Podczas premiery Wiedźmina 3 wydawnictwo Dark Horse Books we współpracy z CD Projekt Red zdecydowało o wypuszczeniu na rynek serii wiedźmińskie komiksy o przygodach Geralta z Rivii. Od czasu ukazania się pierwszego tomu minęło już osiem lat. Jak przygody najsłynniejszego zabójcy potworów na świecie prezentują się w formie komiksu?
Ale po kolei. Choć obecnie rysowaniem wiedźmińskich komiksów zajmują się także zagraniczni artyści, mało kto wie, że pierwsze próby wpisania Geralta w komiksowe ramy miały miejsce znacznie wcześniej, na naszym rodzimym rynku. Odbyło się to za sprawą trzech panów. Bogusław Polch, Andrzej Sapkowski i Maciej Parowski – to nazwiska, których nie trzeba nikomu przedstawiać. Razem wypuścili łącznie sześć komiksów, z których cztery prezentują znane z książek opowiadania (Mniejsze zło, Ostatnie życzenie, Granica możliwości oraz Wiedźmin, którego komiksowy odpowiednik nosi nazwę Geralt). Dwa z nich – Droga bez powrotu i Zdrada – to kolejno: historia rodziców Geralta z Rivii oraz wychowania szkolącego się jeszcze wiedźmina.
Komiksy tych trzech legend polskiej fantastyki zostały jakiś czas temu wydane w zbiorczym wydaniu Wiedźmin za pośrednictwem wydawnictwa Pruszyński i S-ka. Kreska Polcha wpisuje się w nurt komiksów „conanowskich”. Mamy więc półnagich mężczyzn z wielkimi mieczami, magiczki z wypełnionymi do granic możliwości dekoltami i przerysowane potwory o czerwonych ślepiach. Ma to swój niepowtarzalny urok, jednak dzisiejszy czytelnik – a zwłaszcza taki, który kojarzy wiedźmina głównie z gier bądź serialu Netflixa – potrzebuje nieco innych przeżyć estetycznych. Stąd też wziął się pomysł na stworzenie całkiem nowej serii, która – zamiast sięgać po tradycyjne metody i odwoływać się do klasyki gatunku – będzie stawiać na nowatorskie podejście i ciekawe rozwiązania narracyjne.
Dom ze szkła
Pierwszy komiks z serii okazał się strzałem w dziesiątkę. Nic w tym dziwnego, bowiem za jego wykonanie zabrali się zawodowcy: Paul Tobin, zdobywca Nagrody Eisnera, napisał scenariusz, zaś rysunkami zajął się Joe Querio. Zresztą już sama okładka zachwyca. Jedno spojrzenie znawców komiksów wystarczy, by rozpoznać w niej charakterystyczny styl Mike’a Mignoli.
W historii tej wiedźmin trafia do tytułowego domu ze szkła, usadowionego w głębi lasu opanowanego przez leszych. Rzecz jasna nie wszystko będzie tu takie, jakie może się zdawać z początku. Pierwszy tom serii komiksów o Geralcie nawiązuje więc do znanych czytelnikom i graczom motywów. Jest to opowieść o tym, że to zazwyczaj człowiek jest prawdziwym potworem, a prawda zawsze jest ukryta głęboko; by ją odkopać, trzeba zmierzyć się ze swoimi lękami, traumami i zawiedzionymi oczekiwaniami.
Dzieci lisicy i Klątwa kruków
Drugi tom z serii znów zawdzięczamy Paulowi Tobinowi i Joe’mu Querio. Tym razem jednak dwójka artystów nie skupiła się na wymyśleniu nowej historii od podstaw, a przeniesieniu na karty komiksu wydarzeń z książek. Ot, wiedźmin płynący na statku przez rzekę, córka potwornej lisicy zamknięta pod pokładem, pewien krasnolud u boku… brzmi znajomo? Dzieci lisicy nie zrobiły na mnie dużego wrażenia. Może właśnie dlatego, że już znałem tę opowieść?
Inaczej rzecz ma się z Klątwą kruków. O ile tom pierwszy przedstawiał „typową” historię o wiedźminie (która mogła toczyć się w chyba każdym momencie jego życia), a drugi skupiał się na wydarzeniach z książek, o tyle trójka w oczywisty sposób stara się przedstawić życie wiedźmina po Dzikim Gonie. Ciri zdobywa doświadczenie jako wiedźminka, Yennefer jest zrzędliwa i jej stosunki z innymi są dość trudne, a sam Geralt… cóż, właściwie mało go w tym komiksie.
Choć Klątwa kruków ma spory potencjał – wszak przedstawia dalsze losy bohaterów gier – to moim zdaniem wypada słabo. To nie do końca kontynuacja wiedźmińskich przygód, bowiem główne postacie nie ewoluowały. Autorzy przyjęli za pewnik, że po wydarzeniach z gry Cirilla wybierze radosne życie wędrownej wiedźminki, a relacje Geralta z Yen dalej będą napięte. Ten stan emocjonalnego zawieszenia skłania mnie do tego, by uznać Klątwę kruków za rodzaj odgrzewanego kotleta bądź wyraz pewnej tęsknoty czy niedosytu po przejściu gry.
