Great Western Trail: Argentyna – recenzja – krowy na wypasie!


seg_soft

Wydawnictwo Rebel w tym roku rozpieszcza graczy lubujących się w ciut cięższych tytułach. Ofensywa w zapowiedziach daje nadzieję, że ten rok będzie całkiem udany, a już teraz gracze mogą sprawdzić Great Western Trail: Argentyna – kolejną część znanej i lubianej planszówki o pędzeniu krów przez planszę.

Great Western Trail: Argentyna to druga część znanej i bardzo lubianej planszówki pana Alexandera Pfistera. Można go lubić, można za nim nie przepadać, ale jego tytuły zawsze są na swój sposób ciekawe i osobiście czekam na każdy z nich. Great Western Trail: Argentyna to tytuł przeznaczony dla 1-4 graczy, w którym tak jak wcześniej osią fabuły jest dostarczanie krówek do finałowej lokacji tym razem usytuowanej w Buenos Aires i załadowanie ich na statki płynące do dalszych portów. Jeżeli graliście w poprzednią odsłonę Great Western Trail, to poczujecie się jak w domu. Klimat jest dokładnie taki sam, ale gra różni się na tyle mocno niuansami wpływającymi na poziom skomplikowania i kombinowanie, że spokojnie można mieć obie części obok siebie na półce. Jak to w suchych euraskach bywa, klimatu mamy tyle, ile go sobie wymyślimy. Na szczęście to nie on w takich grach jest najważniejszy. Mnie się temat GWT podobał już wcześniej, więc kolejna część również wpasowuje się w moje gusta i mam poczucie, że to pędzenie naszego pionka z punktu A do B nie jest czystą matematyką, a coś się jednak w grze dzieje.

Oś rozgrywki jest całkiem prosta, ale gry z serii Great Western Trail nie należą do najlepszych tytułów do wytłumaczenia zasad. Ikon jest mnóstwo, zasad jeszcze więcej, ale wszystkie dość dobrze układają się w głowie i są całkiem logiczne. Niemniej około 40 minut musicie sobie przygotować na zapoznanie współgraczy z regułami rządzącymi się w grze. Gracze wcielają się w hodowców bydła, którzy pędzą swoje stada po całej mapie, zatrzymując się na wybranych polach i wykonując na nich jakieś akcje. Celem jest wspomniane Buenos Aires, ponieważ tam możemy spieniężyć nasze stado i zdobyć trochę punktów. Tempo, w jakim dojedziemy do Buenos pozostaje już naszym wyborem – to mi się bardzo podobało w Great Western Trail. Pędzimy na złamanie karku, przyspieszając koniec gry lub robimy mozolne i drobne kroczki, odpalając mnóstwo akcji po drodze.

Podstawową mechaniką Great Western Trail: Argentyna jest rozbudowa talii z naszymi krowami. Dają nam punkty oraz potrzebną wartość hodowlaną naszego stada, więc dość szybko będziemy chcieli dokooptować do niej trójki, czy może nawet piątki w różnych kolorach. Weterani serii spytają pewnie, jaka w tym nowość i czy znowu nie robimy tego samego? Troszkę tak, ale na kartach pojawia się nowy atrybut, na który musimy zwrócić uwagę, a mianowicie siła naszych krów. Będzie nam potrzebna do nowej akcji polegającej na pomocy rolnikom rozsianym po planszy. W Argentynie nie spotkamy już żetonów niebezpieczeństw, a w ich miejsce mamy dodaną całkiem sporą i dobrze działającą mechanikę rolników. Otwiera to przed nami zupełnie nowe strategie, ponieważ rolnicy dają nam punkty, pozwalają zarobić kilka monet, a dodatkowo mogą stać się naszym pracownikiem dającym zboże – niewidziany wcześniej surowiec, który dopala Great Western Trail i wynosi poziom skomplikowania rozgrywki na ciut wyższy poziom.

Great Western Trail to gra, która ma w sobie mnóstwo akcji i możliwości, które doprowadzą nas do punktów. Zbieramy nowe krowy, sprzedajemy je na ostatnim polu i wykonujemy mnóstwo akcji po drodze dającym nam coś potrzebnego i fajnego.Twórcy Argentyny poszli o krok dalej i dodali do tego potrzebę zdobywania nowego surowca, który wcale nie jest tak łatwo magazynować, a jest niezbędny do sprzedawania naszych krów w Buenos i wysyłania ich statkami w kolejny rejs. Fabularnie możemy wyjaśnić to w taki sposób, że płynąc statkiem nasze krowy muszą coś jeść. Całe to planowanie, żeby w odpowiednim momencie mieć potrzebną ilość zboża i zajęcie dobrych miejsc na nowych planszach portu jest świetne. Jeżeli dobierzemy odpowiednią strategię i będziemy potrafili ją zrealizować to zdobędziemy z tego miejsca mnóstwo punktów.

