Boonlake – recenzja – jak znaleźć idealne miejsce do życia?


Alexander Pfister wypuszcza kolejną grę, więc jako fan nie mogę przejść obojętnie wokół Boonlake. Trafiamy do nieznanej okolicy, w której przyjdzie się nam budować. Jako świeżo upieczeni osadnicy musimy przekształcić nasz skrawek ziemi w dobrze prosperujący, a co najważniejsze punktujący obszar. W tle nadal majaczą gdzieś krowy a na okładce widzimy piękny kwiat. Czy znowu mamy hit?

Boonlake ukazało się w Polsce dzięki wydawnictwu Lacerta. W grze maksymalnie czterech graczy wciela się w osadników, którzy trafili na obszar pełny surowców zdatny do zasiedlenia. Nasi ludzie chcą w końcu wygodnego życia, więc musimy się zająć mozolną rozbudową nasze obszaru. Pracy jest pełno, więc gracze będą mieli w czym wybierać. Odkrywamy nowe rejony, budujemy kolejne budowle, a nawet możemy wypasać krowy na pastwiskach. Ekonomia też jest ważna, więc cały czas staramy się zbudować kolejne usprawnienia pomagające nam w codziennych trudach. Wokół planszy biegnie też rzeka, a ruch statków będzie odmierzał nam koniec gry. Czas płynie szybko, a do zrobienia i przemyślenia jest całkiem sporo.

W kilku słowach, jak gramy

Boonlake trwa dwie duże rundy, które są wyznaczane przez pełne przeprawienie się przez rzekę statkami graczy. W międzyczasie, mijając specjalne tamy będziemy rozpatrywać punktowania, w których podsumujemy nasze osiągnięcia i zdobędziemy cenne punkty. Tura gracza składa się z trzech kroków. Na początku wybieramy jeden z dostępnych kafelków akcji. Kafle z dwóch ostatnich rzędów kosztują nas ekstra punkty zwycięstwa.Lewą część stanowią akcje dostępne tylko dla nas, natomiast po prawej pokazane są możliwości, które mogą wykorzystać wszyscy gracze.

Po przeprowadzeniu akcji poruszamy nasz statek wzdłuż rzeki. Puste miejsce po wybranym kaflu akcji wskazuje nasz maksymalny zasięg. Na jednym polu może stać tylko jeden statek, więc wszystkie pionki przeciwników będziemy przeskakiwać. Miejsce, w którym się zatrzymamy zapewni nam dodatkową premię. Na koniec naszej tury musimy położyć wybrany przez nas kafelek z akcji na sam dół kolumny i przesunąć wszystko w górę i możemy przejść do kolejki kolejnego gracza.

Jedną z najważniejszych akcji jest mozliwości zagrywania kart. Należy zwrócić uwagę na ikonę na kafelku akcji, która powie nam, jakie karty możemy w danym momencie kupić. Karty dostarczają nam bonusów jednorazowych, umiejętności działających w trakcie rozgrywki lub możliwości zdobycia dodatkowych punktów na koniec gry.

Do wykonywania różnych akcji będziemy potrzebować surowców. Na naszej planszetce mamy dwie łodzie, a miejsce ich cumowania wyznacza, jakie surowce będą generowały. Możemy zmieniać pozycję łódki i za darmo płynąć z prądem, ale już podróż w lewo pod prąd będzie nas kosztowała. Surowce nie są zużywane, więc będziemy mogli z nich korzystać przez cały czas. Zamiast zagrywać kartę możemy stworzyć projekt specjalny. Jego wykupienie jest dość kosztowne, ale nagrody są tego warte. Dodatkowo, jeżeli realizujemy projekt w naszym kolorze możemy dostać podwójną liczbę punktów.

Akcja eksploracji pozwala nam na wyłożenie szarych kafelków na mapę. Dokładany element musi sąsiadować z innym kaflem na planszy. Jeżeli zakrywamy jakiś bonus, to w tym momencie możemy go dostać. Rozwój pozwala nam wysłać naszych ludzi na wyłożone wcześniej kafelki. Potrzebujemy do tego wolnego meepla oraz niezajętej działki na mapie. Sprawdzamy też, czy otrzymujemy jakieś premie za wyłożenie, ewentualnie płacimy koszty, jeżeli są wymagane.

