Śladami Darwina – recenzja – optymalizacja dwunastu kafelków!


Kilka podstawowych informacji o Śladami Darwina:

Tematyka

Wcielamy się w przyrodników, którzy na pokładzie HMS Beagle (graliście może w Robinsona Crusoe?) odbywają krajoznawczy rejs, chcąc pomóc Charlesowi Darwinowi w ukończeniu książki „O powstaniu gatunków”. Będziemy badać zwierzęta, publikować teorie i zdobywać punkty zwycięstwa. Śladami Darwina to tytuł rodzinny. Warto więc zwrócić uwagę na aspekt edukacyjny gry – w instrukcji mamy sporo informacji o samym Darwinie i jego ekspedycji, poznamy sporo zwierząt z różnych stron świata. Dzieciaki grające w Darwina na pewno będą zachwycone nie tylko mechaników, ale zaspokojeniem ich dziecięcej ciekawości. Pamiętajcie – gry uczą i bawią!

Kilka słów o zasadach

Gra trwa dwanaście rund, w których będziemy zdobywać po jednym kafelku z wystawki na planszy głównej. W swojej turze gracz wykonuje dwa kroki. Pierwszy to wspomniane wcześniej dobranie kafelka z kolumny lub rzędu, przy którym znajduje się figurka statku. Drugi krok to przemieszczenie statku o tyle pól, ile wynosił dystans dobranego kafelka od statku – maksymalnie o trzy pola.

Po dołożeniu kafelka w pasujące miejsce na naszej planszy musimy rozpatrzeć ewentualne efekty wynikające z danego zwierzęcia lub znanej osoby. Odkrycia dają na po prostu punkty na koniec gry, jeżeli dany kafelek jest widoczny na planszetce. Zwierzęta z ikoną mapy zapewniają nam punkty w zależności od liczby zdobytych kompasów, które możemy zdobyć dzięki zwierzakom z taką ikoną. Możemy też zdobyć przewodników, którzy pozwalają nam manipulować miejscem statku i odświeżać wystawę kafelków.

Jeżeli wypełnimy rząd lub kolumnę kafelkami zdobywamy żeton teorii dający punkty na koniec gry. Możemy również przykrywa kafelki innymi – w ten sposób formułujemy teorie, których specjalne płytki dają nam dodatkowe warunki punktowania. Gra kończy się, gdy gracze dołożą na swoją planszę dwanaście kafelków. Podliczamy punkty i gracz, który miał ich najwięcej zwycięża.

Frajda z rozgrywki, czyli jak chętnie znowu zagram!

Pomimo tego, że Śladami Darwina nie aspiruje do bycia grą złożoną, skierowaną do graczy zaawansowanych czy lubujących się w ciężkich euraskach kupiła mnie od pierwszych rozgrywek! Dostajemy świetną grę rodzinną plus, przy której zarówno mniej ograne osoby, jak i gracze, którzy niejedną planszówkę mają już na koncie będą się dobrze bawić.

Zasługą tego stanu rzeczy jest na pewno wymieszanie kilku mechanik w jednym kociołku, co nie spowodowało przekombinowana jak to zwykle bywa, a naprawdę grywalną mieszankę. Bardzo mi się podobało manipulowanie kafelkami i warunkami punktowymi. Miejsc mamy tylko dwanaście, kafelki dają różnorakie premie i zapewniają ciekawe drogi do wygranej, ale jak to zwykle bywa często się wykluczają i nie pójdziemy we wszystko.

Mini rondel każe nam planować nasze ruchy, ale jednocześnie inne mechanizmy, chociażby przewodnicy trochę nam ułatwiają dobór nowych kafelków. W ogóle świetne jest to, że nasza siatka jest tak bardzo ograniczona i mamy tylko dwanaście miejsc. Zakrywanie już zbadanych kafli pozwala nam zdobyć nowe odkrycia dające punkty, ale kończenie kolumn i rzędów także bywa kuszące.

Sercem gry jest maksymalizacja wyniku przy pomocy dostępnych opcji, i to grze wychodzi bardzo dobrze. Jest prosto, ale nie prostacko, a dostępne akcje, czy kafelki wymuszają wyszukiwanie powiązań i najlepszych na dany moment zagrań. Nie spodziewałem się po grze wiele, a zaskoczyłem się bardzo pozytywnie. Nie jest to oczywiście tytuł, który zmiata konkurencję, ale bardzo solidna i godna polecenia gra. Na mojej półce zostaje, chętnie w nią zagram nawet w gronie stałych współgraczy, którzy widzieli już niejedno jako przystawka przed, czym bardziej wymagającym.

Wykonanie

Śladami Darwina została wydana na całkiem przyzwoitym poziomie, cena gry nie jest mocno wygórowana, a komponenty wyglądają solidnie. Podobały mi się stylizowane na dzienniki planszetki graczy oraz ilustracje na kartach, czy mapie – wyglądały przyjemnie i dość wiernie odzwierciedlały to, co miały pokazać – plus za kreskę dla grafika!

Regrywalność

Chociaż gra jest powtarzalna i ma tylko kilka dróg do wygranej dzięki losowemu doborowi kafelków i celów gra nie nudzi się zbyt szybko. Sztuczka polega na znajdowaniu optymalnych układów kafelków, które dadzą nam najwięcej punktów – a to wciąga i zachęca do kolejnych rozgrywek. Mam na koncie dwanaście partii i z przyjemnością usiądę do kolejnych.

Skalowanie

Gra jest dość krótka i skaluje się całkiem nieźle. Przy większych składach kafelki szybciej rotują, więc ciężej coś zaplanować, ale taka dynamika mi nie przeszkadzała.

Na zakończenie

Śladami Darwina to rodzinna gra, która zadowoli zarówno początkujących, jak i nieco zaawansowanych graczy. Zasady są niezwykle prosto, ale kombinowanie i optymalizacja jak najlepiej ułożyć dwanaście kafelków daje radę. Wszystko się dobrze zazębia, nie czuć przekombinowana, czy zgrzytających elementów. Gra jest niepozorna, ale potrafi zaskoczyć. Mamy sporo decyzji do podjęcia, a losowy dobór kafelków zapewnia całkiem przyjemną dawkę regrywalności tytułu. Jeżeli szukacie pozycji rodzinnej z pazurem, to Śladami Darwina powinno zawędrować na Waszą półkę!

[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA] Dziękujemy wydawnictwu Rebel za przekazanie gry do recenzji.

Może zainteresuje Cię recenzja gry WSIĄŚĆ DO POCIĄGU: LEGENDY ZACHODU ?

Śladami Darwina do kupienia tutaj.

Poprzednio Pax Viking - recenzja - wikingowie, saga i kapitalna gra!
Następny Prince of Persia: The Lost Crown posiada pewne niesamowite funkcje