Rozgrywki w Great Western Trail zawsze dają poczucie rozwoju, które tak lubię w euraskach. Im dalej w grę, tym czujemy zbliżający się koniec, ale dostajemy też więcej możliwości. Karty stają się mocniejsze, budynki potężniejsze, a dojście do Buenos szybsze. Argentyna wprowadza również skróty, które są powiązane z pociągiem jeżdżącym wzdłuż mapy. Początkowo trochę kręciłem nosem na takie rozwiązanie, ale później odkryłem ileż strategicznych decyzji dodają i jak bardzo trzeba uważać na oponentów, którzy mocno pójdą w pociąg i nieoczekiwanie przesunął żeton pracy w dół i odpalą jakieś wydarzenie. Zaplanowaliśmy dostarczyć krowy do jakiegoś portu, widząc, że statek niedługo odpłynie. Nic z tych rzeczy, ktoś nas ubiegnie i zrobi to rundę wcześniej.

 

Chciałbym wspomnieć jeszcze o skalowaniu nowego Great Western Trail. W Argentynie równie dobrze bawiłem się grając z przeciwnikiem lub większą grupą przeciwników. Im więcej osób przy stole, tym na planszy pojawia się więcej budynków i wyścig o niektóre stacje staje się bardziej zacięty, ale gra wszystko dobrze równoważy. Bardzo lubię dwuosobowe GWT i jeżeli gracie w takim składzie na co dzień to gra nie powinna was rozczarować. Argentyna oferuje również mnóstwo dróg do zwycięstwa i ciekawe odkrywanie kolejnych możliwości. Każda partia jest trochę inna i tylko pozornie robimy to samo. Układ budynków, krowy które wyjdą na targ czy preferencje graczy oraz masa mniejszych i większych powiązań pomiędzy akcjami – gra może się podobać fanom eurasów i nie tylko.

Losowość w grze oczywiście występuje, ale jak na mój gust stoi na akceptowalnym poziomie. Objawia się w kartach celów i krów które mogą wejść i spowodować, że gracze toczą o nie wyścig. Pracownicy też są dobierani z woreczka w niejawny sposób, więc mogą faworyzować strategię jednego z graczy, ale wcale nie muszą. Great Western Trail: Argentyna do gra, w której strategię będziemy zmieniać dość często i sytuacja na planszy będzie wymuszała na nas elastyczność. Gra trwa około dwie-trzy godzinki, które mogą niektórych znużyć. W kółko pędzimy po planszy i zatrzymujemy się na tych samych budynkach – nuda, powtarzalność i w ogóle jakieś nijakie. Ja zupełnie nie odczuwałem takich emocji i ciągle analizowałem sytuację, ale słyszałem takie głosy od swojej grupy. Z większych minusów na pewno warto wspomnieć o insercie, który wygląda ładnie, ale jest zupełnie niepraktyczny. Największą bolączką jest brak miejsca na karty w koszulkach, a w grze, gdzie talię tasujemy dość często, a karty miętolimy non stop rodzi to pewne problemy. Plansza jest ładna i kolorowa oraz lekko połyskująca co przy słabszym oświetleniu nie wygląda dobrze.

Na zakończenie

Great Western Trail: Argentyna to dużo bardziej złożona wersja poprzedniczki i niezwykle udany tytuł Alexandera Pfistera. Autorowi udało się tchnąć w pędzenie krów po mapie coś nowego, jednocześnie zachowując klimat i wszystkie mechanizmy, które tak mi się podobały w pierwszej części. Gra wprowadza nowy surowiec, o który należy zadbać i masę nowych mechanicznych smaczków, które musimy poznać i zastosować w praktyce, aby wygrać. Na półce na pewno powinno się znaleźć miejsce na obie wersje, ale jeżeli szukacie bardziej skomplikowanej gry sięgnijcie po nową Argentynę. Świetny tytuł, który polecam dla każdego fana eurosucharów!

[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA] Dziękujemy wydawnictwu Rebel za przekazanie gry do recenzji.

Może zainteresuje Cię recenzja Maui?

Great Western Trail: Argentyna do kupienia tutaj.

Brak komentarzy

Zostaw Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Poprzednio Zapowiedziano gry PlayStation Plus na kwiecień
Następny Marzec 2023 - premiery na Netflixie, HBO Max i Prime!