Film Monster Hunter na premierę zebrał tak złe opinie (lub chociaż mieszane), że przez długi czas po prostu bałem się zasiadać do tej pozycji. Jako olbrzymi fan całej franczyzy miałem wiele obaw potwierdzonych głosami z sieci, że mamy do czynienia z produkcją przynajmniej średnią.
A wszyscy wiemy, że jedna z najwspanialszych franczyz które powstały dla gier wideo zasługuje na ekranizację z prawdziwego zdarzenia. Powiem tutaj otwarcie, że po seansie nie mam odczucia, że obcowałem z dziełem wybitnym. Ale czy był to film zły? Chyba mogę śmiało powiedzieć, że na pewno nie bo seans zszedł mi całkiem przyjemnie. Chociaż nie odbyło się bez zgrzytów. Recenzja będzie zawierała spoilery fabularne oraz zdjęcia jednocześnie uroczego i groźnego Palico Kucharza.
Monster Hunter opowiada historię żołnierki o imieniu Artemis, w którą wciela się Milla Jovovich, znana przede wszystkim z serii kiczowatych filmów Resident Evil, które szczerze mówiąc bardzo lubię przez swoją akcję oraz niezobowiązującą do używania inteligencji fabułę. Monster Hunter jest dokładnie taki sam, co może wpłynęło tutaj na końcową ocenę, ale jako osoba, która na co dzień ma masę obowiązków, napięty harmonogram dnia oraz dziesiątki problemów do rozwiązania, potrzebuję chwil, kiedy mogę pocieszyć się czymś prostym i niezobowiązującym. A tą potrzebę idealnie zaspokoił u mnie Monster Hunter.
Wracając jednak do historii, Artemis wraz ze swoim oddziałem wpada w potężną burzę, która przenosi ich do innego świata. Oddział szybko zostaje zaatakowany przez potężną bestię podróżującą pod ziemią, a następnie zdziesiątkowany przez rój podobnych do pająków stworów. Fani gry od razu rozpoznają Diablosa (chyba nawet Czarną Diablę) oraz Nerscyllę. Do tego pakietu pojawi się także Rathalos, który z jakiegoś powodu jest postawiony wyżej w łańcuchu pokarmowym niż Diablos i to w zasadzie tyle jeżeli chodzi o potwory w filmie. Pod tym względem byłem bardzo rozczarowany i uważam, że twórcy mogli dorzucić coś więcej. Nie zmienia to jednak faktu, że potwory zostały animowane bardzo ładnie, zwłaszcza rój Nerscyll był jednocześnie na swój sposób magnetycznie przyciągający, jak i przerażający. Przypominało to trochę sceny z drugiej części Obcego.
Zwłaszcza kiedy zauważyliśmy, w jaki sposób Nerscylla się rozmnażała – poprzez infekcję ciała biednego żołnierza z oddziału Artemis. Całość była na tyle przerażająca, że wcale nie przypominała sielankowego klimatu z na przykład Monster Hunter World lub Monster Hunter Stories 2: Wings of Ruin. Zamiast ostrożnego obcowania z naturą i złożonym ekosystem przy wtórze śpiewu pięknej Wyverianki. Z drugiej jednak strony, przerażeni żołnierze ściągnięci z innego świata nie wiedzieli jak zachowywać się przy dwóch morderczych bestiach. Wiedział o tym za to Łowca, który także wpadł w tarapaty i z daleka obserwował całą sytuację, jednocześnie świetnie sobie radząc zarówno z omijaniem groźnych Nerscyll, jak i unikaniem paskudnego Diablosa. I tutaj zaczyna się cały czar, który film przemyca, a którego docenią jedynie fani franczyzy.
Cały film jest przesiąknięty setkami smaczków z całej serii Monster Hunter. Nie chcę tutaj wiele spoilerować, ale na pewno każdy z Was zwróci uwagę, że jedna z łowczyń wygląda identycznie jak Handler z Monster Hunter World, a gotujący Palico robi to identycznie jak we wspomnianej grze. Nawet na koniec kładzie listek jakiegoś zioła, co zrobiło nawet na Kasi niesamowite wrażenie, bo nagle kot, który prawie spalił wszystkie steki, tak delikatnie położył pojedyncze ziółko. Ale my już dobrze znamy tą scenę prawda? Widzieliśmy gotującego jednookiego Palico setki, jak nie tysiące razy i dalej tak samo cieszy nas ta scena. Pojawi się także scena wyrywania fragmentów ciał pokonanych potworów oraz używania Demon Stance na dwóch ostrzach. Byłem ukontentowany.
Czemu więc film zdobył taki negatywny feedback zarówno od fanów, jak i osób które pierwszy raz oglądały film? Szczerze mówiąc nie wiem, po filmie zgodnie z Kasią potwierdziliśmy, że jest to bardzo przyjemny film akcji, typowy niedzielny popcorniak, który się ogląda przed cotygodniowym resetem by jeszcze chwilę wypocząć. Fabuła jest głupia, to prawda. Potencjał nie został w pełni wykorzystany, jednak sekwencje walk czy też animacje potworów były naprawdę bardzo ładne, a sam film nie tracił tempa nawet na chwilę, bardzo sprytnie przerywając sceny akcji, z ważnymi scenami, kiedy były wyjaśniane niuanse tego fantastycznego świata. Monster Hunter może się stać jednym z moich ulubionych tak zwanych odmóżdżaczy do których wracam regularnie, obok takich filmów jak obie części Pacific Rim czy też stare dobre Godzille. Jeżeli lubicie, tak jak ja, obejrzeć sobie te filmy bez większych zobowiązań, to Monster Hunter wpadnie Wam w gust. I nie zrozumcie też mnie źle – doskonale rozumiem, że fabuła jest bez sensu oraz pisana na kolanie, ale nie jest też najważniejszym elementem filmu.
Brak komentarzy