Akcja ulepszania jest dość złożona i pozwala nam zastępować wcześniej wyłożone elementy nowymi strukturami. Ludzie mogą zamieniać się w domki, a te przekształcają się w miasta. Wznosząc miasto musimy sprawdzić obecność, czyli sąsiadowanie z innymi elementami. Budując odblokowujemy kolejne pola przychodu, które dostarczą kasy i punktów. Hodowla bydła wymaga kafelków pastwisk. Jeżeli chcemy wystawić krowę, wybieramy pastwisko, na którym stoi nie więcej, niż 3 bydła. Koszt wystawienia zależy od stopnia zapełnienia danego kafla. W nagrodę bierzemy dwie monetki za każde miasto sąsiadujące z danym pastwiskiem niezależnie od tego do kogo należy. Wybierając akcję punktowania obszarów zakrywamy specjalnym znacznikiem dostępny region i dostajemy nagrodę. Następnie otrzymujemy po jednym pieniążku za obecność na pozostałych obszarach. Postęp pozwala na budowanie dźwigni na planszy graczy. To specjalne umiejętności, które można wykorzystywać podczas przeprowadzania różnych akcji.

Na rzece są zaznaczone niebieskie śluzy. Jeżeli któryś z graczy ją przekroczy uruchomione zostaje punktowanie cząstkowe, które jest przeprowadzane zgodnie z diagramem na planszy. Każdy z graczy może na początek zagrać karty lub dokonać ulepszeń. Następnie każdy przeprowadza punktację jednego z czterech kafelków punktacji. Nie możemy tego pominąć i nawet jeżeli nie spełniamy założeń musimy wybrać jedno z dostępnych miejsc. Gracze otrzymują również dochód i punkty za nieużyte dźwignie. Po przeprowadzeniu czwartej punktacji cząstkowej następuje końcowe liczenie punktów. Dopisujemy sobie punkty za posiadane dźwignie w zależności od ich liczby, zagrane karty oraz wszystkie miejsca z ikoną dającą nam coś na koniec gry. Osoba z największą liczbą punktów zostaje zwycięzcą i otrzymuje miano najlepszego osadnika.

 

Jak to jest z tym wykonaniem ?

Jakościowo gra to klasa premium. Dostajemy dwuwarstwowe planszetki, więc nawet przy poruszeniu stołem, czy planszą nic nie powinno się nam rozsypać, a trochę elementów drewnianych rozłożyć musimy. Wszystkie tekturowe elementy są grube i solidne. Po kilkunastu rozgrywkach nie widzę zbytnich elementów zużycia, więc powinny wystarczyć na długo. Pomimo ogromnego miszmaszu na planszy i masie ikonografii da się w tym dość sprawnie odnaleźć, chociaż przez pierwsze partie dość często sięgałem do instrukcji, żeby coś sprawdzić. Styl graficzny jest przyjemny dla oka. Plansza jest kolorowa i przyjemnie się obserwuje jak rozrasta się wraz z postępem rozgrywki.

Wrażenia z rozgrywki

Alexander Pfister znowu pokazał błysk swojego geniuszu! Lubię jego gry i pomimo drobnych rysek wszystkie uważam za przynajmniej solidne i bardzo grywalne pozycje. Boonlake to mięsiste euro pełne świetnie zazębiających się mechanizmów, przy których głowa wręcz paruje od nadmiaru myśli i możliwości. Grało mi się wybornie, a każda partia pokazywała mi coś nowego i odkrywała zupełnie nieoczywiste możliwości. Zapełnianie planszy drewnianymi elementami odkrywa pola z dochodem i w późniejszym czasie możemy zrobić jeszcze więcej ciekawych rzeczy. Odczucia płynące z rozgrywki są zupełnie inne niż w pozostałych grach Pfistera, więc nie ma tu mowy o kopiowaniu poprzednich pomysłów.

Boonlake to gra, którą trzeba dobrze zrozumieć. Na początku przeraziłem się liczbą komponentów, ikonek i kart. Pierwsze rozgrywki były delikatnym macaniem, z czym to się je i poznawaniem możliwości. Zasady nie są trudne i naprawdę po jednej partii układają się w logiczną całość, chociaż trzeba dobrze zrozumieć płynący z nich sens. Przy partii czterech ogranych już osób widać pazur i ogromną rywalizację o każdy punkt i co lepsze miejsce na mapie. To co mnie na początku zdziwiło, to stopień zapełnienia planszy i duża możliwość rozbudowy na mapie. Zdarzają się partie, gdzie bez większych problemów uda się nam wyłożyć większość naszego drewna na planszę. Oczywiście są i takie, gdzie będziemy mieli z tym problem więc wszystko to zależy od składu i decyzji graczy podczas każdej partii.

