Disney Sorcerer’s Arena: Legendarne sojusze – recenzja


Kilka podstawowych informacji o Disney Sorcerer’s Arena: Legendarne sojusze

Tematyka

Disney to dość płodna i pojemna marka, jeżeli chodzi o filmy wszelakie, ale od niedawna sporo planszówek zaczyna czerpać z popularności postaci wykreowanych przez to studio. W moje ręce wpadła gra oparta na podobno znanej grze mobilnej Disney Sorcerer’s Arena. Piszę z lekkim przekąsem, bo przynajmniej w Polsce gra nie jest jakoś superpopularna. Grywam na telefonie od czasu do czasu i tytułu nawet nie kojarzyłem.

Jaki jest pomysł na Disney Sorcerer’s Arena: Legendarne sojusze? Tak jak w cyfrowym odpowiedniku postacie znane z Disneya pod wodzą przywoływacza, w którego wciela się gracz walczą na arenie. Gra jest przedstawiana jako bitewna planszówka i mocno kojarzy mi się z Unmatched, więc do tej gry pewnie będę dość często nawiązywał, punktując Legendarne sojusze. Czy filmowe postacie dodały grze klimatu? Moim zdaniem nie, aczkolwiek duży plus za możliwość pogrania swoimi ulubionymi bohaterami i złoczyńcami z kultowych bajek i filmów ze stajni Disney czy Pixar. Dzieciaki na pewno będą zadowolone!

Kilka słów o zasadach

Każdy z graczy wybiera swoją drużynę składającą się trzech bohaterów. Naszym celem jest zdobycie dwudziestu punktów, które możemy uzyskać za rozpoczęcie naszej tury na jednym ze złotych pól. Tura składa się z dwóch faz, rozgrywanych w dowolnej kolejności – ruchu i akcji. Każda z tych akcji ma „zdolność bazową”, jak i możliwość zagrania karty z odpowiednim symbolem. O ile ruch o dwa pola, czy atak za dwa HP jest prosty, to cała zabawa dzieje się na kartach. Każda postać ma swój własny styl i celem gracza jest wykorzystanie mocnych stron swoich postaci.

Co ciekawe, jeżeli wypstrykamy się z kart, to na początku rundy i tak dobierzemy tylko jedną, więc trzeba nimi mądrze zarządzać. Same karty pozwalają nam np.: na nakładanie różnych stanów – pozytywnych i negatywnych. Bohaterowie mają swoje unikatowe umiejętności, a dodatkowo istnieje możliwość ich ulepszania przy pomocy już wcześniej zagranych kart.

Próg wejścia

Instrukcja do Legendarnych sojuszy świetnie wprowadza graczy w ten tytuł. Bardziej zaawansowani mogą od razu przejść do ostatniej części, gdzie wykorzystujemy wszystko, co twórcy przygotowali, natomiast początkujący rozgrywka po rozgrywce mają wprowadzone nowe elementy i mechaniki. Sama rozgrywka jest banalna, aczkolwiek sporo dzieje się na kartach i trzeba dobrze rozumieć, co jest na nich zapisane oraz umieć zastosować zdolności naszych postaci w praktyce. Gra jest oznaczona jako 13+, ale moim zdaniem ograny dziesięciolatek spokojnie sobie poradzi. Największa trudność, jaką widzę to właśnie te ściany tekstu na kartach, ale dość szybko zapamiętujemy co dana karta robi, więc z partii na partię ten problem można wyeliminować.

Frajda z rozgrywki, czyli jak chętnie znowu zagram.

Bez zbędnego owijania – moim zdaniem Legendarne sojusze to słaba gra. Nie ma w niej za bardzo nic, co mogłoby porwać i przyciągnąć do siebie na dłużej. Z jednej strony wygląda przyjaźnie, więc pewnie dzieciaki będą z niej zadowolone – no niestety nie. Gra jest przeładowana mechanikami, które mają oddawać ducha „bitewniaka” na planszy, ale tylko komplikują i rozmywają dość prostą grę. Z drugiej strony gracze zaawansowani, którzy może i byliby zadowoleni liczbą różnorakich opcji raczej nie powalczą Arielką, czy Sullym, mając na półce Unmatched prezentujące się tematycznie, wizerunkowo i mechanicznie o kilka poziomów lepiej niż Legendarne sojusze.

Na pewno warto docenić niezły tutorial wprowadzający do rozgrywki. Dodawanie nowych mechanik z rozgrywki na rozgrywkę na pewno pomoże dzieciakom wkręcić się w Legendarne sojusze. Jeżeli lubią Disneya, to na pewno docenią fakt, że mogą zagrać ulubionymi postaciami, ale niestety w pudełku jest ich tylko osiem. Plus za to, że każdą gra się zgoła inaczej i pozwala na całkiem ciekawe manewry. Ktoś jest duży i silny, jeden jest lepszy w atakach dystansowych, a kto inny potrafi się leczyć – różnorodność jest całkiem spora, ale mała liczba kart nieco nas ograniczy i w końcu wkradnie się powtarzalność.

Wykonanie

Gra na pierwszy rzut oka wygląda kapitalnie, ale mało funkcjonalnie. Zacznijmy od papierowej obwoluty na pudełku – zniszczy się wam po kilku użyciach gry. Po otwarciu pudełka wita nas całkiem sporo komponentów do upchnięcia w najbardziej niefunkcjonalnym insercie, jaki widziałem, Tylko karty się tam porządnie mieszczą – o reszcie elementów twórcy ewidentnie zapomnieli. Standy jak standy, są fani i przeciwnicy. Mnie nie przeszkadzały, wyglądały całkiem ładnie i na pewno prezentowały się lepiej niż szary plastik.

Regrywalność

W pudełku mamy osiem postaci, a w rozgrywce korzystamy z trzech. Łatwo policzyć, że dość szybko ogramy wszystkich bohaterów. Całkiem nieźle się bawiłem, szukając powiązań i synergii pomiędzy postaciami. Kart jest mało i gra dość szybko robi się powtarzalna.

Na zakończenie

Disney Sorcerers Arena: Legendarne sojusze zupełnie nie trafiła do mojego serduszka. Spodziewałem się klona Unmatched w wersji Disneya dostałem nudny i przekombinowany tytuł, który potrafi znużyć zarówno młodszych jak i starszych graczy. Mnogość mechanik, które powinny się ze sobą dobrze kleić powodują jednak zupełnie odwrotnie zamierzonego skutek – gra się zawiesza, trzeba coś doczytać i z prostej i kolorowej gry z ulubionym bohaterem z filmu robi się nudny i mało emocjonujący seans. Dla fanów uniwersum Disneya i Pixar – można zagrać, pozostali sprawdźcie dwa razy przed zakupem, czy to na pewno tytuł dla Was.

[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA] Dziękujemy wydawnictwu Rebel za przekazanie gry do recenzji.

Może zainteresuje Cię recenzja gry WSIĄŚĆ DO POCIĄGU: LEGENDY ZACHODU ?

Disney Sorcerers Arena: Legendarne sojusze do kupienia tutaj.

Poprzednio Homeworld: Remastered - Recenzja - Klasyka dalej na topie!
Następny Ochrona bliskich: Jak korzystać ze skanera i śledzenia GPS dla bezpieczeństwa dzieci?