Kosmos – niezdobyty i ciągle fascynujący. Ludzie od wieków starają się zgłębić jego tajemnice. Kosmos to też chwytliwy temat na grę planszową. Pełno w nim planet, często nieodkrytych i nieznanych. Wokół latają meteoryty, asteroidy i od jakiegoś czasu rakiety wysyłane przez ludzi. Przed Wami Niezbadana Planeta. Warto zagrać?
Niezbadana planeta na początku swojej drogi szukała szczęścia na portalach wspieraczkowych. Zrobiła zdecydowanie dobre wrażenie i ufundowała się dość szybko. Autorami gry są Ryan Lambert oraz Adam Rehberg, jednak próżno szukać ich gier w planszowym świecie. Niemniej ja strasznie czekałem na tę grę od pierwszej partii w angielski egzemplarz. Gra jest zależna językowo, więc bardzo się cieszę, że Portal Games sięgnął po tę grę i wydał w rodzimym języku. Z technicznych kwestii gra jest przeznaczona od jednego do sześciu graczy, na którą potrzebujemy około godzinki. Nie, to nie jest błąd – w sześć osób gra nie trwa jakoś zatrważająco dłużej. Wszystko zależy od składu, ale w Niezbadana Planetę świetnie gra się w pełnym składzie. Wiek graczy – przynajmniej dziesięć lat.
Idea gry jest fantastyczna – przy pomocy tetrisowych kafelków podawanych na genialnie wyglądającej „tortownicy” budujemy idealną planetę. Fabularnie okazuje się, że zasoby na Ziemi chylą się ku końcowi, ale na szczęście kosmos wciąż jest rozległy i niezbadany. Cała masa planet tylko czeka, aż zaczniemy się na nich osiedlać. Osobiście tematyka gry była dla mnie drugorzędną kwestią i średnio zwracałem na to uwagę, grając w Niezbadaną Planetę, ale nie można odmówić grze braku klimatu. Mamy odkrywanie nowych terenów na planecie, meteoryty które możemy zebrać naszymi łazikami, czy kapsuły ratunkowe wymagające naszej uwagi. W tej grze głównym daniem jest mechanika układania tetrisowych kafelków i awansowania na torach. Wszystko to robimy w celu zdobycia jak największej liczby punktów zwycięstwa, a nie ma lepszego sposobu niż sprawnie rozkręcony silniczek i kilka pomocnych technologii.
Zanim opowiem Wam o rozgrywce i moich wrażeniach zaczniemy od tego, co znajduje się w pudełku. Na pewno pierwsze, co zwraca uwagę jest specjalny podajnik na kafelki. W kategorii najdziwniejsze, ale najlepsze planszówko we elementy na pewno znalazłby się na wysokim miejscu. „Tortownica” dystrybuuje kafelki wśród graczy i pozwala na ich przechowywanie. Problematyczne jest tylko to, że otwierając pudełku pierwszym widokiem jest chaos i walające się wszędzie elementy. Tak jest, ktoś zapomniał – mniej lub bardziej świadomie – o pokrywce na nasz podajnik. Tak prostym trickiem można było zmienić negatywne wrażenie w pochwalne peany, a tak cóż… trzeba każdorazowo kafelki zbierać lub trzymać w woreczkach co trochę mija się z celem.
Mocną stroną Niezbadanej Planety są właśnie tytułowe planety oraz korporacje, czyli planszetki ze specjalnymi torami i technologiami. Jedna strona jest identyczna dla wszystkich graczy, natomiast na drugiej dzieje się magia. Okazuje się, że nieznanych planet jest aż osiem i wszystkie mają mikro zasady wpływające na rozgrywkę. Jeżeli dołożymy do tego różne planszetki korporacji i wymieszamy z planetami, to wyjdzie nam całkiem ładna liczba kombinacji do przetestowania i ogrania. Mocny plus za różnorodność i powiem świeżości przy odkrywaniu każdej planety. Taki „niezbadany” klimat to ja rozumiem. Będąc jednak przy okazji wyglądu gry muszę wspomnieć o małym mankamencie, czyli braku warstowych planszetek. W grze, która ma kafelki i tory wystarczy ruch stołem by wszystko się nam pięknie poprzesuwało – to frustruje. Co prawda naprawia to dodatek dostępny od dnia premiery wersji podstawowej, ale niesmak zostaje. Kończąc temat jakości wydania inne elementy, takie jak kafelki czy karty są przyzwoite. Wygląd gry to subiektywna kwestia, ale mi cała ta kosmiczna otoczka bardzo pasuje.
