Ganimedes – recenzja – podróż od Księżyca do Marsa


Kosmos – ciągle niezdobyty i dziwaczny. Odkąd człowiek pierwszy raz stanął na Księżycu wielu pragnęło znaleźć się w przestrzeni i sięgnąć gwiazd. Temat jest na tyle intrygujący, że nie dziwi kolejna planszówka osadzona w kosmicznych realiach. Ganimedes z dodatkiem Księżyc pragnie zabrać nas w niesamowity lot na inną planetę. To będzie bolesny upadek czy droga do gwiazd?

Marzenia o kolonizacji kosmosu spędzają sen z powiek wielu ludziom na całym świecie. Wszakże to tyle terenu pełnego miejsca, zasobów, których jeszcze nikt nie zajmuje. Wielkie korporacji szykuję loty w kosmos, więc i planszówki o tej tematyce to tylko kwestia czasu. Ganimedes to wynik współpracy francuskiego studia Sorry We Are French oraz naszego rodzimego Rebela, który podjął się wydania tej planszówki od razu z dodatkiem Księżyc. Naszym celem jest wysłanie czterech promów kolonizacyjnych, co uruchomi zakończenie gry i ostateczne punktowanie. Będziemy przemieszczać naszych astronautów pomiędzy Ziemią, Marsem a Ganimedesem przy pomocy wahadłowców oraz zadbamy o odpowiednią reputację naszej korporacji. W grze jest sporo miejsca na odpalanie kaskadowych akcji i kręcenie silniczków, ponieważ uruchomienie jednej akcji wyzwala reakcję i tak dalej. Banalne zasady, klimacik kosmicznych podróży i wyścig z innymi – brzmi dobrze, jak to działa w praktyce?

W kilku słowach, jak gramy?

Plansza każdego z graczy przedstawia szlak podróżny z Ziemi na tytułowego Ganimedesa. Jeżeli gramy z dodatkiem Księżyc po bokach dokładamy dwie oddzielne planszetki. Na górze planszy mamy miejsce na płytki kolonizatorów, natomiast dół jest zarezerwowany na karty wahadłowców potrzebnych do przemieszczania się naszych dzielnych meepli.

W swojej turze stajemy przed trudnym wyborem jednej z trzech dostępnych akcji. Możemy wybrać płytkę kolonizatora i umieścić ją na jednym z wolnych pól oraz odpalić jej akcję. Jeżeli to już kolejna płytka w posiadanym przez nas kolorze, to akcja ulega zwielokrotnieniu. Drugą opcją jest możliwość użycia karty wahadłowca. Tych rozróżniamy dwa rodzaje – ziemskie oraz marsjańskie statki. Różnią się grafiką na tyle oraz miejscem, z którego możemy je odpalić. Każda karta ma swój koszt w ludziach z odpowiednim kolorem, jakie należy przemieścić planetę dalej. Karta, tak jak płytki, ma akcje, które zwielokrotniony, mając odpowiednie kolory w naszym tableau.

Ostatnią możliwością jest odrzucenie płytki kolonizatora i odpalenie akcji podstawowej. Możemy dobierać ludzi, manipulować ich kolorami, przemieszczać się pomiędzy planetami, czy poprawiać naszą reputację. Jeżeli pole z naszą rakietą na Ganimedesie będzie miało odpowiednią liczbę ludzi w pasujących kolorach na koniec naszej rundy wystartuje prom. Nie możemy tego pominąć, a jeżeli wystrzelimy cztery takie statki, to gra się zakończy. Zebranie ludzi nie jest jedyną możliwością uruchomienia promów. Jeżeli zbierzemy set wahadłowców w każdym kolorze, to możemy uruchomić rakietę. Tak samo, gdy dojdziemy na torze reputacji do samego końca również możemy uruchomić prom.

Na koniec gry sumujemy punkty z naszych promów, które wystartowały i dodajemy punkty za pozycję na torze reputacji oraz niezapełnione promy kolonizacyjne na planszy. Osoba z najwyższym wynikiem wygrywa.

Dodatek Księżyc wprowadza pionek doradcy, który może wędrować po planszy i zapewniać nam bonusy w zależności od umiejscowienia. Na Ziemi pozwala podmieniać nam karty promów, natomiast na Marsie pozwoli skorzystać z akcji wahadłowca o jeden raz więcej. Gdy uda się nam go przemieścić na Ganimedesa możemy zdobyć pomocnika zapewniającego nam specjalną zdolność.