Największym hitem Boonlake jest rondel z akcjami i moment wyboru, przed którym staje każdy z graczy w swojej turze. To nie jest takie oczywiste, ponieważ nie wybieramy tego tylko dla siebie, ale każdy z przeciwników uważnie patrzy co zrobimy, ponieważ i on będzie mógł coś zrobić. To sprawia, że nawet na moment nie jesteśmy poza grą i ciągle mamy coś do zrobienia. Jeżeli w eurograch nie pasowało wam oczekiwanie na swoją kolejkę to w Boonlake praktycznie non stop musicie się skupiać i analizować nie tylko wasz wybór akcji, ale i potencjalnie co może wziąć kolega obok. Z drugiej strony dostępność akcji powoduje, że sam moment wyboru nie jest aż tak istotny a bardziej pilnujemy się, by zawsze mieć czym potencjalną akcję opłacić.

Podobał mi się także wyścig i zróżnicowane tempo gry. Nasze łodzie poruszają się po rzece o kilka pól, i to my kalkulujemy, czy opłaca się nam zwolnić, czy zatrzymać w przystani, a może pędzić do przodu i zdobyć surowce potrzebne do rozkręcenia fajnego kombosa z kart. Pierwsze rundy to leniwa wycieczka, ale końcówka to już rwąca rzeka, w której mamy sporo zasobów i z niepokojem obserwujemy upływający czas. Od graczy zależy, ile czasu spędzimy przy stole i jak dużo możliwości będziemy mieli. Jeżeli wybierzemy górne akcje i będziemy pływać na maksymalną odległość gra skończy się szybko co należy brać pod uwagę, planując długofalowe strategie.

Fajnym smaczkiem jest mechanizm generowania surowców. Mamy dwie łódki, które pływają w prawo i lewo (fabularnie z nurtem i pod prąd), a ich położenie wyznacza co aktualnie produkujemy. W prawo idziemy bez żadnych kosztów, ale za ruch w przeciwnym kierunku musimy troszkę zapłacić. I znowu musimy dobrze poukładać i zaplanować zagrywanie naszych kart, żeby zminimalizować ponoszone koszty. Fantastycznie się to wpasowuje w całość rozgrywki. Jeżeli mowa o surowcach to w grze mamy wazy, które średnio mi się podobały. Niektóre karty ich wymagają ale ich zagranie nie daje jakiegoś kopa, który pozwalałby rozważyć ich zakup. Jeżeli je zignorujemy to nic się nie stanie i prędzej czy później znajdziemy coś równie dobrego.

Ciekawym momentem w rozgrywce jest też wybór celu, podczas punktowania. Gramy przez cztery rundy, a jeden z kafelków zapewni nam podwójne punkty. Widząc wszystkie wymagania możemy obrać konkretną strategię, tak, żeby w ostatniej rundzie zapunktować właśnie nasz cel i zgarnąć podwójne punkty. Z drugiej strony możemy to też olać, bo maksymalnie do zdobycia mamy maksymalnie 14 punktów, z czego realnie nasz wynik będzie oscylował około 10. Trochę żałuje niewykorzystanego potencjału bo konieczność wyboru co rundę jest bardzo fajna i może inaczej rozkładać priorytety podczas partii ale nagrody z tego każą się dwa razy zastanowić czy warto.

Aspekt przestrzenny i rozwój mapy również działają fajnie i powodują sporo rywalizacji. Walczymy o dobre miejsca na postawienie naszych budynków i krów, bo od tego zależą nasze punkty. Fajne jest też wymaganie związane z obecnością innych elementów, ponieważ nie będziemy mogli postawić się gdziekolwiek i sporo zależy tutaj od poczynań innych graczy. Nawet dołożenie nowego kafelka to decyzje po naszej stronie. Który bonus warto zgarnąć najpierw? Nowi ludzie zawsze są potrzebni, ale może tym razem lepiej będzie pójść w pole z nową fabryką surowców? Fabryki w ogóle są bardzo mocne i na początku wszyscy o nie walczą bo generują potężny ekonomiczny zastrzyk.

