Serial Pierścienie Władzy co tydzień raczy klientów Amazon Prime Video nowym odcinkiem. Każdy piątkowy wieczór poświęcam na tę rozrywkę, jednak z razu na raz, staje się ona coraz bardziej wątpliwa.
Serial Pierścienie Władzy od początku wzbudza kontrowersje. Zaczęło się od Harfootów (kontrowersyjnych prawie Hobbitów), potem wielu widzów narzekało na kolor skóry niektórych postaci, jednak największe poruszenie wywołała postać Galadrieli, która okrzyknięta została chodzącym memem, żartem a przez pewne grono oglądających – zwyczajną idiotką. Trzeba przyznać, że postać ta jest absolutnie wybrakowana a za każdym razem, kiedy pojawia się na ekranie, mam ochotę wyłączyć program. Galadriela zwyczajnie psuje Pierścienie Władzy. Tak, ta Galadriela, którą uwielbiamy z LOTR. Jak można było tak zepsuć tę postać? To zagadka, nad którą głowię się już kolejny tydzień i d której nie potrafię odnaleźć rozwiązania.
Jako, że od pierwszych odcinków nie widzieliśmy Elronda i reszty Krasnoludów, w tym tygodniu ponownie przyszło nam odwiedzić kopalnię, Durina oraz jego rodzinę. Szkoda, że temu wątkowi poświęcono tak mało czasu, bo uważam go za jeden z ciekawszych w całej produkcji. Zwłaszcza, że teraz Krasnoludy odkryły Mithril i przez jakiś czas próbowali ukryć ten fakt przed kręcącym się po podziemiach Elfie. Ten jednak podsłuchał „elfim słuchem”, gdzie ukrywa się przed nim przyjaciel. Przyjaźń Elronda i Durina jest długowieczna, więc Krasnolud zaryzykował wyjawieniem tajemnicy o cudownej substancji, którą znaleziono w ziemi a Elf przysięga, że nikomu nie wyjawi nawet słowa na jej temat. Poznaliśmy też krasnoludzkie zwyczaje i trochę pożartowaliśmy z żoną Durina. Klimat podziemi jest fantastyczny i szczerze ubolewam, że jednak gdzieś tam został pominięty. Zdecydowanie wolałabym poznać więcej Krasnoludów.
W zamian za to, serial Pierścienie Władzy robi wszystko, byśmy do końca nienawidzili Galadrielę. Chyba nie ma sposobu żeby polubić tę postać i nie wiem czy jakikolwiek punkt zwrotny mógłby odwrócić falę negatywnych uczuć ku tej postaci. Do tej pory Elfka zaprezentowała nam serię kamiennych twarzy (nawet w chwilach ekstremalnych), absurdalny taniec z mieczem, z zamkniętymi oczami, przy zabijaniu trolla i mój faworyt – wtargnięcie do Numenoru z żądaniem zebrania armii i wyruszenia do Śródziemia. Przy tym ostatnim była zdziwiona, że Miriel odmówiła jej jakiejkolwiek pomocy! Wyobraźcie sobie, Galadriela wbija do krainy, w której jej gatunek jest negatywnie odbierany i wymaga aby wraz z nią wyruszono do odległego miejsca, w którym może (albo nie) pojawić się Sauron. Przecież dla ludzi Numenoru jest to kompletny absurd. A najbardziej absurdalne w całej tej sytuacji jest to, że Galadriela nie rozumie dlaczego nie udzielono jej pomocy, której oczekiwała. Da się być bardziej ograniczonym?
Zadziałało szczęście głupiego, bo Miriel dostrzegła w Palantirze upadek swojego królestwa. Wiele ryzykuje, by pomóc roszczeniowej elfce. Jakimś cudem Galadriela przekonuje Miriel do wojny z Orkami na Południowych Ziemiach i rozpoczynają się przygotowania wojenne. Dołącza do nich także młody Isildur, który właśnie wyrzucony został z elitarnej Marynarki Wojennej. Ostatecznie Galadriela dopięła swego i na pewno nie pomoże jej to w zdobyciu odrobiny pokory.
Serial Pierścienie Władzy ma wiele plusów, jednak non stop są one przyćmiewane przez debilną postać. Każdy miły element na ekranie, każda fajna scena, ciekawy dialog nawiązujący do LOTR, cokolwiek przyprawiającego widza o uśmiech na twarzy zostaje za chwilę odebrane kiedy Galadriela pojawia się na ekranie. W tej chwili pozostaje tylko jęk zniechęcenia i wymuszonego skupienia na ekranie. Zdecydowanie ciekawiej jest, kiedy nasz kot przechadza się po pokoju i odrywa naszą uwagę. Potencjał serialu został absolutnie zaprzepaszczony a całość z tygodnia na tydzień denerwuje mnie bardziej.
Może się Wam spodobać:
Brak komentarzy