Outward: Definitive Edition – Recenzja – Może i dobrze, że wcześniej w to nie grałem?


Outward: Definitive Edition jest grą specyficzną, gdyż bierze sporo elementów od klasyki gatunku, jaką jest na przykład Gothic i dodaje do tego elementy survivalowe. Wbrew pozorom, ten pomysł nie jest taki zły, jednak jego wykonanie na pewno do prostych nie będzie należało. Co więc poszło nie tak z tą grą?

Zacznijmy od tego, że Outward: Definitive Edition ogrywałem na konsoli Playstation 5. Jest to trzecio osobowa gra survivalowa z elementami RPG. Niestety nie odwrotnie, gdyż największy nacisk jest położony na elementy przetrwania w świecie gry. Nie będziemy tutaj rozwijać postaci, a jedynie kupować dla niej umiejętności. Zadań głównych oraz pobocznych jest śmiesznie mało i szczerze mówiąc, gra bardzo dobrze obeszła by się bez nich bo i tak przez większość czasu schemat jest taki sam – biegniemy do jakiegoś podziemia, zbieramy co możemy i przeciążeni wracamy do miasta. W międzyczasie musimy dbać o podstawowe potrzeby naszego bohatera, jak jedzenie, sen i picie. Musimy też uważać na temperaturę, która może doprowadzić do choroby, a także bardzo rzadkie zagrożenia pojawiające się w świecie gry.

Fabuła jest przedstawiona w postaci slajdów, ale trafiamy na te nagrania stosunkowo bardzo rzadko.

Powiem otwarcie – Outward: Definitive Edition bardzo, ale to bardzo mnie rozczarował. Większość czasu w tej grze spędzamy na bieganiu między lokacjami po bardzo, ale naprawdę bardzo dużej mapie na której nic nie ma. To nie jest Elex albo Gothic, gdzie co chwilę trafimy na jakieś ruiny albo lokację, gdzie spotkamy wrogów oraz przedmioty do zdobycia. Tutaj na naprawdę olbrzymich mapach odnajdziemy ledwie parę obiektów oraz ukrytych podziemi, gdzie spotkamy ledwie kilka potworków. Do tego dochodzi kwestia obciążenia, która przeszła do realizmu w zbyt dużym stopniu. Wszystko co podnosimy ma swój ciężar i zapomnij, że jeżeli znajdziesz epicki pełny zestaw pancerza to uda się Tobie go donieść do miasta by przechować w skrzyni. Takie rzeczy tutaj się nie dzieją, a kiedy podczas eksploracji jakiegoś obozu bandytów odnajdziesz dwie drogie bronie, które możesz sprzedać z zyskiem, to dochodzi do tragedii bo albo będziesz musiał biegać dwa razy by to wszystko zabrać albo po prostu jedną rzecz rozłożyć na części.

Czasami także i NPC coś powiedzą, ale całość prezentuje się bardziej jako wydmuszka niż sensowna historia

Muszę jednak przyznać, że same systemy survivalowe są dobrym punktem wyjścia. Nie są zbyt inwazyjne, przynajmniej jeżeli chodzi o jedzenie i picie wody. Będąc przygotowanym zawsze będziemy mieli co zjeść i wypić, a wychodząc z miasta wypoczętym otrzymamy dodatkowe bonusy. Jedzenie wzmacnia także postać na najróżniejsze sposoby, czy to rozgrzewając i chroniąc przed zimnem czy też po prostu dając pasywną regenerację życia. Do tego dochodzi system craftingu, który po prostu ma sens i przydaje się w grze. Możemy za jego pomocą zrobić awaryjne bandaże, rozpalić ognisko gdzie przygotujemy proste jedzenie czy też nawet napełnić lampę naftą, dzięki czemu znowu nastanie światłość. Myślę, że jeżeli twórcy zdecydują się na drugą część, a pewnie tak będzie bo gra posiada jednak swoich fanów, to powinni zachować i rozwijać te elementy.