W grze mamy całkiem pokaźny stosik kart, który pozwala nam na tworzenie zgrabnych i fajnie działających kombosów. Zagrane karty to spory zastrzyk punktowy, a te z umiejętnościami specjalnymi są nie do przecenienia. Jeżeli dość szybko uda się nam wystawić karty dające zniżki lub moje ulubione bonusowe monety za postawienie krów to jesteśmy w domu. Opcji jest cała masa, a poszukiwanie odpowiednich układów jest świetną zabawą. Karta może się też stać gotówką jeżeli zdecydujemy się je odrzucić. Bardzo mi się podoba kilka funkcji jednego elementu w grze, bo stawia to przed nami kolejne decyzje.

Bardzo ważnym elementem gry są dźwignie i umiejętne ich wykorzystanie. Oferują specjalne bonusy, które możemy użyć, wykonując akcje. Jedne są tańsze, inne droższe i odpowiednio mocne, chociaż są dość sytuacyjne i od naszego uznania zależy, w które będziemy inwestować. A inwestować warto od początku, ponieważ nawet jak ich nie użyjemy to wpadnie nam za nie trochę punktów. Dźwignie oferujące zniżki to większa elastyczność podczas rozbudowy, więc warto się nimi dość szybko zainteresować. Gra troszeczkę za mocno wymusza pójście w dźwignie i granie bez nich jest możliwe ale dużo trudniej odnieść wtedy sukces. Łatwiej jest też wpaść w rutynę i gra może znużyć. Oczywiście nie jest to jakiś wielki minus ale jeżeli gracie w Boonlake codziennie ( co jest bardzo możliwe, bo gra potrafi uzależnić ) to w każdej rozgrywce te nieszczęsne dźwignie muszą się przewinąć – bo punkty, bo zniżki, bo ekstra umiejętności. Dźwignie na robienie dźwigni to w zasadzie podstawa i w ciemno mogę obstawić, że w 99% przypadków zostanie u każdego zbudowana.

Patrząc na inne gry pana Pfistera gdzie można umieścić Boonlake? Gra jest na pewno bardzo dobra i udana, ale w moim osobistym rankingu Great Western Trail raczej nie przebije. Może to kwestia ilości partii, ale GWT jest dla mnie najlepszą grą Pfistera i najbardziej elegancką pod względem mechaniki. Boonlake póki co plasuje się tuż za krówkami, na równi z Marcacaibo. Poziom móżdżenia jest podobny, część rzeczy lepiej wypada w Maracaibo a część bardziej podoba mi się w Boonlake ( chociażby tor akcji czy inny feeling z pływania po rzece ) i raczej nie wskażę faworyta pomiędzy tymi grami. W takim razie czy na półce jest jeszcze miejsce na Boonlake mając pozostałe gry ? Na mojej na pewno, ponieważ Boonlake dostarcza innych wrażeń i innego, ciekawego kombinowania. Gra jest zwyczajnie fajna i chce się do niej wracać niezależnie od innych tytułów. Jeżeli ktoś zaproponuje partyjkę zawsze chętnie usiądę i sam polecę niezdecydowanym.

Podsumowanie

Boonlake to kolejny tytuł spod skrzydeł Alexandra Pfistera, który trzyma wysoki poziom i oferuje wciągającą rozgrywkę. Dzięki akcjom wykonywanym w rundach innych cały czas jesteśmy pod grą. Boonlake przyjemnie zmusza do intelektualnego wysiłku i zupełnie nie czuć upływającego czasu. Dla fanów ciężkich i mięsistych gier euro pozycja obowiązkowa. Ogromna regrywalność zapewni masę fajnych partii, po których chce się zagrać jeszcze raz. Polecam!

[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA] Dziękujemy wydawnictwu Lacerta za wysłanie gry do recenzji. Nie miało to wpływu na zawarte tu opinie.

Może zainteresuje Cię nasze recenzja Deep Madness ?

Boonlake w dobrej cenie można kupić tutaj.

Brak komentarzy

Zostaw Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Poprzednio Moonfall - Recenzja ze spoilerami - Raj dla foliarzy ... i nie tylko
Następny Co obejrzeć w weekend? Luty na Netflix, Prime, HBO Go i w kinie!