Labirynt Śmierci jest grą planszową zaprojektowaną na podstawie książek oraz systemu RPG Artura Szyndlera które wprowadzają graczy w unikalny świat labiryntu. O książkach krążą … różne opinie, najczęściej niestety niepochlebne. Nie wypowiem się na temat pozycji książkowych bo ich po prostu nie czytałem, ale gra planszowa zdaje się czerpać wiele z literatury. Przed książkami był także system RPG który pamiętają na pewno starsi gracze.
Labirynt Śmierci – Kilka słów na wprowadzenie
Labirynt Śmierci to kooperacyjna gra fabularna dla jednego do dziesięciu graczy. Ostateczny styl gry determinuje scenariusz który wybieramy, a jest ich kilkadziesiąt do wyboru. Znajdą się nawet scenariusze PvP polegające na pojedynkach między parami. W grze wcielamy się w bohatera lub grupę bohaterów (w zależności w ile osób gramy). Najlepiej się gra zdecydowanie we cztery osoby, chociaż grając we dwoje też jest spoko.
Co ciekawe, bardzo dobrze mi się grało solo. Wybieram wtedy 5 bohaterów i normalnie przeżywam kolejne przygody polegające w głównej mierze na losowaniu różnych zaprojektowanych wcześniej wydarzeń.
Gra polega na przechodzeniu kolejnych komnat labiryntu wcześniej wybranymi postaciami. Każda postać ma jedną lub więcej profesji które służą nam za punkty życia. Każde spotkanie ma określony poziom trudności zapisany w postaci Mocy oraz Pułapek. Naszym zadaniem jest zminimalizowanie tych wskaźników poniżej wartości jeden. To tak w skrócie, nie będę tutaj opisywać zasad. Od tego macie instrukcję. Powiem tylko że gra jest bardzo losowa bo różni bohaterowie i sprzymierzeńcy mają słowa kluczowe które mogą wpłynąć pozytywnie lub negatywnie na spotkanie. Spotkań jest łącznie ponad 300 i przez to że raczej niemożliwe jest stworzenie dwa razy tej samej konfiguracji bohaterów w danym spotkaniu które już jakimś cudem powtarzamy, nie ma szans na nudę.
Zamiast pisać standardową recenzję to skupię się na tym jak przebiegała moja przygoda z tą grą.
Pierwsze wrażenia
Pierwsze wrażenia były niestety niezbyt pozytywne. Po pierwsze wykonanie jest słabe. Karty są nadrukowane na papierze słabej jakości. Grafiki na kartach są … specyficzne. Nie każdemu przypadną do gustu. Mi osobiście niestety nie przypadły. Myślę że spodobają się głównie starszym graczom którzy pamiętają jeszcze stary system RPG. Karty są pomieszane więc pierwsze co zrobiłem po rozpakowaniu to posortowałem je według bohaterów. Każdy z nich ma jedną lub kilka kart profesji, oraz specyficzne sobie karty sekretów, czarów oraz boskich mocy. Bez wcześniejszego sortowania ciężko jest szybko zasiąść do stołu.
Zaczynam czytać instrukcję, wprowadzenie to szybki przebieg tury, wydaje się proste. Rozkładam grę i próbuję ogarnąć wstęp. Nie jest prosto. Ciągle muszę wertować instrukcję i szukać kolejnych zasad. Sprawdzam YouTube czy jest nagranie z rozgrywki. Nie ma, gra jest za młoda a ja jestem podobno pierwszym recenzentem który położył na niej swoje niecne recenzenckie i czepialskie łapy. Trudno, pionierzy zawsze mają ciężej.
Jakoś to idzie, ogarniam po kolei kolejne aspekty i zaczynam rozumieć o co w tym chodzi. Niestety później ciągle wracam do instrukcji i szukam różnych zagadnień. Najgorsze są słowa kluczowe. Zdecydowanie potrzebny jest tutaj leksykon takich słów na oddzielnej kartce. Są one najczęściej opisane w losowych miejscach instrukcji oraz z tyłu księgi scenariuszy oraz ksiąg spotkań. Zostało to niestety źle zaprojektowane i przemyślane.
No dobra wołam moją Kobietę i zaczynam ją dręczyć mając gdzieś z tyłu w głowie pamięć jak źle znosiła Mistfalla który jest trochę podobny do gry Labirynt Śmierci.
Rozgrywka dwuosobowa z fanem Eurogier
Szokiem było dla mnie to, że zasady po wcześniejszym poznaniu tłumaczy się bardzo szybko. Moja ukochana Ola, która ma łzy w oczach kiedy pytam się czy zagramy w Wojnę o Pierścień i ma totalną awersję do tego typu pozycji (z drobnymi wyjątkami), ogarnęła zasady błyskawicznie i nawet zaczęło jej się podobać. Jednak bardzo szybko umarliśmy, znaczy zostaliśmy pojmani przez labirynt i niestety musieliśmy zaczynać od nowa.
Gra najczęściej przebiega w taki sposób że jest nawet lekko i da się przejść każde wydarzenie płynnie i bez przeszkód. Niektóre z nich jednak są tak bardzo losowe i można do nich dobrać taki zestaw bohaterów że gra może się skończyć natychmiast po takiej brzydkiej przegranej. Po prostu każda postać ma mało punktów życia, a przegrana skutkuje ranami, tym więcej ran im więcej pozostało do zbicia punktów mocy i pułapek w danym spotkaniu. Dlatego jak przegrywamy to najczęściej przegrywamy na ostro.