Setup gry to niezwykle ważna sprawa. Najpierw musimy zdecydować, na jakich planetach gramy. Następnie trzeba przygotować naszą tortownicę – wszystkie te kafelki trzeba wyjąć, przetasować i poukładać w odpowiednie miejsca. Można też to olać i grać tak jak złożyliśmy ostatnią rozgrywkę. Tutaj od razu kolejny plusik na konto regrywalności – wewnętrzny krąg naszego podajnika jest wyjmowalny, więc jednym prostym trickiem możemy zmienić rozgrywkę. Zostaje nam wylosowanie celów i w końcu możemy grać. Setup jest jedną z bardziej upierdliwych momentów obcowania z Niezbadaną Planetą.
Główny trzon rozgrywki jest prosty niczym spadająca gwiazda. Przed nami zawsze będą dostępne dwa pola, z których musimy wybrać jeden kafelek i dołożyć go do naszej planety. Proste! Czy banalne – no właśnie nie, ponieważ każdy kafelek ma różny kształt (w końcu tetris!) oraz nadrukowane różnokolorowe tereny. Umieszczając kafelek będziemy awansować na jednym z pięciu torów – Cywilizacja, Woda, Biomasa, Łaziki i Technologia. Każdy z torów jest powiązany z konkretnym budynkiem, a dla ułatwienia z kolorem. Przykładowo sekcja łazików jest czerwona, a wodna niebieska. Dokładanie kafelków również opiera się na kilku zasadach, ale wraz z rozwojem naszej technologii możemy z części zrezygnować. Niemniej kafle dokładane na planszę muszą ze sobą sąsiadować, nie mogą na siebie nachodzić i nie budujemy nic piętrowo. Nie wychodzimy również za obrys naszej planety. Niby proste, ale sami zobaczycie jak często zostaną wam dziury bo inny kafelek czy inny kształt w danym momencie pasuje wam bardziej.
Wybór kafelka ma niebagatelne znacznie. Polimino to świetna mechanika, ale w Niezbadanej Planecie błyszczy zdecydowanym blaskiem. Miejsce dołożenia kafelka, jego kształt, czy w końcu rodzaj otwiera nam zupełnie nowe drogi rozwoju podczas rozgrywki. Zawsze mamy wybór i nie jesteśmy skazanie tylko na jeden kafelek, więc musimy kombinować. Tory oferują nam różnorakie nagrody i chcemy rozwijać się na wszystkich, ale nie zawsze będzie to możliwe. Tor zasobów cywilizacyjnych pozwala nam dobierać karty kamieni milowych. Najczęściej dają nam punkty na koniec gry lub przesunięcia w momencie dobrania, ale zdarzają się też karty-bonusy polegające na zbieraniu zestawów. Tor zasobów wodnych sam w sobie jest najmniej ciekawy „mechanicznie”, ale generuje mnóstwo punktów. Dodatkowo, żeby w ogóle móc awansować na niebieskim torze dowolny kwadrat wodnego obszaru z dokładanego kafla musi być umieszczony na nadrukowanym na planszy planetarnym lodzie. Niby mały detal, ale często psuje nam to zaplanowany układ i każe szukać innych rozwiązań. Oczywiście, można to zignorować – w końcu to tylko awans, ale Niezbadana Planeta to gra, w której warto skorzystać w każdej szansy i optymalizować swoje ruchy.
Fajną i klimatyczna mechaniką są meteoryty, które będą spadały na nasze kafle, gdy dołożymy takowy z odpowiendią ikona na naszą planetę. Meteoryt blokuje nam punktowanie kolumny i rzędu, więc nie chcemy ich na planszy. Możemy je zbierać dzięki łazikom i budowaniu czerwonych budowli, które dają nam ruch naszym pojazdem. Łaziki to kolejny poziom, który bierzemy pod uwagę, planując rozwój naszej planety. Gdzie umieścić ten kafel? Tutaj mam bliżej do meteorytu, natomiast tam bliżej do kapsuły, którą łazik też może zebrać. Decyzje i dylematy – takie odczucia towarzyszą nam podczas rozgrywki w Niezbadaną planetę.