Całkiem ładna trawa i koślawe sztampowe tekstury w tle to widok do którego nigdy się nie przyzwyczaję

Została nam do opisania walka, która także nie jest zbyt dobrym elementem gry. Tutaj także twórcy inspirowali się standardową grą Gothicopodobną, co oznacza, że otrzymaliśmy toporny system walki, pełen nieczytelnych lub nawet przesuniętych hitboxów, trafień przez tekstury oraz głupiego machania mieczem. System umiejętności w grze w większości przypadków jest skrajnie nieprzydatny i używamy standardowych uderzeń lub też jednej umiejętności, kiedy otrzymamy otwarcie. Umieranie w grze ma swoje poważne konsekwencje, gdyż z jakiegoś powodu twórcy wpadli na pomysł, że będziemy tracić wtedy wszystkie pieniądze, a nas przeniesie do jakiegoś miejsca. Są to tak zwane scenariusze śmierci i są jednym z najbardziej wkurzających elementów. Po prostu w momencie pokonania gracza, gra losuje z pewnej puli to co z nami się wydarzy – czy bandyci zaciągną nas do swojego obozu i będziemy musieli z niego uciec, czy też trafimy do jamy pełnej padlinożerców zależy od zwykłego szczęścia. Może się też zdarzyć dobry scenariusz, jak na przykład lokalna łowczyni znajdzie ogłuszonego gracza i zaciągnie go do miasta. Tak czy inaczej zawsze tracimy zarobione i znalezione srebro, a czasami nawet część ekwipunku. Patrząc jak ciężko go odnaleźć i donieść do miasta, była to na tyle wkurzająca rzecz, że po prostu manipulowałem zapisami gry na konsoli, by tylko nie tracić kupy czasu na ponowne bieganie i zarabianie kasy. A zanim nauczyłem się to robić porzuciłem dziesięciogodzinny zapis gry by zacząć od nowa gdyż miałem wrażenie, że po prostu zbyt wiele straciłem podczas gry.

Pierwsze spotkanie z grą dla wielu graczy to tworzenie postaci i muszę przyznać, że jest to widok przerażający

Graficznie gra także woła o pomstę do nieba. Inspiracja twórców Gothiciem przeszła do wartości krytycznej, ponieważ gra wygląda źle, a modele postaci wyglądają po prostu okropnie. Pomimo premiery oryginalnego tytułu w 2019 roku, to modele postaci wyglądają znacznie gorzej niż np. w Mass Effect z 2009 roku. Do tego olbrzymie połacie terenu które zwiedzamy są po prostu nudne. Na pochwałę zasługuje jedynie trawa, a oprócz tego nic tutaj się nie dzieje i wracając do miasta po eksploracji jakiś podziemi po prostu ziewamy w tym czasie albo przez parę minut drugą ręką scrollujemy telefon. A wystarczyłoby dodać prosty system szybkiej podróży, nawet z zachowaniem mechanik gry – na przykład, powrót do odkrytego miejsca trwa tyle godzin, po tym czasie będziesz w takim stopniu zmęczony, głody i spragniony, a po drodze będziesz miał taką szansę na trafienie na pułapkę wrogów. Te same statystyki pojawiają się kiedy śpimy po za miastem, czemu nie dodano tego także do szybkiej podróży?

O ile często pisząc tak bardzo negatywną recenzję bez skrupułów pastwię się nad tytułem, to pisanie tekstu o Outward: Definitive Edition sprawiło mi wiele przykrości. Pomysł był bardzo, ale to bardzo dobry i myślę że gra znajdzie wielu zatwardziałych fanów tego tytułu. I bardzo dobrze, tylko dla mnie ciężko było nazwać zabawę z Outward: Definitive Edition rozrywką. Ciągła bieganina między punktami zajmowała większość czasu gry, a brak innych elementów jak fabuła, rozwój postaci oraz interesujący system walki sprawiały, że w tej grze nie ma nic co by mogło mnie zatrzymać na dłużej. Jeżeli komuś podoba się ciągłe bieganie po monotonnych terenach tą samą drogą i umieranie przez brak informacji oraz błędy gry, to powinien zainteresować się Outward: Definitive Edition. W innym wypadku proponuje zagrać w Gothica albo nawet w The Outer Worlds, gdzie możemy aktywować tryb survivalowy wymagający od nas snu, jedzenia i picia, a jednocześnie otrzymamy do tego bardzo ciekawą grę.

Podsumowanie

Podstawy są naprawdę dobre, ale wykonanie woła o pomstę do nieba. Zabawa z Outward: Definitive Edition bardziej przypomina pracę niż rozrywkę.
Ocena Końcowa 4.0
Pros
Dungeony są nawet ciekawe
Bardzo ładna trawa?
Elementy survivalowe zdają egzamin
Intuicyjny system craftingu
Cons
Bardzo brzydkie, archaiczne modele postaci
Olbrzymia mapa, która jest cztery razy większa niż powinna być
System scenariuszy umierania jest bez sensu
hitboxy oraz koślawy system walki
W tej grze przez większość czasu biegasz między lokacjami

Brak komentarzy

Zostaw Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Poprzednio Outward: Definitive Edition - Poradnik dla początkujących - Jak przetrwać grę?
Następny Brzdęk! Nie Drażnij Smoka! - testujemy insert od Laserox