Nintendo Switch 2 to konsola, która błyskawicznie zdobyła rynek i już teraz określana jest mianem najszybciej sprzedającej się konsoli w historii. Sprzedaż idzie świetnie, a gry pierwszoosobowe od Nintendo – jak nowe odsłony Mario Kart czy The Legend of Zelda – rozchodzą się w milionach egzemplarzy. Jednak za tym sukcesem kryje się druga, znacznie mroczniejsza strona. Mowa o kontrowersyjnych key cards, które według wielu graczy i ekspertów niszczą sens fizycznych wydań gier.
W poprzedniej generacji konsol Nintendo, czyli na pierwszym Switchu, kartridże zawierały pełną wersję gry. Wystarczyło włożyć je do konsoli i można było od razu rozpocząć zabawę. Switch 2 wprowadził jednak drastyczną zmianę – dziś większość key cards to tylko „klucze” do pobrania gry z eShopu. Oznacza to, że w praktyce kupując fizyczne wydanie, nie otrzymujemy już gry, a jedynie plastikową kartę i pudełko. Problem ten szybko zauważyła japońska National Diet Library (NDL), która od lat zajmuje się archiwizacją kultury i mediów. To instytucja, która przechowuje także gry wideo, dbając o ich zachowanie dla przyszłych pokoleń. Jak się okazało, NDL oficjalnie odmówiła przyjmowania key cards ze Switcha 2 jako pełnoprawnych nośników. Według ich stanowiska takie karty nie są fizycznym medium, ponieważ nie zawierają właściwej treści, a jedynie odwołanie do cyfrowego sklepu. To potężny cios w wizerunek Nintendo i zarazem sygnał ostrzegawczy, że firma przesadza z cyfryzacją.
Gracze od dawna podkreślają, że fizyczne wydania gier mają ogromne znaczenie. Posiadanie pudełka i kartridża oznaczało pewność, że gra zostanie z nami na zawsze – nawet gdy serwery cyfrowe znikną. W erze, w której filmy, muzyka i gry coraz częściej istnieją tylko w chmurze, fizyczne kopie stały się symbolem prawdziwego posiadania. Bez nich płacimy za coś, co może zostać nam w każdej chwili odebrane. Przykłady z innych branż pokazują, że brak fizycznych nośników niszczy rynek. Aktor Matt Damon w głośnym wywiadzie mówił o upadku eksperymentalnych filmów, gdy zniknęły DVD. Wcześniej wydania fizyczne zapewniały twórcom drugą szansę na zarobek, co pozwalało inwestować w ryzykowne projekty. Dziś, gdy dominuje streaming, takie produkcje praktycznie nie powstają. Podobny los może czekać gry wideo, które tracą wartość i unikalność przez politykę takich firm jak Nintendo.
Sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej, gdy spojrzymy na wyniki badań rynku. Coraz więcej graczy, zwłaszcza w Ameryce Północnej, wraca do retro konsol i gier sprzed 2000 roku. Według raportu Consumer Reports aż 14% graczy korzysta dziś ze starszych systemów, takich jak NES, SNES, Game Boy czy PlayStation 1. To użytkownicy, którzy rzeczywiście posiadają swoje gry w całości, bez konieczności łączenia się z siecią czy obaw o blokadę konta. Co ciekawe, nawet Shawn Leaden, były szef PlayStation, przyznaje, że mimo kontrowersyjnych decyzji Nintendo nadal najlepiej zna swoją publiczność. Gry pierwszoosobowe tej firmy sprzedają się świetnie, bo stawiają na prostą rozgrywkę i unikalny styl artystyczny zamiast hiperrealistycznej grafiki. To także sposób na obniżenie kosztów produkcji i uniknięcie wieloletnich cykli tworzenia gier, które niszczą zachodnie studia.
Przykład Ubisoftu pokazuje, jak źle kończy się nadmierna rozbudowa struktur. Firma zatrudnia dziesiątki tysięcy pracowników, a w ostatnich latach wypuściła zaledwie kilka dużych gier, z których część nie odniosła sukcesu. Nintendo, mając o połowę mniejszy zespół, generuje znacznie większe zyski. Jednak przewaga ta może stopnieć, jeśli gracze masowo odwrócą się od ich polityki dotyczącej fizycznych wydań. Dodatkowym problemem jest rosnąca cena gier. Nintendo próbowało przeforsować kwotę 80 dolarów za premierowe tytuły, ale rynek szybko zweryfikował ten pomysł. Gracze ograniczają wydatki przez inflację i recesję, wybierając darmowe tytuły free-to-play, które dziś stanowią aż 77% wartości całej branży gier. Drogi produkt, którego w dodatku nie można realnie posiadać, staje się coraz mniej atrakcyjny.
Kluczowym pytaniem pozostaje, czy Nintendo odważy się na zmianę polityki. Najprostsze rozwiązanie to powrót do pełnych gier na kartridżach i przywrócenie sensu fizycznym wydaniom. Na razie jednak firma wydaje się iść w przeciwnym kierunku, chcąc przejąć pełną kontrolę nad bibliotekami graczy i ich wydatkami. Wielu fanów uważa to za największe oszustwo w historii gier wideo, które podważa ideę własności w świecie cyfrowej rozrywki. Nintendo Switch 2 jest więc z jednej strony spektakularnym sukcesem, a z drugiej – symbolem niebezpiecznego trendu, który może zniszczyć fizyczne wydania gier na zawsze. Dla jednych to konsola marzeń, dla innych plastikowa pułapka sprzedawana pod przykrywką „kolekcjonerskich” kartridży. Prawda zapewne leży pośrodku, ale jedno jest pewne – przyszłość gier wideo coraz mniej przypomina czasy, gdy wystarczyło włożyć płytę lub kartridż i mieć pewność, że gra zostanie z nami na zawsze.