Tor biomasy pomaga nam uzupełniać dziury, które powstaną podczas wykładania kafelków. Chcemy zapełniać rzędy i kolumny, bo to da nam mnóstwo punktów, ale nie zawsze aktualnie możemy lub chcemy. Tor technologii oczywiście też musi być w grze o zasiedlaniu planet. Czymże były nasz mały świat bez odrobiny zdolności do odblokowania. Te są różne w zależności od strony, na której gramy, ale zawsze warto iść w ich kierunku – może nie na maksa, ale odblokowanie pierwszych zawsze daje nam kopa podczas rozgrywki. W grze występują też pola z energią, ale one działają nieco inaczej, ponieważ pozwalają podnosić się na torze przypisanym do budowli, z którą sąsiaduje zasób energii. To jeszcze bardziej podkręca przestrzenny aspekt gry i wymusza na nas przemyślane układanie kafli. Rozgrywka pod względem kombinowania jest miodna – prosta i jednocześnie wymagająca.
W jakim składzie działa Niezbadana Planeta. W każdym, ale przy różnej liczbie osób gra wygląda nieco inaczej. Dzięki naszej nieocenionej S.U.S.A.N. (tak zwie się w grze obrotowa tortownica), tury graczy są symultaniczne – każdy wybiera ze swojej sekcji, więc przestojów w grze nie ma. Dlatego Niezbadana Planeta jako jedna z niewielu gier działa dobrze na sześć osób. Czas rozgrywki jest też wtedy paradoksalnie najkrótszy, ponieważ stosy kafli wyczerpują się najszybciej. Przy mniejszej liczbie graczy gra jest bardziej strategiczna i możemy dużo lepiej kontrolować przeciwnika i dostosowywać ułożenie tacki pod nasze cele. Warto też jeszcze wspomnieć o świetnym trybie solo, który polega co prawda na poprawianiu naszego wyniku, ale bawiłem się wspaniale samotnie, sprawdzając kolejne kombinacje planet.
Jeżeli lubicie interakcje, to Niezbadana Planeta nie posiada w sobie negatywnej interakcji. Możemy wybrać najczęściej przypadkiem złe ułożenie tacki i przeciwnik wybierze gorszy dla siebie teren. W grze występują cele pomiędzy graczami sąsiadującymi, ale sprowadzają się one do zdobycia czegoś dużo – więcej niż przeciwnik. Dużego wrażenia na mnie to nie zrobiło – samo układanie i zapełnianie naszych planet.
Niezbadana Planeta nieco cierpi na problem losowości, aczkolwiek może to złe słowo i bardziej chodzi o cechę gry. Okej, mamy sporo informacji na start – znamy cele, widzimy technologie, znamy mocne i słabe strony naszej planety i korporacji, ale sporo zależy od ułożenia kafelków i wyborów przez innych graczy. Często nie możemy zrobić tego, co chcemy, bo kafle nam na to nie pozwolą. Mamy do wyboru dwa, ale często nie te, których potrzebujemy.
Na zakończenie
Niezbadana Planeta to świetna pozycja dla każdego – czy to gracz początkujący, czy bardziej doświadczony. Gra oferuje masę asymetrycznych rozwiązań – planety czy korporacje, które powodują, że różnorodność jest spora i chce się do niej wracać. Lubię mechanikę polimino i mam w swojej kolekcji sporo gier z układaniem kafelków, ale Niezbadana Planeta wbiła się na pierwsze miejsce. Lubię w nią grać, każda partia sprawia mi satysfakcje i chętnie zaproponuję tę grę innym. Zasady są niezwykle proste, ale rozgrywka jest mocno taktyczna i oferuje mnóstwo głębi i decyzji. Rozgrywka jest szybka, tury idą błyskawicznie i chęć zagrania jeszcze jednej partii jest – po prostu Niezbadana Planeta to dobra gra! Polecam.
[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA] Dziękujemy wydawnictwu Portal Games za przekazanie gry do recenzji. Nie miało to wpływu na zawarte tu opinie.