Śnieżne Bractwo – recenzja – historia mrożąca krew w żyłach


W 1972 roku samolot wyczarterowany przez Siły Powietrzne Urugwaju do transportu drużyny rugby do Chile, znany jako Lot 571, rozbił się tragicznie w środku Andów. Spośród 45 pasażerów na pokładzie, tylko 29 udało się przeżyć ten wypadek. Grupa osób utknęła w jednym z najbardziej niegościnnych i odległych środowisk na Ziemi, a tym samym zmuszona została do podjęcia nadzwyczajnych kroków, aby przetrwać i pozostać przy życiu. Właśnie o heroicznej walce o przeżycie opowiada film, który można obejrzeć na Netflixie – Śnieżne Bractwo.

Po wyprawach do fikcyjnych krain z „Władcy Pierścieni: Pierścienie Władzy” i „Jurassic World: Upadłe królestwo” reżyser J.A. Bayona powraca do rzeczywistości dzięki filmowi Śnieżne Bractwo. Ten fascynujący film przedstawia niesamowitą historię pasażerów na pokładzie nieszczęsnego lotu 571. Chociaż żadne dzieło filmowe nie jest w stanie w pełni oddać wstrząsającej natury tej próby, Bractwo skutecznie przekazuje esencję doświadczenia. Oglądanie filmu jest prawdziwym przeżyciem, skłaniającym do refleksji nad głęboką wartością życia.

Śnieżne Bractwo

Narracja Śnieżnego Bractwa została podzielona na część „przed” i „po” katastrofie. Na początku poznajemy członków Old Christians Club, amatorskiej drużyny rugby z Montevideo w Urugwaju – rodzeństwo, kuzynów, przyjaciół.  Dla wielu podróż ta jest przedstawiana jako ostatni młodzieńczy „wybryk” przed wejściem w dorosłość. W radosnym momencie uchwyconym na zdjęciu zrobionym przed lotem, zespół wydaje się energiczny, silny i przede wszystkim beztroski. Ekscytujący charakter podróży zostaje nagle skontrastowany z nieszczęściem, które następuje jakiś czas po starcie. Lot 571 trafia bowiem w coraz większy wir wiatru i śniegu, niezauważony przez podróżnych, dopóki jeden z bohaterów – Numa nie wyjrzy przez okno i nie zorientuje się, jak niegościnne jest otoczenie. Grzechocząca w czasie turbulencji konstrukcja samolotu podkreśla jego bezbronność w najtrudniejszych warunkach.

Śnieżne Bractwo

Gdy ocaleni zmagają się z ogromnym wyzwaniem, jakim jest utrzymanie się przy życiu, wdają się w dyskusje przypominające spowiedź, otwarcie przyznając się do swoich obaw i niepewności. Pojawiają się pytania: czy powinni pozostać na miejscu katastrofy, pomimo wstrzymania misji ratunkowej? Czy powinni wyruszyć w niebezpieczną podróż w celu odnalezienia brakującego ogona samolotu, wspinając się po górach przez głęboki śnieg? Kiedy ich skromne zapasy żywności wyczerpują się, grupa decyduje się na podjęcie desperackich kroków, takich jak spożywanie skóry, papierosów, a nawet własnych strupów.

W Śnieżnym Bractwie walka o przetrwanie staje się koszmarną męką. Adaptacja książki Pabla Vierciego „La Sociedad de Nieve” dostarcza żywe i czasami przerażające sekwencje akcji. Film uchwycił niepokojące dźwięki trzaskania kości, syk gorącej krwi na nieskazitelnym śniegu, klaustrofobię związaną z zakopywaniem pod lawiną oraz zapadający w pamięć obraz bladej, wychudzonej ręki zbierającej ostatnie resztki mięsa z żebra przyjaciela. Film konsekwentnie kwestionuje nasze rozumienie ludzkiego ciała i domniemanej wrodzonej godności, jaką ono posiada. Nie stara się jednak udzielić ostatecznych odpowiedzi na złożone pytania moralne, takie jak kanibalizm a dawstwo narządów, zamiast tego powstrzymuje się od osądzania decyzji ocalałych. W zamian, film mądrze skupia się na trwałym koleżeństwie między mężczyznami i stałej walce o przetrwanie.

Reżyser sprawił, że widz łączy się  z bohaterami, sprawiając, że ich triumfy i porażki stają się realne. Film konsekwentnie przypomina, że ​​byli to prawdziwi ludzie, którzy przeżyli niewyobrażalne tragedie. Przy tym jednak nie wyparli się całkowicie swojego człowieczeństwa – ocaleni z lawiny starają się wykopać pozostałych, nie raniąc osób wciąż zanurzonych w śniegu, przytulają się do siebie w poszukiwaniu ciepła, dzielą się kawałkami pożywienia i szanują wzajemne decyzje dotyczące swoich ciał po śmierci. Szczególnie zapadł mi w pamięci obraz młodego mężczyzny znajdującego but na śniegu i cicho wkładającego go na nogę zmarłego przyjaciela. Przy dużej liczbie postaci (29 ocalałych z początkowej katastrofy) uzyskanie jasnego wyobrażenia o każdej osobie może być wyzwaniem. Niemniej jednak Bayona podejmuje skrupulatne kroki, aby uhonorować każdą osobę, czy to poprzez przejmujące retrospekcje do chwil szczęścia przed katastrofą, czy też pokazanie na ekranie nazwisk w przypadku utraty życia przez konkretne osoby. Film ma charakter zarówno ponury, jak i autentycznie pełen czci.

Śnieżne Bractwo, choć nie w całości nakręcone w Andach, doskonale oddaje zabójcze piękno pokrytego śniegiem pasma górskiego, ukazując jego budzącą podziw, ale niebezpieczną przyrodę. Widoki są zarówno piękne, jak i przerażające. Czasem zdarzało mi się zapomnieć, że jest to produkcja oparta na prawdziwych wydarzeniach, jednak kolejne nazwiska zmarłych osób, które pojawiają się na ekranie sprowadzały mnie na ziemię. Nieustannie myślałam, że w takich warunkach nie da się przecież żyć.  Reżyser stworzył na ekranie duszny, pozbawiony litości koszmar.

Śnieżne Bractwo

Śnieżne Bractwo nie jest filmem łatwym do obejrzenia, opowiada o prawdziwej tragedii, ale jedocześnie dba o to, by nie przyćmić prostego, ale potężnego przesłania. Szczerze polecam ten tytuł, bo prawdziwie daje do myślenia. Ostatnie chwile Bractwa głęboko mnie poruszyły przypomnieniem, że niektóre rany nigdy się tak naprawdę nie goją.

 

Zobacz też:

 

Poprzednio Prince of Persia: The Lost Crown posiada pewne niesamowite funkcje
Następny Gry bez lagów: korzystanie z darmowego VPN dla Windows