoki do sklepów i decydować, czy zagrywamy karty lub zaklinamy sklep i zgarniamy punkty. Jak widać, akcji nie ma zbyt wiele, ale gra ma kilka interesujących do podjęcia decyzji, więc nie można powiedzieć, że jest banalnym samograjem. Ciężkość jest skrojona idealnie pod osoby poznające planszówki i rodzinnych graczy szukających nowego tytułu. Złożoność gry oceniłbym na poziom wspomnianego wcześniej Na Skrzydłach, czy ciutkę bardziej skomplikowanych Wsiąść do Pociągu. Jest dość przyjemna do nauczenia i oferuje ciekawą rozgrywkę.

Tematyka gry jest trochę tłem i nie była dla mnie zbyt klimatyczna. Ot trafiamy do bliżej nieznanej krainy, w której w sklepach pracują szczęśliwe smoki. Smoki mają pięć specjalizacji i dostarczają nam różnych towarów. Sklepy z czasem będą się zapełniały i oferowały nam więcej dóbr, byśmy mogli robić jeszcze więcej fajnych rzeczy. Dla młodszych graczy tematyka jest trafiona w punkt, natomiast starszych planszówkowiczów nie będzie ani ziębić, ani parzyć. Ot, jest gra, jest jakiś temat. Na drugim krańcu barykady można postawić wykonanie gry, które jest niesamowicie przyjemne i miłe dla oka. Nie mam wersji deluxe, która prezentuje się jeszcze bardziej bajerancko, ale już sama podstawka robi wrażenie gry premium. Kupiła mnie gumowa mata, która robi za naszą planszę. To nic, że mało praktyczna i zajmuje dużo miejsca – wygląda cudownie i robi to, co robić powinna – przyciąga oko nowych graczy. Karty są sztywne, elementy kartonowe imitujące towary też nie najgorsze. Graficznie gra jest utrzymana w ciepłych i wesołych kolorach.

Podstawową akcją we Flamecraft jest wizyta w sklepie i zebranie zasobów. Każdy sklep oferuje nam coś na start, ale dopiero w późniejszych etapach, gdy umieścimy w nim więcej kart smoków rzemieślników zacznie się prawdziwa zabawa. Jak to zwykle bywa – im więcej dostaniemy zasobów, tym pole jest atrakcyjniejsze, więc kolejność graczy i możliwość wizyty bez kosztów ma spore znaczenie. Na szczęście pola nie są blokowane i wystarczy zapłacić innym graczom jakieś surowce. To trochę obosieczny mechanizm, który doceniłem dopiero, po której partii. Okej, stracimy surowce, ale ten otrzymany surowiec nie zawsze jest tym, czego pragnął nasz przeciwnik i z pozoru kolejny znacznik może pokrzyżować jego cele, o których zaraz opowiem więcej. Gra toczy się w atmosferze wyścigu również o wolne pola w sklepach, ponieważ miejsce jest limitowane. Opłaca się nam zagrywać rzemieślników, ale jednocześnie wiemy, że wzmacniamy dane miejsce przyszłym graczom. Całkiem ciekawy mechanizm i świetnie działa w praktyce – nie jest zbyt skomplikowany, żeby powodować jakiś paraliż decyzyjny, ale chwilę pomyśleć trzeba.

Innym dużym zagraniem jest zaklinanie smoków, czyli swoiste mini cele znane z różnych gier. Zasoby zbieramy głównie po to, żeby mieć czym zapłacić za zaklęcia i zdobyć sporo punktów. Tu również występuje przyjemna interakcja z innymi graczami, gdzie kolejność rozgrywki ma znaczenie – widzimy, że ktoś ma wystarczająco dużo surowców do zagrania którejś karty, więc możemy go zablokować i sprzątnąć mu ją sprzed nosa. Nie dla każdego to będzie negatywna interakcja w jej standardowym rozumieniu, ale zobaczcie minę współgracza, który dwie rundy przygotowywał się do zagrania tej karty. Nie do przecenienia jest też możliwość odpalenia wszystkich smoków z danego sklepu – im później, tym lepiej to zadziała, więc musimy wyczuć dobry moment na takie zagranie.

