Nie mam zbyt wielu imprezówek na mojej liście gier wszech czasów, ponieważ wolę rozegrać jakiegoś eurasa, czy szybką grę abstrakcyjną pokroju Azula, czy Sagrady. Potwory w Tokio: Mroczna Edycja wpadły akurat na majówkowy wyjazd, i to było prawdziwe wejście smoka!
Potwory w Tokio nie są anonimowym tytułem na polskim rynku gier planszowych. Swego czasu, w okolicach 2011 r. gra została dość ciepło przyjęta przez graczy, o czym świadczy szereg nagród, jakie zgarnęła, ale na mój radar jakoś wtedy nie trafiła. Nowiutka Mroczna edycja to jednorazowy strzał i ukłon w stronę fanów nieco mniej cukierkowych klimatów pełnych cyber królików, Godzilli czy innych wielkich potworów znanych z filmów, czy szeroko pojętej popkultury. Niespodziewanie w Polsce nowa wersja ukazała się spod szyldu wydawnictwa Portal Games. Autorem jest nie, kto inny jak znany i lubiany głównie wśród fanów pewnej kolekcjonerskiej karcianki Richard Garfield, który całkiem nieźle umie w planszówki.
Jeżeli tak jak ja nie kojarzyliście wcześniej Potworów w Tokio pewnie się zastanawiacie, o czym jest gra? Kojarzycie pewnie filmowego King Konga i scenę, gdzie wielka mała wspina się po wieżowcu. Ewentualnie znacie może Godzillę, która wyłania się z wody i niszczy całe miasto. W grze wcielamy się w jedno z takich monstrum spośród sześciu dostępnych w pudełku (jedno bonusowe do wyrwania podczas przedsprzedaży na stronie wydawcy) i musimy podbić Tokio. Nasze postępy najlepiej obrazują dwie rzeczy – punkty zwycięstwa, jakie zdobywamy oraz utratę życia przez przeciwników. Żeby nie było za łatwo każdy z graczy chciałby poszaleć w Tokio i nikt nie zamierza się poddać.
Trzon rozgrywki jest niezwykle prosty i opiera się na kostkach, którymi będziemy rzucać. Można mieć tu sporo obawy (i to całkiem uzasadnionych, ale o tym później) o losowość. Mechanika push your luck, czyli testowania naszego szczęścia w losowym rzucaniu kostkami jest dość popularna i działa różnie. W Potworach w Tokio nie raziła mnie aż tak mocno i kolejne rzuty dostarczały mi więcej emocji niż frustracji. Zdarzały się momenty, że kostki nie podchodziły, ale taki już urok tej gry. Podczas naszej tury mamy maksymalnie trzy przerzuty i praktycznie zawsze uda się nam coś zebrać. Idzie to też całkiem sprawnie, ponieważ symboli aż tak wielu nie ma i zazwyczaj wiemy, co chcemy.
Jeżeli uzbieramy nasz wymarzony i satysfakcjonujący zestaw symboli na kostkach, możemy przejść do jego wykorzystania. Serduszka nasz leczą, cyferki dają punkty za komplety natomiast jest tu jedna nowość, której fani Potworów w Tokio jeszcze nie widzieli. Mroczna Edycja jako twór limitowy oprócz nowej szaty graficznej dostała niewielkie, ale dość znaczące mechaniczne usprawnienie względem pierwowzoru. Jak to w turlaniu kostkami bywa, wyniki mogą być różne. Często zdarzy się nam sytuacja, że ustrzelimy tylko jeden z punkt podczas nasze tury i nie ma się co oszukiwać – nie jest to powalający wynik. Dlatego wyrzucając przynajmniej trzy jedynki lub dwójki oprócz standardowych punkcików dostaniemy zupełnie nowe na torze pokręcenia. Będziemy sobie w ten sposób odblokowywać niezwykle mocne i przydatne umiejętności. Miałem kilka partii, w których skupiliśmy się tylko na tym, by jak najszybciej dojść na najwyższe pięterko, bo bonusy też są limitowane i nie starczy ich dla wszystkich. Jednocześnie balans też jest fajnie zachowany, ponieważ nie przybliża to nas do wygranej i gdy my się bunkrujemy nadal dostajemy obrażenia, a inni robią w Tokio zamęt. Małe, ale bardzo fajne usprawnienie dla osób, które cierpią na notorycznego pecha.
Bardzo fajną mechaniką są karty, które kupimy za energię zdobywaną podczas rzutów kostkami. Możemy wyróżnić dwa typy – zużywalne po zakupie oraz pasywne dające nam małe, aczkolwiek znaczące i przydatne bonusy podczas rozgrywki. Uwielbiam dopakowywanie moich potworów nowymi zdolnościami, więc oczywiście polowałem na takie karty – czuć ten rozwój i wzrost siły naszej postaci. Nie kupimy ich zbyt wielu, bo gra jest szybka i nie ma tu czasu na powolne rozbudowywanie – ma być intensywnie i emocjonująco.
