Simon the Sorcerer Origins – Recenzja – Powrót Wspomnień


Simon the Sorcerer Origins to bardzo ostrożna próba wybadania, czy ta prastara seria gier przygodowych ma sens w dzisiejszych czasach. Stworzono więc prequel, a ja sprawdziłem, czy to dalej tak samo magiczna gra jak oryginał. Zapraszam do recenzji opartej na wersji na Playstation 5!

Gry przygodowe w 2025 roku powoli wychodzą z indyczego podziemia atakując średni segment gier wideo. Niedawno recenzowaliśmy Sybieria: Remastered, które skradło moje serce, a Amerzone: Explorer Legacy jest niesamowicie cudownym i pięknym tytułem. Simon the Sorcerer Origins będzie uderzać jednak w inne nuty, ale to dalej klasyczny przedstawiciel gatunku gier przygodowych. W grze wcielamy się w rolę Szymona, małego urwisa, od którego chyba powstało memiczne powiedzenie gówniarzu zas…. Tak czy inaczej gra rozpoczyna się podczas przeprowadzki rodziny Szymona do nowego miejsca zamieszkania, bo młody został wyrzucony ze swojej starej szkoły przez zachowanie.

Zaczyna się klasycznie, matka ostrzega Szymona, by nie robił różnych rzeczy, co jest też pewną formą uroczego tutorialu – SZYMON, NIE ŁĄCZ PRZEDMIOTÓW W EKWIPUNKU, SZYMKU NIE BIEGAJ PO MIESZKANIU. Jest cudownie, klimatycznie i zabawnie od pierwszych chwil. Po tym jak uda nam się odnaleźć klucz do swojego pokoju, zamiast trafić do niego, to trafiamy do magicznego świata. Simon the Sorcerer Origins to prequel w stosunku do oryginału, bezpiecznie opowiadając nową historię i kończąc grę w zasadzie w momencie rozpoczęcia głównej serii i zostawiając pewne mrugnięcie do gracza, że możemy doczekać się pełnoprawnego reboota. Szymon będzie też regularnie przebijać się przez czwartą ścianę, co jest zgodne z duchem pierwowzoru. Non stop będzie oceniać działania gracza, zwłaszcza, jeżeli będziemy próbować łączyć dziwne rzeczy, a nawet dostanie się twórcom gry za niektóre rozwiązania. Przedmiotów w grze jest zdecydowanie więcej, niż ich potrzeba, a sporo z nich nie znika z ekwipunku, kiedy przestają być potrzebne. Dzięki temu jednak możemy nawet w późniejszej fazie gry używać ich na różnych rzeczach, by posłuchać kąśliwych uwag Szymona.

Używanie różnych przedmiotów na losowych miejscach może skutkować aktywacją ciekawych easter eggów.

Fabuła w Simon the Sorcerer Origins jest cudowna, pełna niecodziennych postaci, dziwnych dialogów oraz pyskowania. Nie zawsze jest to historia skierowana do dzieci, w zasadzie sporo żartów jest skierowana bezpośrednio do dorosłych. Uważny gracz znajdzie nawiązania do serii Dark Souls czy też mitów Lovecrafta, chociaż cała gra została jednocześnie stonowana tak, żeby i dzieci mogły się przy niej bawić. Niestety gra jest też skandalicznie krótka, nawet jak na standardy gier przygodowych. Całość zamyka się w około 5 godzinach, a longplay, który nagraliśmy na kanał Bez Komentarza zajął nam równo 4 godziny – i to dlatego, że wycinaliśmy momenty, w których długo szukaliśmy rozwiązań zagadek.

Simon the Sorcerer Origins to gra przygodowa w stylu point and click. Naszym zadaniem będzie w skrócie wchodzenie w interakcje z różnymi przedmiotami lub osobami w taki sposób, by popchnąć fabułę do przodu. Klasycznie więc dla gatunku będziemy zbierać różne przedmioty, łączyć je w ekwipunku oraz używać na innych przedmiotach w naszym otoczeniu lub postaciach. Zagadki w grze są ciekawe, oryginalne i często nie zawsze jasne. Niestety, o ile w wielu przypadkach całość ma jakiś sens logiczny, to w wielu zagadkach rozwiązanie przychodzi nam do głowy dopiero po brutalnym wykorzystaniu metody prób i błędu.

Chcesz wejść do podziemi? Potrzebujesz lampy, którą musisz zapalić zaklęciem, które musisz zdobyć w szkole, do której musisz otrzymać pozwolenie na wejście. Tak w zasadzie wygląda cała gra.

