DEMON SLAYER: Kimetsu no Yaiba – To the Hashira Training – recenzja


Demon Slayer: Kimetsu no Yaiba – To the Hashira Training właśnie pojawił się w kinach! Czy warto obejrzeć ten film?

Demon Slayer: Kimetsu no Yaiba (Miecz zabójcy demonów) zadebiutował w 2019roku i od samego początku urzekł publiczność na całym świecie. Narracja koncentruje się wokół Tanjiro Kamado, młodego mężczyzny, który tragicznie traci rodzinę z rąk demonów, pozostawiając go jako ocalałego. Jego siostra Nezuko nie umiera, ale przechodzi przemianę w demona. Zdeterminowany, by ocalić swoją siostrę i chronić bezbronnych przed tymi budzącymi grozę stworzeniami, Tanjiro dołącza do grupy Zabójców Demonów. Tym, co wyróżnia Demon Slayera jest, przede wszystkim, znakomita animacja, świetna ścieżka dźwiękowa i wciągające sekwencje walki. Pierwszy film fabularny, Demon Slayer: Mugen Train, szybko stał się jednym z najbardziej dochodowych filmów anime w historii. Teraz, cztery sezony później, po pełnym emocji zakończeniu historii Wioski Swordsmith, seria wkracza w kolejny wątek fabularny –  Treningu Hashiry. Stworzono więc specjalny film Kimetsu no Yaiba – To the Hashira Training,  będący wyłącznie kinową mieszanką nowych i wcześniej wydanych odcinków.

Ale czy produkcja w ogóle miała sens? Mugen Train pozostaje najbardziej dochodowym filmem w Japonii – zarówno animowanym, jak i nie tylko. Wiadomo więc, że kolejne filmy były nieuniknione. Tym razem warto się jednak zastanowić czy franczyza naprawdę rozwija swoją narrację, czy jedynie czerpie korzyści z ogromnej bazy fanów. Demon Slayer: Kimetsu no Yaiba – To The Hashira Training zasadniczo łączy w sobie dwa osobne odcinki. Film rozpoczyna się krótkim muzycznym podsumowaniem poprzednich sezonów, po czym widzowie mają… dalszą przyjemność powtórzenia materiału. Dlaczego? Spora część pierwszej połowy zasadniczo składa się z finału sezonu Wioski Swordsmith. Obserwujemy więc konfrontację Tanjiro z Hantengu i kolejne sekwencje walki.

To the Hashira Training

Jaki miałam z tym problem? Częściowo żaden – obejrzenie tej epickiej walki na ogromnym ekranie kinowym było ciekawym przeżyciem, pozwalającym docenić świetną animację w nowej skali. Z drugiej strony, czy płaciłam za bilet aby obejrzeć coś, co doskonale pamiętam (i cieszę się, że nie powtórzyłam ostatnich odcinków przed seansem). Doskonale wiem, jak skończy się całość, bo całkiem niedawno oglądałam poprzedni sezon. Fakt, scena z ekspozycją Nezuko na słońce jest wzruszająca, czujemy pękające serce Tanjiro, wspólnie ronimy łezkę na sam koniec. ALE… przecież wszystko to znam i właśnie minęła połowa czasu!

Czy podsumowanie sugeruje, że film przeznaczony jest przede wszystkim dla oddanych fanów, a nie przypadkowych widzów? Mogłabym się z tym zgodzić, zwłaszcza po rozmowach, które słychać było na sali. Ktoś pytał dlaczego Nezuko krzyczy (scena kiedy leżała na łące), ktoś pytał dlaczego jej nie pocałuje (po scenie na łące), ktoś pytał dlaczego ma w ustach „to coś”…  Pytania typu „kto to”, „dlaczego…” i „skąd to wiesz” padały wielokrotnie i słyszalne były z każdej strony – swoją drogą, przypomniało mi to dlaczego staram się nie zajmować miejsca na środku sali.

To the Hashira Training

Druga połowa filmu przenosi się w początek historii Treningu Hashiry, płynnie nawiązując do wydarzeń widzianych w Wiosce Swordsmith. Gdy powstają podstawy następnej narracji, Tanjiro ponownie spotyka się ze swoimi towarzyszami Zenitsu i Inosuke, podczas gdy Hashira przygotowują się na kolejny ruch Muzana. Ta faza przypomina ciszę przed burzą, a narracja zwalnia pozwalając nam cieszyć się bohaterami. Z tym też mam trochę problem. Przecież nie poszłam do kina po to, by cieszyć się wyłącznie szaleńczą akcją „odgrzewanego kotleta”, tylko żeby potem poznać relaksujący epilog do kolejnego sezonu. Nie mniej jednak…, krótka chwila spokoju pozwala widzom przetrawić zakończoną bitwę i przygotować się na nadchodzące wyzwania. W serialu znanym z szybkiej akcji te kontemplacyjne chwile zapewniają mile widziany wytchnienie. Możemy poznawać bohaterów z innej strony, obserwować ich interakcje i przygotowania do kolejnych wyzwań. Świetnie, tylko że ten film wcale musiał istnieć. Byłabym całkowicie zadowolona, gdybym obejrzała to samo przy okazji pierwszego odcinka nowego sezonu. Chętnie też obejrzałabym cały film poświęcony treningowi i wszystkim wątkom osób z najwyższymi rankingami oddziału Zabójców Demonów, które w tym przypadku zostały pokazane pobieżnie. Trudno zignorować fakt, że ten film miał potencjał, aby objąć cały cykl szkoleniowy Hashiry.

To the Hashira Training

Doskonałość wizualna Demon Slayera jest powszechnie znana, a techniki animacji zostały opanowane (i dopracowane) do perfekcji. Kimetsu no Yaiba to zjawisko, które szczególnie błyszczy w przypadku scen bitewnych. Różne style walki, w połączeniu ze zmianami w technikach oddychania podczas konfrontacji z licznymi demonami, są zobrazowane fenomenalne. Całość dopełnia świetna muzyka i serial (oraz film) ogląda się jak ogromne widowisko, wręcz uroczyste. Świetnie się ogląda to anime na ogromnym ekranie kinowym. Ale to chyba nie jest wystarczające, by zadowolić fanów.

Moim zdaniem studio zmarnowało szansę na powtórzenie sukcesu Mugen Train, ale to nie przeszkodzi entuzjastom Demon Slayer w delektowaniu się wizualnym widowiskiem na dużym ekranie. Ostatecznie decyzja należy do Ciebie — czy obejrzeć film w kinie, czy poczekać kilka tygodni, aby cieszyć się nim w domu.

 

Zobacz też: Psychologiczne anime, które sprawią, że zakwestionujesz rzeczywistość

Brak komentarzy

Zostaw Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Poprzednio Last Epoch - Czy gra pojawi się na konsolach Xbox, PS5 i Nintendo Switch?
Następny Hasbro Pulse ujawnia nowe figurki z serii Marvel Legends!