Cześć 🙂 Dzisiaj postanowiłam napisać kolejną część opowiadania na podstawie gry Ashes Odrodzenie z Popiołów I tym razem będzie o jednym z dwóch bohaterów płci męskiej, o cichym zabójcy, który powali każdego swoją taktyką i manipulacją. Mowa o Odrodzonym z Viros, mrocznym rycerzu cieni, Noah’u Redmoon’ie.
Górzyste tereny, szczyty gór ubrane w czapki okryte białym puchem, wszystko otulone cienistą poświatą i przykryte kołdrą z mgieł. Wokół gór wprawne oko może dostrzec niewielką chatynkę, celowo osadzoną tak, by została z trudem dostrzeżona, bo po co obnosić się ze swoim jestestwem w tak niebezpiecznym i ciemnym miejscu. Chatka jest zamieszkiwana przez dorosłego, barczystego mężczyznę, któremu w życiu i codziennej drodze przez mękę dzielnie towarzyszy syn.
Ich matka zmarła kilka miesięcy temu po tym jak zapuściła się sama w górskie rejony, nie wiadomo co było powodem śmierci, ale właśnie dlatego żyjąc w takich okolicznościach przyrody nie wolno wychodzić samemu z ukrycia, przynajmniej póki się ma ciepły kąt, bo później to już wszystko jedno.
Syn całkowicie różnił się od ojca, a podobno niedaleko spada jabłko od jabłoni. Różniła ich i uroda i cechy charakteru, syn widocznie wdał się w matkę. Ojciec był przezorny, ostrożny i nieco tchórzliwy, chociaż jego wygląd całkowicie temu zaprzeczał. Był umięśniony, miał kruczoczarną ścięta prawie na łyso czuprynę, z jego oczu można było wyczytać zło, a twarz gdy się na nią spojrzało wzbudzała respekt. Syn zaś od urodzenia był uparty, szedł przed siebie w zaparte i owszem bał się wielu rzeczy ale ciekawość zwyciężała lęk. Ponadto ojca zadziwiała jego szybkość z jaką przemieszczał się w domu, oraz umiejętność grania na ludzkich emocjach i sterowanie odruchami. Włosy miał dosyć długie jak na młodego mężczyznę, a w oczach błyskały iskierki, które wskazywały na ciągłą gotowość do działania. Rodzice od małego czuli, że spłodzili niezwykłe dziecko. Noah był bardzo szybki, przebiegły a wraz z nim podążał cień, mając go w objęciach i chronić przed złem. Był też nieziemsko przystojnym mężczyzną, a dodatkowo miał wyczucie stylu.
Zawsze gdy zapadał zmrok a zaraz za nim noc i ojciec pogrążał się w głębokim śnie, chłopak ukrywając wszystko przed ojcem, by ten się nie potrzebnie nie martwił, wyskakiwał przez okno by nocą pochodzić po górach i rozmyślać nad ważnymi dla niego sprawami słuchając śpiewu wilków. Już za dnia czyhało tam wiele niebezpieczeństw i zasadzek w postaci ludzi z najstraszniejszych legend i dzikich żądnych krwi zwierząt. Jednak Noah jakimś cudem zawsze wychodził z tego nie odnosząc żadnej rany. Umiał poruszać się w tym świecie bez szkody dla siebie i innych mieszkańców tej mrocznej krainy wyjętej wprost z sennych koszmarów. Nad ranem zaś zanim zaczęło świtać wracał pędem do domu, jakby przenikając przez ściany i kładł się do łózka, żeby ojciec był spokojny i nic nie zauważył.
W dzień wstawali i wcale nie witało ich słońce zza szyby, tylko przerażająca mgła i sunące po niebie ptaszyska. Zaściełali łóżka, robili sobie coś małego do zjedzenia, zdecydowanie za małego jak na takich rosłych mężczyzn, ale musieli oszczędzać zapasy, bo nie było jak polować, zanim oni zapolowaliby na jakąś zwierzynę, zwierzyna upolowała by ich. Kolejne godziny spędzali na wyglądaniu przez okno z objęć bujanych foteli i kontemplacji tej specyficznej, ale jednak przyrody.