Niestety mimo początkowego zainteresowania, zauważyłem pierwsze ziewanie oraz tęskne zerkanie na godzinę w telefonie. Dostałem nawet niepowtarzalną propozycję czy chcę kanapkę, co przeważyło szalę i zlitowałem się nad lubą. To nie jest gra dla fanów eurogier. Czas zaciągnąć ciężkie działa. Dzwonię po kolegę, nazwijmy go Seba.
Rozgrywka dwuosobowa z graczem fanatykiem
Seba jest czepialskim fanatykiem ciężkich gier planszowych, który uważa że Twilight Imperium jest za krótkie i w zbyt niewielkim stopniu przedstawia złożoność kierowania międzygwiezdnym imperium. Wydawało mi się że będzie to odpowiednia osoba do testowania cuda jakim jest Labirynt Śmierci. Nie myliłem się. Seba był zachwycony grafikami i zasadami gry które były proste (cholera jak to szybko się tłumaczy, a jak ciężko uczy z instrukcji) i dawały duże możliwości, a przy tym niezłe emocje dzięki losowości.
Rozegraliśmy razem oba scenariusze dla początkujących noobów oraz rozpoczęliśmy kampanię. Było super, gra mi się mega podobała, tak samo wymiataczowi. Od razu widać że jest to planszówka skierowana do osób które preferują ameritrashe. Bardzo nam się spodobała zasada Farta polegająca na przeczytaniu krótkiego tekstu danej postaci i przerzucie kości.
Rozgrywka wieloosobowa z różnymi osobami
Udało mi się rozegrać parę gier trzyosobowych i czteroosobowych i bez omawiania szczegółów powiem jeszcze raz że tryb czteroosobowy jest zdecydowanie najlepszy. Każdy gra jednym bohaterem (z wyjątkiem lidera który ma dwóch) i stara się maksymalizować korzyści płynące z każdego z nich. Wychodzi też niewielki element negatywnej interakcji, otóż kilka postaci ma możliwość szkodzenia innym graczom kosztem na przykład lepszego rzutu. Mając taką postać w drużynie można zauważyć wszystkie skazy na charakterze naszych znajomych.
Tutaj też osoby będące fanami eurogier znalazły trochę zabawy, ale dalej było widać kręcenie nosem, zwłaszcza kiedy mieli czytać klimatycznonibyśmieszny tekst Farta. Koleżanka skwitowała to stwierdzeniem „to jest głupie, nie będę przerzucać, chcę umrzeć”.
Podsumowanie
Na koniec jeszcze kilka spostrzeżeń. Gra wydawała się słabo testowana. To błąd bo spotkań jest tutaj dosłownie setki, każde jest naprawdę wyjątkowe, a przez to i balans cierpi. Część z nich jest po prostu bardzo trudna i nie do przejścia dla początkujących graczy. Może to było zamiarem twórców, jednak po przejściu kilku komnat i dociągnięciu „tej jedynej” która rozpieprzy nas w drobny mak, jest bardziej niż frustrujące.
Recenzja pomocna, ale… Jak ktoś zajmuje się pisaniem recenzji, to mógłby sprawdzać tekst po napisaniu. Jest tu od groma błędów (głównie interpunkcyjnych), co sprawia, że czuję się jakbym czytał bloga nastolatki. Może warto dać tekst do korekty przed publikacją?
Dzięki za komentarz, wiemy że są błędy, zarówno w postach jak i na stronie. Mamy całą listę rzeczy które planujemy wdrożyć, z tym że blog piszemy po godzinach pracy całkowicie non-profit (może zauważyłeś całkowity brak reklam) i po prostu nie zawsze jest czas na dokładną korektę. Mimo to staramy się poprawiać błędy na bieżąco.
Straszne, niepotrzebne czepialstwo. Chwała twórcy, że chciał zrecenzować grę. To tak jakby się czepiać kierowcy testowego, że miał krzywo zawiązaną apaszkę podczas jazdy i niedokładnie umyty samochód. Dzieki za recenzję. Pozdrawiam. MG
Bzdura. Dbajmy o ojczysty język. Szanujmy czytelnika. I samych siebie. Czy to takie trudne włączyć korekcję tekstu, przeczytać raz jeszcze to, co się napisało? Nie sądzę.
Nie, żebym się teraz czepiał szczególnie autora recenzji, który poczuł się do samokrytyki.
Razi mnie właśnie taki tumiwisizm i machnięcie ręką na bylejakość, jaką tu kolega MG reprezentuje. To błędna droga, tak w języku, jak i w życiu. Nie polecam.
Pamiętam Szyndlera i Kryształy Czasu…. Całe liceum nie mogłem się doczekać wydania spójnych zasad i podręcznika. Graliśmy posiłkując się gazetowym wydaniem… To były czasy (połowa ’90). Bałaganiarstwo, niekonsekwencja i chaos narracyjny zapewne zainfekował też Labirynt Śmierci, niczego innego bym się po Twórcy nie spodziewał, ALE:
– klimat na pewno rozgrzeje moje mroczne serduszko spragnione wyprawy wgłąb ciemności,
– pamiętam wydanie gry Labirynt, gdzie z małych kartoników układałem kolejne poziomy mapy i podbijałem statsy mojej drużynie, na pewno było to jeszcze wcześniej niż posłyszałem o KC, czyżby to był pierwowzór, archetyp?
– czy wydanie na prawdę było słabej jakości? nie da się chronić jakoś kart i elementów?
Dziękuję za recenzję.
Podejrzewam, że karty można wsadzić w jakieś koszulki.