Jakiś czas temu miałem przyjemność recenzować pierwszy tom serii Materia Prima – Adepta. Zaraz po nim sięgnąłem po kontynuację. Książkę Namiestnik połknąłem w niespełna tydzień, doskonale się przy tym bawiąc. Nic w tym dziwnego – wszak autor zasłynął publikowaniem świetnych cykli. Ale do rzeczy. O czym w ogóle jest dzieło Przechrzty?
Wielka Wojna puka do Warszawy
Do Rudnickiego powracamy w chwili, gdy sytuacja polityczna na świecie mocno się zmieniła. Warszawą władają nowi okupanci – Niemcy. Będą oni mieli dla naszego alchemika ofertę nie do odrzucenia. Zresztą nie oni jedni. Dotychczasowa, niemalże wiedźmińska zasada, by pozostać neutralnym i nie mieszać się do polityki, będzie musiała zostać złamana. Główny bohater zyska nowych, niebezpiecznych wrogów oraz nieoczekiwanych sojuszników. Z sieci intryg nie uda mu się też wymknąć bez strat.
Bardzo miłym akcentem jest to, że Przechrzta nie zapomina o bohaterach pobocznych: drugo- i trzecioplanowych. Chętnie rozwija ich wątki, zapewniając każdej z postaci cechy charakteru, dzięki którym szybko przypadają czytelnikom do gustu. Ich obecność jest dobrą odskocznią od prowadzonej solidnym, zrównoważonym tempem akcji. Bo też autor trzyma rękę na pulsie i nie pozwala, by niektóre fragmenty zanadto się rozciągły. Widać w tym wprawne pióro i zyskane przez lata doświadczenie pisarskie.
Anastazja, Wiktoria, Anna…
Warte uwagi są przedstawione w powieści kobiety. To silne, pewnie siebie postacie. Ktoś rzuci: „intrygantki!”. Ja zaś odrzeknę: „a któż w tym cyklu nie jest uwikłany w jakąś intrygę?”. Choć główni bohaterowie książki Namiestnik to mężczyźni, nie zaliczyłbym dzieła Przechrzty do grona reprezentantów tzw. fantastyki męskiej. Pomimo licznych scen walk i pewnego wojskowego sznytu, ciągle pozostaje to fantastyka dla wszystkich. No, prawie dla wszystkich. Najwięcej wyciągną z niej ci, którzy o czasach przedstawionych w powieści coś niecoś wiedzą, ale i laicy będą bawić się pysznie.
Namiestnik wprowadza więc lub rozwija wątki kilku ważnych postaci damskich. Istotna będzie tu przede wszystkim Anastazja – demonica z warszawskiej enklawy. Jej stosunki z Rudnickim ulegną gwałtownej zmianie. Szkoda, że w drugiej połowie książki poświęcono jej znacznie mniej miejsca na rzecz innych wątków.
Namiestnik: Generał Samarin kontra demony
Spora część książki Namiestnik została poświęcona postaci generała Samarina. Jego wątek jest ciekawy i wprowadza nas w świat rosyjskich wojskowych. Tym razem dzielny Sasza nie będzie jedynie stacjonował w pobliżu enklawy, rozwiązując zagadki kryminalne, a sam chwyci za broń, prowadząc swoich ludzi do walki. Niekiedy przyjdzie mu zmierzyć się z Niemcami, innym razem z magami, jeszcze innym z… nieco mniej ludzkimi przeciwnikami.
Bo też Samarin i Rudnicki grają o coraz wyższą stawkę. Ostatecznie, pod koniec powieści, ich działania mają już na tyle duże znaczenie, by móc wpłynąć na losy wojny. W grze tej biorą udział nie tylko ludzie, ale i potężne demony z enklawy. Te są bardzo różne i przybierają imiona upadłych demonów znanych z Biblii. Jak się jednak okazuje, siłowe rozwiązywanie problemów enklaw przeszło do lamusa. Bohaterom przyjdzie teraz lawirować w labiryncie lichych sojuszy i niepewnych układów. Nie wszystko będą zaś robić wyłącznie dla przetrwania. Niektóre ryzykowne posunięcia zainicjują także dla idei.
Magia enklawy
Kolejną ważną kwestią do poruszenia są enklawy. W Adepcie mogliśmy zapoznać się nieco z zasadami ich działania, jednak nowe fakty otrzymywaliśmy na bieżąco, biorąc wszystko „na wiarę”. W kontynuacji Przechrzta niewiele już mąci. Wciąż pojawiają się nowe, ciekawe słowa mocy, sposoby ich wykorzystania czy tajemne rytuały. Niemniej wszystko odbywa się w ramach świata przedstawionego. Oczywistym jest także, że wszystkie strony konfliktu mają nadzieję na wykorzystanie magii w wojnie. Pod tym względem autor jest bardzo czujny i trzyma rękę na pulsie, z rozwagą wprowadzając nowe niuanse. Och, ile to już razy nieprzemyślany system magiczny zrujnował jakiś cykl fantasy! Na szczęście tu nie mamy z tym do czynienia. Czary w książce Namiestnik są bardzo klarowne. Choć Rudnicki wykorzystuje słowa mocy w zmyślny, ciekawy sposób, doskonale zna swoje ograniczenia. Podobnie zresztą znają je czytelnicy.
Zresztą alchemia i praktykowanie sztuki magicznej będą tematami ciągle poruszanymi na kartach powieści. Przechrzta nie zapomina o otwartych przez siebie wątkach i kontynuuje je w ciekawy – czasem nieprzewidywalny sposób. Dzięki temu hotel czy apteka Rudnickiego nabierają znaczenia. Stają się miejscami ewoluującymi w czasie. I choć wcześniej zarzucałem autorowi przesadną familiarność bohaterów oraz ich zaskakującą zdolność do zjednywania sobie ludzi, w Namiestniku wychodzi to dużo lepiej niż w Adepcie. Znajomości zawarte przez Olafa bądź Samarina będą niejednoznaczne. Nie bez znaczenia jest też fakt, że Przechrzta przestał drżeć o życie wykreowanych przez siebie postaci. Tym razem ktoś istotny zginie.
Namiestnik – podsumowanie
Podsumowując: autor zapewnił nam bardzo dobrą kontynuację, która w żadnym razie nie cierpi na syndrom drugiego tomu bądź jakieś inne, dziwne ustrojstwa. Świat przez niego wykreowany jest spójny, czyta się to naprawdę dobrze. Przeplatające się historie Rudnickiego i Samarina wciągają, a wręcz przenoszą czytelnika do fantastycznych, alternatywnych realiów pierwszej wojny światowej. Czy polecam? Zdecydowanie. Jeśli po przeczytaniu Adepta macie nadzieję na kolejną, świetnie napisaną powieść, nie zawiedziecie się.
A jeśli jesteście zainteresowani recenzją pierwszej części cyklu Materia Prima, sprawdźcie koniecznie: ADAM PRZECHRZTA – ADEPT – RECENZJA.
Brak komentarzy