Tego dnia Noah był nieobecny i błądził myślami wśród gór, planował nocną eskapadę znowu, gdyż wczoraj zdarzyło mu się coś dziwnego i pragnął to sprawdzić. Gdy wczoraj tak siedział na stromym zboczu jednej z gór i wsłuchiwał się w melodię wilków, zauważył, że jeden osobnik wilczego stada zaczął się do niego zbliżać, bardzo powoli ale zdecydowanie. Chłopak zobaczywszy to zsunął się szybko ze zbocza i poszedł w stronę domu, wyczuwając zagrożenie. Chciał się przekonać czy dziś będzie tak samo.
W końcu zaczęło zmierzchać, ojciec posunął się chwiejnym krokiem do swojej sypialni, Noah dla niepoznaki też się położył na poduszkę, zaczekał aż ojciec zaśnie całkowicie, następnie wstał bezszelestnie i wyszedł przez okno na zwiady. Kierował się w stronę tej pamiętnej góry, na której wczoraj siedział. Dziś była pełnia, księżyc rozświetlał nieco mrok, i odbijał swoje światło od wierzchołków gór. Zwierzęta nie spały, bo taki stan przyrody powodował u nich aktywność. Noah szybko wszedł i usiadł tym razem na wierzchołku góry. Czekał z niecierpliwością na co nocny koncert śpiewu wilków tym razem A capella, bo zwykle towarzyszy temu akompaniament złowrogo wiejącego wiatru, a dziś było tajemniczo cicho.
No i zaczęło się. Rozległo się wycie wilków i rozchodziło się echem po całej okolicy. Po jakimś czasie ponownie jeden z wilków zaczął powoli zbliżać się do Noaha jakby wyczuwał w nim sprzymierzeńca. Chłopak mimo ogarniającego go strachu, coraz mocniejszego zresztą postanowił nie być tchórzem i nie uciekać od przeznaczenia. Siedział spokojnie, wyrównał oddech i czekał. Wilk podszedł pewnym krokiem, okrążył Noaha a następnie usiadł obok niego na zboczu i kontynuował śpiew. Chłopak był bardzo zaskoczony, ale wiedział, że nic mu nie grozi więc siedział spokojnie i słuchał, słuchał i cieszył się w głębi duszy. To było niesamowite przeżycie. Potem postanowił postawić kolejny krok, powoli wyciągał rękę w stronę wilka chcąc dotknąć jego sierści i przesunąć po niej dłonią. Jak pomyślał, tak też zrobił, wilk nie protestował. Można powiedzieć że stali się kompanami. Co noc wilk oprowadzał chłopaka po okolicy i tajemniczych zakątkach okolicy.
Razem polowali, zdobywali pożywienie i dzięki temu poprawiła się znacznie jakość życia ojca i chłopaka. Noah kolejnej nocy znowu wyszedł na nocne łowy, jednak nie spodziewał się w ogóle tego co miał teraz zobaczyć. Jak się okazało wilk nie tylko jego uznawał za swojego druha, miał też drugiego przyjaciela, który z wyglądu wcale nie przypominał człowieka, Tej nocy wilk zaprowadził go do ciemnej jaskini, która była z powodzeniem zamieszkiwana przez zarośniętego osobnika, odzianego w biały kożuch żywcem zdjęty z jakiejś dziko chodzącej zwierzyny. Jaskiniowiec nie posługiwał się zrozumiałym człowiekowi językiem, jednak jakimś dziwnym trafem Noah doskonale wiedział o co mu chodzi. Z czasem okazało się, że jest bardzo lojalny i oddany swoim ludziom. Miał w podorędziu łuk, który był również jego nieodłącznym kompanem wypraw. Mógłby nawet oddać życie za swojego pana. W taki właśnie sposób Noah zyskał przyjaciół i stał się ich przywódcą, ponieważ sam posiadał bardzo potężne umiejętności oni tylko byli jego uzupełnieniem. Działali w podstępny sposób uświadamiając przeciwnika o jego własnej wielkości i możliwości triumfu by na koniec bezczelnie go zgładzić. Jaskiniowiec tylko dobijał wrogów celnym strzałem w serce. To był jedyny sposób by przetrwać w tym świecie. A cień oświetlał im drogę.
Brak komentarzy