Nieświadomy Umysł – recenzja – na ratunek kawa!


Kilka podstawowych informacji o grze Nieświadomy Umysł:

Nieświadomy umysł to świeżutka propozycja od wydawnictwa Lucky Duck Games. Szczęśliwe kaczki przyzwyczaiły nas do wydawania gier mniej znanych, ale zawsze z jakimś twistem – czy to mechanicznym, czy to tematycznym. Nieświadomy umysł to planszówka, która swój początek miała na kampanii wspieraczkowej i zrobiła tam całkiem przyzwoity wynik. Jej oryginalni twórcy mogą być znani z Wiecznej Zimy – gry, która również ukazała się po polsku, ale opinie zbierała nierówne. Jak to będzie z Nieświadomym Umysłem? Kupimy go świadomie? Zagramy nieświadomie?

Nieświadomy umysł to gra planszowa przeznaczona dla maksymalnie czterech graczy (tryb solo również jest) o zarządzaniu zasobami, budowaniem silniczków i akcjach łączących się w lubiane przez wielu euroentuzjastów łańcuszki. Jednym słowem – mechanicznie nic świeżego ani odkrywczego, gra, jakich wiele na rynku.

To co wyróżnia Nieświadomy umysł to niebanalna tematyka. Wcielamy się członków stowarzyszenia psychologicznego, który szuka nowych technik terapeutycznych i stara się wyleczyć pacjentów z traum oraz koszmarów. Będziemy dzielić się spostrzeżeniami z innymi lekarzami, prezentować teorie, czy odwiedzać lokacje razem z Freudem. Żywot lekarza jest ciężki, więc nie obędzie się bez hektolitrów kawy, które w grze są zasobem i walutą, którą będziemy wydawać!

Brzmi ciekawie, prawda? Tematyka psychologii ludzkiego umysłu to kapitalny pomysł i naprawdę nietypowy temat gry planszowej. W końcu nie klepiemy orków, nie sadzimy marchewek, tylko badamy pacjentów i leczymy ich problemy. Tematyka zachęca i jeszcze chętniej usiadłem do rozgrywek w Nieświadomy Umysł! W praktyce jednak warto od razu wspomnieć, że mechanicznie to, co robimy na planszy jest dość odległe od ciekawego tematy. Nasze poczynania są niestety nieco abstrakcyjne – suwanie groszkami po rondelkach ma symbolizować wgląd w jakieś zagadnienie? Niemniej to nie przygodówka, więc nie czepiam się aż tak bardzo. Eurasy rządzą się swoimi prawami – temat jest oryginalny i tego się trzymajmy.

Główny trzon rozgrywki to worker placement, a bardziej pomysł placement. Mamy plansze stołu, na którą wykładamy znaczniki naszych pomysłów w kształcie dymków. Ciekawe jest to, że z jednego pola mamy dostęp do różnych akcji i kierunek, w którym się ustawimy będzie symbolizował, którą akcję chcemy robić. Czasami możemy zrobić ją podwójnie, co jest ważne przy planowaniu naszych posunięć. Są jeszcze żetony świetnych pomysłów – w kształcie żaróweczek – które również mogą być wykorzystane jako pion akcji. Samych akcji do wykonania jest całkiem sporo – rozwiniemy nasz notatnik o nowe płytki z bonusami, pobiegamy po Wiedniu, zdobędziemy nowe karty badań, czy opublibukemy jakieś teorie. Zdobędziemy też wglądy, czyli zasoby potrzebne do leczenia naszych podopiecznych. Zanim o leczeniu warto wspomnieć, że Nieświadomy Umysł oferuje sporą głębię akcji, które wzajemnie się zazębiają.