Bardzo mi się podobał to poczucie, że wszystko to, co robię dla siebie wzmacnia też przeciwnika. Dokładam smoka do sklepu – przeciwnik może go użyć. Zaklinam sklep – od tej pory daje oponentom surowiec więcej. Nie możemy zostać na przyszłą rundę na tym samym polu, więc musimy mądrze wybierać kolejne cele. Gdy zaczniemy zapełniać sklepy standardowe, na planszę trafią takie z wbudowanymi umiejętnościami. Zawsze byłem fanem wszelkiej asymetryczności i unikalnych bonusów, więc takie rozwiązania bardzo mnie cieszą. Im dalej w grze, tym surowców jest więcej, ale dalej zależy nam na manipulowaniu mapą i wykładanymi smokami.

W jaki sposób możemy jeszcze zdobywać punkty? Ano mamy frymuśne smoki, które są moją bolączką i największą ciekawostką. Takie karty to nic innego, jak cele do wypełniania. Są tajne, więc inni nie widzą, dlaczego zagrywamy taką, a nie inną kartę, czy umieszczamy sklep w górnej linii. Tak, są nawet cele sprawdzające liczbę sklepów powyżej i poniżej – różnorodność to mocna strona Flamecrafta i doceniam, że w tak prostej grze rodzinnej jest jej cała masa. Z drugiej strony trochę doskwiera mi losowość i wpływ innych graczy na nasz potencjalnie spełniony cel. Jedne są prostsze do spełniania, inne trudniejsze, a dostajemy je w ciemno. Raz praktycznie od razu pokryje się z naszą sytuacją na planszy, by innym razem w ogóle nie pasować do naszej strategii. Wspominałem wcześniej o otrzymywaniu zasobów od innych graczy – nieświadomie ktoś może popsuć nam cel związany ze smokiem posiadającym cel na parzystą liczbę towarów. Kolejny minusik, jaki mi się rzucił w oczy to mata, która wygląda fantastycznie to zajmuje mnóstwo miejsca na stole. Jest przepiękna, ale osoby, które grały w Ark Novę będą znały ten problem. Można grać bez niej, ponieważ ma tylko funkcje porządkujące elementy, tylko stół wygląda wtedy ciut ubogo.

Gra jest bardzo regrywalna i spełnia wszystkie założenia świetnego gatewaya – ładna, proste zasady i dużo wariantów rozgrywki. Sklepy wchodzą losowo, fikuśnych smoków jest cała gromada, a karty, jakie dostajemy na rękę dadzą nam inne możliwości. Gracze zaawansowani raczej nie znajdą niczego ciekawego we Flamecrafcie – gra jest prosta i niewiele tu miejsca na mocne kombinowanie.

Podsumowanie

Flamecraft to świetny tytuł dla osób szukających planszówki na start lub preferujących rodzinne granie. Rozmieszczenia naszych smoków w kolejnych sklepach i zbieranie surowców oraz kombinowanie, w jaki sposób spełnić warunki punktowania naszych fikuśnych smoków, czy zaklęć jest proste i przyjemne. Gra na pewno kupuje swoim wyglądem i prezentacją na stole – to niesamowicie uroczy i kolorowy tytuł, który może się podobać nawet w podstawowej wersji. Widać, że w grę włożono mnóstwo serca i czasu na dopracowanie każdego z elementów. Jako gra rodzinna może śmiało konkurować o miejsce obok takich klasyków, jak Łąka, Wsiąść do Pociągu, czy Na Skrzydłach. Osoby szukające bardziej skomplikowanych i wymagających tytułów niczego ciekawego tutaj nie znajdą.

[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA] Dziękujemy wydawnictwu Lucky Duck Games za przesłanie gry i dodatku do recenzji. Nie miało to wpływu na zawarte tu opinie.

Może zainteresuje Cię recenzja Miast Luny?

Flamecraft do kupienia tutaj.

Brak komentarzy

Zostaw Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Poprzednio Spersonalizowany druk kart do gier jako reklama Twojej firmy – dlaczego warto to rozważyć?
Następny House of the Dragon / Ród Smoka - recenzja serialu