Kilka podstawowych informacji o grze Projekt A.R.T:
Ostatnio miałem przyjemność i możliwość zagrać w Projekt A.R.T od wydawnictwa Muduko. Gra na pierwszy rzut oka niepozorna i wyglądająca jak wszystkie ograne już do bólu kooperacje. Po większej liczby partii niestety muszę swoją ocenę utrzymać – gra jest przyzwoita, ale nie chwyciła mojego serduszka na tyle mocno, żeby regularnie do niej wracać.
Temat jest całkiem ciekawy – ratujemy zrabowane dzieła sztuki. Naszym przeciwnikiem jest organizacja zwana Białą ręką, która będzie nam przeszkadzała w tym zadaniu. Będziemy zbierać wskazówki i niezbędne zasoby. Na początku tury dobieramy dwie karty na rękę i musimy zdecydować, którą z nich zagrać. Na widocznej dla pozostałych współgraczy stronie mamy orientacyjne korzyści z zagrania danej karty. Na stronie widocznej dla danego gracza widzimy, gdzie musimy dołożyć nowych agentów Białej ręki, koszt karty oraz benefity.
Po zagraniu kart możemy się poruszać po mapie, co kosztuje nas znaczniki paliwa. Jeżeli trafimy do miasta z dziełem sztuki i nie ma na nim obcych agentów, zdobywamy to dzieło. W przeciwnym wypadku czeka nas walka na kostki. Wyliczamy ich siłę i rzucamy nasza kostką, dopalając wynik znacznikami broni. Jeżeli osiągniemy sukces, usuwamy agentów z miasta i zdobywamy dzieło sztuki. To ważne, ponieważ na koniec rundy miasto z pięcioma wrogimi agentami staje się odcięte i nie można przez nie podróżować. Wygrywamy, jeżeli uda się nam zasłonić cały tor dzieł sztuki. Powodzenia!
Otwierając pudełko gry Projekt A.R.T można odnieść wrażenie, że dostaliśmy grę z segmentu premium. Spore wrażenie robi instrukcja z widocznym na boku spisem treści stylizowana na plik akt jakiejś sprawy. Natrafiamy też na znaczniki wykorzystywane w grze – wszystkie drewniane o pasujących kształtach. Nawet planszetka na zasoby jest dopasowana do klimatu gry. Same rysunki to już uczta dla fanów kreski V. Dutraita. Wykonanie gry mocno na plus.
Projekt A.R.T to ślicznie wydana gra, pełna ładnych i kolorowych ilustracji pana V. Dutrait, ale pod względem gameplayu jest już dość nierówno i nie tak różowo. Gra jest potwornie losowa i miałem wrażenie, że to ona jest naszym głównym przeciwnikiem, jak i czynnikiem, który pozwala nam wygrać. Parę szczypt losowości w rozkładzie elementów jeszcze nikomu nie zaszkodziło – wszakże, jeżeli jest wiele zmiennych to zyskuje regrywalność. I tutaj nie można jej odmówić Projektowi A.R.T – jest kilka map, na których możemy pograć.
Z drugiej strony podstawowa mechanika zagrania kart często będzie nas karać, bo nie mamy nic przydatnego do zagrania. Gra na nas nie poczeka – agentów na planszy przybywa, niektóre miejsca będziemy tracić, zasobów, jak zawsze brakuje. Brzmi trudno i wymagająco, ale co z tego, jeżeli nie mamy zbyt wielu możliwości, żeby się temu przeciwstawić. Albo wszystko idzie ma jak po maśle i karty oraz kostki są po naszej stronie albo przegramy. Losowa walka z agentami Białej ręki przy pomocy kostek (które oczywiście można sobie boostować kosztem zasobów) to zwieńczenie całej tej historii. Bawiłem się nieźle przy kilku pierwszych partiach, ale summa summarum to właśnie nadmierna losowość sprawiła, że Projekt A.R.T nie będzie za często u mnie gościł.
Na plus wspomnę jeszcze o trybie solo, który spodobał mi się zdecydowanie bardziej niż kooperacyjne zmagania mające na celu powstrzymanie złodziei dzieł sztuki. Gramy sami, więc sterujemy jednym pionkiem, ale mamy pionek i kostkę innego gracza do pomocy. Musimy też zagrać dwie karty zamiast jednej co bez dyskusji z innymi pozwala nam nieco więcej poplanować. Jest szybko, wymagająco – tak jak lubię. Udało mi się nawet raz wygrać, ale duża w tym zasługa szczęścia.
Projekt A.R.T to klasyczna kooperacja – mało zasobów, walka z grą i niestety cała masa losowości, która potrafi ustawiać wyniki. Warto zagrać i pooglądać same ilustracje oraz spróbować dość wymagającego trybu solo. Sprawdźcie przed zakupem, czy to gra dla Was.
[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA] Dziękujemy Muduko za przekazanie gry do recenzji.
Brak komentarzy