Gra oferuje sporo ścieżek do zwycięstwa, aczkolwiek, grając miałem poczucie, że w kółko robię to samo. Początek to zazwyczaj rozwinięcie płytek notatnika, później kręcenie wszystkiego wokół leczenia naszych pacjentów. Robimy więc wszystko, żeby zebrać pasujące wglądy – i znowu, i znowu. Może nie potrafię dostrzec mechanicznego geniuszu w grze, ale nie czułem jakiegoś przesadnego zachwytu, czy potrzeby rozmyślania nad strategią na kolejne partie. Jest solidnie – tylko tyle i aż tyle.

Leczenie pacjentów z traum to, najciekawszy moment w grze. Musimy zebrać odpowiednie zasoby, a sami pacjenci dają nam bonusy i punkty. Po wykonaniu naszych akcji musimy jeszcze poruszyć kałamarzem na naszej planszy i aktywować kolejne rzędy lub kolumny, dostając kolejne bonusy płytek w naszym notatniku. Tutaj dobrze widać, że opłaca się budować silniczki i sprytnie rozkładać kafelki, bo to się nam opłaci. Jeszcze kwestia bonusów i akcji – ogólnie miałem wrażenie, że jest tego za dużo i są za drobne. Lubię gry, które oferują nam mnóstwo możliwości, ale grając w Nieświadomy Umysł czasami miałem problem z ogarnięciem wszystkich dostępnych możliwości.

Dlatego warto też wspomnieć o progu wejścia – to nie jest gra dla początkujących graczy, ale nie demonizowałbym też jej poziomu trudności. Trzeba też jasno powiedzieć – gra jest podatna na paraliż decyzyjny i down time. Są tury, które trwają długo przez liczbę rzeczy, które dostajemy i które trzeba rozpatrywać. W końcu przemyślenie wszystkiego i wybranie optymalnej ścieżki też swoje trwa.

Z pozytywnych aspektów, warto jeszcze wspomnieć o wizualnej stronie gry. W pudele znajdziemy całą masę żetonów, kart, planszetek, których wykonanie zasługuje na uznanie. Bardzo mi się podobały karty snów, koszmarów i traum – ładne obrazki, przezroczyste traumy, które nakładamy na naszych pacjentów. Gra wygląda świetnie, chociaż zajmuje sporo miejsca na stole.

Bez dodatków gra dość szybko się znudzi. Owszem, mamy sporo różnych snów, czy innych kart, ale to, co robimy zawsze wygląda podobnie. Bonusy i zdolności też szybko robią się powtarzalne. Za mało jest tu elementów losowych, które pozytywnie wpłyną na mechanikę i fun z rozgrywki – może dodatki to naprawią. Gra cechuje się też niewielką interakcją. Standardowo możemy sobie coś podbierać, gdzieś się zablokować, ale nie jest to zbytnio uciążliwe i zazwyczaj jesteśmy w stanie obejść blokadę przeciwnika inną akcją. Fajnie mi się grało w każdym składzie, ale zważywszy na czas rozgrywki wybrałbym chyba dwuosobowe leczenie traum pacjentów nad pełnym, czteroosobowym sympozjum psychoanalityków.

Na zakończenie

Nieświadomy Umysł to solidna gra. Nie wybija się niczym szczególnym, ale też i nie ma jakichś irytujących mechanizmów. Grę cechuje oryginalny temat, który jest nieczęsto wykorzystywany w planszówkach. Sporo akcji, dużo łańcuszków i bonusów to raj dla osób lubiących optymalizację, chociaż regrywalność bez dodatków lekko kuleje. Gra prezentuje się świetnie na stole, rozgrywka jest całkiem przyjemna, więc warto świadomie sprawdzić Nieświadomy Umysł!

[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA] Dziękujemy Tantis.pl za przekazanie gry do recenzji.

Może zainteresuje Cię nasza recenzja gry Voidfall?

Nieświadomy Umysł do kupienia tutaj.

Brak komentarzy

Zostaw Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Poprzednio Świąteczne prezenty dla fana Marvela - co warto kupić?
Następny Sentinels of the Multiverse - recenzja - bohaterowie potrzebni od zaraz!