Przykładowo, będziemy musieli połączyć pióro z tajemniczym mackowatym potworkiem, którego znaleźliśmy na bagnach, by zdobyć pióro z atramentem. Potem już może być jasne, że trzeba użyć tego pióra na przeterminowanym kuponie, by Szymon, sfałszował datę na kuponie na aktualną. To wszystko zdaje się sensowne, kiedy już dojdziemy do rozwiązania, ale gwarantuje Wam, że dojście do niego wcale nie jest takie proste. Powiem nawet, że Simon the Sorcerer Origins to bardzo trudna gra przygodowa właśnie przez te nie zawsze jasne połączenia, a gra niezbyt chętnie dzieli się z nami radami i pomocą. Z drugiej jednak strony, czasami gra w dosyć otwarty sposób mówi nam co mamy zrobić – czy to przez dialog z jakimś bohaterem, czy tez interakcję z jakimś przedmiotem, więc te instrukcje niejednokrotnie gdzieś tam są, ale znalezienie ich to nieraz inna zagadka do rozwiązania (np. znalezienie receptury alchemicznej potrzebnej do uśpienia trolla, który pilnuje podziemnego przejścia, ale żeby go uśpić to będziemy musieli mu ukraść jedzenie). To wszystko jest nieźle napisane i jak już ruszymy pierwszy kamyczek, to całość nabiera jakiegoś sensu i instynktownie wiemy co robić.

Spotkamy sporo … ciekawych osobistości, a Szymon nie będzie obawiać się, by je odpowiednio skomentować.

Simon the Sorcerer Origins posiada parę oryginalnych elementów jak na gry przygodowe. Pierwszą z nich są zaklęcia, których Szymon uczy się w trakcie gry. Możemy ich używać na różnych elementach świata, czy nawet Szymku, przez co stają się integralną częścią kolejnych zagadek. Są nawet ważne do ostatniej konfrontacji, która łączy potrzebę szybkiego rozwiązania zagadek z walką z bossem, który nas atakuje. Drugim elementem, który bardzo mi się spodobał, to magiczne kapelusze, które znajdujemy w trakcie gry. Nasz bohater trzyma znalezione przedmioty w magicznym kapeluszu, ale z czasem odnajdziemy jego mroczną i jasną wersję. Przedmioty w środku mogą zmienić swoją istotę w kapeluszu w zależności, jaki mamy aktywny. Niestety ten element jest poważnie wykorzystany w zagadkach tylko dwa razy, a szkoda, bo tylko parę przedmiotów zmienia swój rodzaj (np. gwizdek na sowy staje się mrocznym gwizdkiem, a wadliwy eliksir szczęścia, prawdziwym eliksirem szczęścia).

O grafice mogę powiedzieć jedynie tyle, że jest bardzo urocza. Simon the Sorcerer Origins posiada rysunkową grafikę, a animacja posiada inne klatki, niż reszta gry, co buduje efekt, jakbyśmy grali w jakimś komiksie albo kreskówce. Jest nawet możliwość włączenia efektu telewizora CRT, co ładnie dodaje dodatkowy klimat. Udźwiękowienie jest ładne, dialogi, zwłaszcza Szymona, bo to jego pyskówek będziemy ciągle słuchać, są świetne. Gra posiada polskie napisy, ale miejscami brakuje polskiej czcionki do znaków specjalnych (np. podczas przerywników). To tylko mały błąd, który nie psuje zabawy, ale rzuca się w oczy, więc dobrze, jakby twórcy zaktualizowali to w kolejnej łatce. Nie działają też niektóre osiągnięcia, ale twórcy są już świadomi problemu i obiecali szybką poprawę.

Różne wersje kapelusza zmieniają przedmioty w inne. Niestety, w przeciwieństwie do zaklęć, ten element nie został wykorzystany w grze w większym stopniu.

Simon the Sorcerer Origins to wciągająca i ciekawa historia, chociaż miejscami bardzo przekombinowana i zdecydowanie zbyt krótka. Po zakończeniu gry mamy spory niedosyt, chociaż mogło to być zaplanowane działanie, bo po napisach mamy delikatną wzmiankę pełnego reboota gry lub też innej formy kontynuacji. Tak czy inaczej, mam nadzieję, że twórcy postarają się w kolejne odsłonie i dadzą nam trochę więcej zawartości. 5 godzin to zdecydowanie za mało, nawet jak na grę przygodową, a świat, ilość przedmiotów w ekwipunku czy też oryginalne mechaniki dawały sporo pola, by stworzyć dłuższą grę. Jest tutaj nawet system szybkiej podróży i to pomimo tego, że świat nie jest wcale tak duży i szybko możemy przenieść się wszędzie na piechotę.

Podsumowanie

Simon the Sorcerer Origins to nie zawsze logiczna, ale wciągająca przygoda, która kończy się zdecydowanie zbyt szybko.
Ocena Końcowa 7.0
Pros
- Regularne przebijanie czwartej ściany
- Cudowna rysunkowa grafika
- Niezłe żarty i easter eggi
- Świetny system kapeluszy oraz zaklęć
- Ciekawe (chociaż miejscami przekombinowane) zagadki
Cons
- Zdecyodwanie za krótka
- Niektóre zagadki nie mają sensu
- Sporo nieprzydatnych przedmiotów zapychających ekwipunek
- Niedziałające osiągnięcia
Poprzednio Boeing zamienia Microsoft Flight Simulator w narzędzie do szkolenia prawdziwych pilotów
To jest najnowszy artykuł.