Córka płomienia i Zatarte wspomnienia
Choć poprzednie tomy serii stawiały na jak najwierniejsze oddanie Geralta z Rivii, czwarty i piąty numer poszły w stronę swego rodzaju interpretacji. Podejście to bardzo mi się podoba. Tym bardziej, że wiedźmin z Córki płomienia i Zatartych wspomnień to właściwie dwie różne osoby!
Zacznijmy od tomu czwartego. Dzieło polek Aleksandry Motyki i Marianny Strychowskiej rozwija wątek rozpoczęty w dodatku do trzeciej części gry, Sercu z Kamienia. Ot, główny bohater nadepnął na odcisk ofirskiemu władcy. Teraz przyjdzie mu zwiedzić tę magiczną krainę razem z Jaskrem, by stawić czoła lokalnym skrytobójcom i demonom. Nietrudno znaleźć tu też inspiracje Grą o Tron. Geralt z kart komiksu jest tutaj pewnym siebie zawadiaką, który nie stroni od sarkazmu czy uśmiechu. A już na pewno nie stroni od kobiet.
Inaczej przedstawiono go w Zatartych wspomnieniach. Rysunki Amada Mira wypadają nieco blado na tle poprzednich komiksów. Nie sposób się jednak nie zgodzić, że scenariusz Bartosza Sztybora stoi na bardzo wysokim poziomie. Geralt przeżywa nim bardzo trudny czas. Świat się zmienił i nie ma już zleceń dla wiedźminów. Nasz bohater wędruje więc od wioski do wioski, coraz bardziej zmęczony i wpadający w coraz głębszą otchłań. Nie ma już sił, by żartować i spędzać noce na popijawach w karczmie. Przez jego twarz bardzo często przechodzi cień, a uśmiech prawie nigdy nie gości na obliczu.
Wiedźmi lament
Do ostatniego na ten moment tomu z serii rysunki przygotowała Vanesa R. Del Rey i trzeba przyznać, że wyszło jej to całkiem interesująco. Choć niekiedy gałęzie i patyki oddzielające kolejne sceny będą zlewać się z tłem, a specyficzne, nieco zbyt grube pociągnięcia ołówka nie są bez skazy, to całość robi fenomenalne wrażenie estetyczne. Z pewnością dużą rolę odegrały tu barwy – każda lokacja ma tu swój wyjątkowy klimat. Szczególnie dobrze widać to przy okazji początkowego palenia czarownicy.
Zresztą scenariusz Bartosza Sztybora świetnie nadaje się do takiej właśnie prezentacji artystycznej. W tej opowieści Geralt wydaje się najstarszy. Przypomina nawet Vesemira. Jest dręczony przez poczucie winy z powodu zbyt pochopnie podjętej decyzji. Teraz musi zmierzyć się ze swoimi demonami i dojść do prawdy. Miota się więc. Z jednej strony chce znaleźć najlepsze, najbardziej pokojowe rozwiązanie konfliktu. Z drugiej jest świadom tego, że nie uniknie zabijania.
Słowem podsumowania
Komiksy z serii Wiedźmin startowały na rynku z pewnej uprzywilejowanej pozycji. Ot, kochany przez wszystkich bohater z bardzo znanej franczyzy. Nie trzeba było wiele, by fani gier i książek sięgnęli po komiksy. Nawet jeśli te byłyby dla nich jedynie ciekawym bibelotem na półce. Choć autorzy serii mogli iść w stronę „produkowanych” masowo historii, zdecydowali się na coś o wiele lepszego.
Każdy z wydanych do tej pory komiksów to małe (bądź duże) dzieło sztuki. Ich autorzy zaś nie pozostali przy jednej, kanonicznej interpretacji postaci Geralta, co jest zresztą pewną popkulturową iluzją. Każdy z nich przedstawił wiedźmina na swój sposób, w zupełnie innych sytuacjach i w innym wieku (choć to ostatnie jest bardziej moim domysłem niż potwierdzoną przez kogokolwiek informacją). Mamy więc zawadiakę, który nie stroni od kurtyzan. Mamy zawodowca rozprawiającego się z kolejną trudną do rozwikłania sprawą. Mamy miotającego się, zmęczonego życiem weterana. Ta różnorodność podejść i stylów artystycznych jest bezsprzecznym plusem całej serii. Mam szczerą nadzieję, że niebawem doczekamy się kolejnych tomów. Zwłaszcza tych stworzonych przez autorów odważnych i niebojących się zerwać ze znanym z gier wizerunkiem Geralta. Tego i sobie, i wam życzę.
A jeśli jesteście zainteresowani kolejnymi dziełami z uniwersum wiedźmina, sprawdźcie koniecznie: WIEDŹMIN: SEZON 2 – RECENZJA – WYSZŁO, CZY NIE WYSZŁO?
Brak komentarzy