Każdy symbol łapki zada obrażenie graczom, którzy nie są w naszej lokalizacji. Niby proste i banalne zdanie, ale stanowi trzon rozgrywki Potworów w Tokio. Lokalizacją jest Tokio oraz miejsce poza planszą. Kluczowe dla wygranej jest odpowiednie chojrakowanie naszym potworem i kalkulowanie odpowiedniego czasu wejścia i wyjścia z planszy. Za wejście do miasta zgarniemy punkty, natomiast rozpoczęcie naszej tury na jednym z obszarów planszy gwarantuje nam już dwa punkty. Nie jest to takie proste, gdy wszyscy nas atakują, ale my też jednym strzałem możemy zaatakować wszystkich współgraczy! Drogi do zwycięstwa mamy dwie – punkty albo powolne, aczkolwiek mega satysfakcjonujące wyniszczanie oponentów.
Potwory w Tokio: Mroczna Edycja to kapitalna gra rodzinna i imprezowa. Wziąłem ją na wyjazd w gronie znajomych i okazało się hitem łączącym kilka pokoleń. Tłumaczy się szybko, rozgrywka jest prosta i przyjemna. Nie grałem w oryginalną wersję, ale przeglądając zdjęcia i porównując styl graficzny nowej wersji zmianę oceniam na plus. Mroczna edycja jest bardziej klimatyczna i skierowana ku ciut starszemu odbiorcy. Komiksowa grafika miała swój urok, ale osobiście ciemniejsze tony dużo bardziej do mnie przemawiają. Nie ma się też co czepiać, jeżeli chodzi o wykonanie pozostałych elementów. Standy potworów wyglądają rewelacyjnie, a matowe kostki sprawiają, że chce się nimi rzucać. Bardzo przyjemnie leżą w dłoni.
Największy zarzut, jaki mi przeszkadzał podczas zabawy w Potwory w Tokio to możliwość wcześniejszego odpadnięcia z gry. Przy niefortunnym splocie wydarzeń może się okazać, że przez pół rozgrywki będziemy robić za kibica, ponieważ nasze życie spadnie do zera. Taki już urok tej gry, ale nie lubię takich mechanik. Na szczęście gra jest szybka, ale swoje odsiedzieć i tak trzeba. Gra skaluje się też dość średnio i jest typowym tworem działającym dobrze na dużą liczbę graczy. Tryb dwuosobowy ma delikatnie zmienione zasady, ale grało mi się średnio. Im więcej graczy – najlepiej maks, tym lepiej. Walki o Tokio lubią gwar, tłok i ścisk na planszy.
Do kogo jest skierowana nowa Mroczna Edycja Potworów w Tokio? Jeżeli szukacie fajnie wyglądającej gry rodzinnej do pogrania z dzieciakami w niedzielne popołudnie, to może być strzał w dziesiątkę. Kartonowe figurki Godzilli, czy King Konga wpadają w oko i wyglądają bajerancko. Jeżeli preferujecie luźne planszówki bez większego kombinowania i liczenia punktów również Potwory w Tokio mają szansę zagościć dłużej na waszym stole. Jeżeli losowość was uczula, a wyścig w zbieranie punktów średnio wam pasuje, gra Was nie przekona i po pierwszej partii sprzedacie dalej. Nie wydaje mi się, żeby osoby, które mają już na półce stare Potwory w Tokio musiały przesiadać się na nową wersję. Zmian mechanicznych nie ma za wiele i nie są one aż tak przewracające rozgrywkę, żeby inwestować w kolejne pudełko.
Na zakończenie
Potwory w Tokio: Mroczna Edycja to ciekawie zrobione nowa wersja sympatycznej turlanki sprzed ładnych paru lat, w której możemy się wcielić w ogromne, kartonowe stwory robią rozróbę w tytułowym Tokio. Gra to festiwal testowania naszego szczęścia, w którym podczas rzutów kostkami składamy naszą wymarzoną kombinację. Bardzo fajnie działa nowa mechanika pokręcenia dająca nam fajne bonusy. Bawiłem się całkiem przyjemnie i uważam, że Potwory w Tokio to świetna gra rodzinna. Nowa wersja jest ciut mroczniejsza i mniej cukierkowa, co uważam za zmianę na ogromny plus. Najważniejsze, że gra dostarcza emocji i wesołej naparzanki na planszy. Jest szybko i intensywnie! Jeżeli nie znacie jeszcze Potworów w Tokio, to nowa wersja jest idealnym początkiem całkiem przyjemnej przygody. Sprawdźcie, warto!
[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA] Dziękujemy wydawnictwu Portal Games za przekazanie gry do recenzji. Nie miało to wpływu na zawarte tu opinie.
Czy ta gra przypomina Unmatched?
Nie : ) Jest dość daleko od Unmatched. Potwory w Tokio to luźna turlanka z kartami dającymi jakieś bonusy czy wydarzenia, ale głównym celem jest zadawania szybkich obrażeń i zgarnianie ich jak najmniej. Unmatched to taktyczny pojedynek na karty, w którym mamy dużo więcej kombinowania.