Wrażenia

Ganimedes z dodatkiem Księżyc to całkiem przyjemna gra, która nie wzbudza jednak ochów i achów. Jeżeli spodziewaliście się mini Eclipse, czy chociażby fajnego euraska na długie, jesienne wieczory to raczej nie idźcie tą uliczką. Ganimedes jest jednym słowem średniakiem – nie jest grą zepsutą, warto usiąść i zagra, ale z drugiej strony, jeżeli tego nie zrobimy to wiele nie stracimy. Goła podstawka to taka piąteczka za fajne operowanie akcjami i kręcenie silniczków. Z dodatkiem, który dodaje kilka nowych opcji i więcej głębi oraz pola na decyzje ciekawsze, niż strzałka w górę albo dół możecie dodać oczko. Jeżeli macie sporo gier na półce, Ganimedes raczej was nie przekona i będzie okupował tył i obrastał w pajęczyny. Jako pierwsza bardziej skomplikowana gra sprawdzi się przyzwoicie – jest prosta do wytłumaczenia, może trochę pokombinować, ale są lepsze tytuły, które lepiej wciągną w planszówkowe hobby po chińczyku, Catanie czy Wsiąść do Pociągu.

Zacznijmy standardowo od tematyki Ganimedesa. Kosmos, astronauci i rakiety latające na różne planety. Przynajmniej teoretycznie tyle da się wywnioskować z pudełka i instrukcji, ale tak naprawdę gra jest mechaniką z doklejoną tematyką. Gdybyśmy latali do Wrocławia albo wypasali krówki na łące i przemieszczali się pomiędzy pastwiskami, szukając co lepszych kępek trawy to też, by się to obroniło. Dla wielbicieli klimatów lub chociaż euro ze skrojoną na miarę tematyką Ganimedes polecam omijać – na pewno nie znajdziecie w grze tego, czego szukacie. Wykonanie gry jest przyzwoite i nie mam się zbytnio, do czego przyczepić. Meeple są standardowe, a karty całkiem przyjemnej jakości. Podobały mi się grafiki użyte w Ganimedesie. Przypominają stylem zeszłą epokę i trochę trącą rozwiązaniami znanymi z komiksów. Ogląda się je przyjemnie, i to chyba największy plus tej gry.

W grze podobało mi się przyjemne kręcenie silniczków i wyścig z innymi graczami o odpalenie naszych rakiet. Akcje mogą zostać wykonane wielokrotnie, jeżeli mamy już płytę lub kartę z pasującym kolorem. Właśnie tutaj dzieje się cała magia księżycowej planszówki – jak sprawić, żeby wycisnąć z danej akcji ciut więcej? Ta płytka da mi ludzika, ale tamta da dwóch i przesunięcie, więc brzmi o wiele lepiej. Co z tego, że nie pasują kolorystycznie, jakoś to się upchnie w kolejnej turze, a może pojawi się jeszcze coś fajnego? Gra potrafi się całkiem przyjemnie skombować i odpalić satysfakcjonujący łańcuszek z różnych zdarzeń. Ruszę ludzi, dojdę na torze reputacji, zagrane ekstra akcję i odpalę rakietę? Pewnie, że tak, w końcu to wyścig. Gra na początku rozkręca się dość wolno, ale po kilku pierwszych kolejkach nabiera rozpędu i śmiga całkiem nieźle.

Gra jest bardzo płynna (przynajmniej na początku) a tury idą błyskawicznie. Wezmę to, odpalę, to i tak dalej. NA swoją kolejkę czeka się króciutko. Podczas rozgrywki nie doświadczyłem paraliżu decyzyjnego. Akcje są bardzo proste, a kombosy dość oczywiste i od razu wiemy, co da nam więcej. Nie przeliczamy tu punktów, a niczym w Splendorze dążymy do ulokowania naszych ludzików w odpowiednich kolorach na konkretnych polach. Gra kończy się, kiedy jeden z graczy wystrzeli czwartą rakietę, więc mamy tu w tle wyścig z innymi. Co ciekawe, niekoniecznie osoba, która pierwsza uczyni ten znaczący krok wygra. W grze ciężko też jest coś zaplanować i gramy w zasadzie z rundy na rundę. Wystawka kart, czy kafelków akcji może się mocno zmienić, zanim nadejdzie nasza kolej, więc musimy umieć wykorzystać nadarzające się okazje, a nie planować długoterminowo. Można sobie zakładać, jakich ludzi potrzebujemy, ale kiedy ich przesuniemy już niekoniecznie od nas zależy.

Wspominany wcześniej dodatek Księżyc dodaje plusa do średniej gry trochę bardziej ją, komplikując. Mamy do dyspozycji czwartą akcję, która pozwala nam wykręcić mnożnik jeszcze bardziej, więc w późniejszych fazach gry nasze możliwości będą mocniejsze. Najfajniejszy jest wędrujący doradca oraz pomocników ze specjalnymi umiejętnościami. Ewidentnie to zostało wycięte z podstawki, żeby sprzedawać jako rozszerzenie, ponieważ bez tego gra jest zwyczajnie nudna. Umiejętności naszych pomagierów są niezłe i warto o nie zawalczyć, chociaż czasami trzeba dobrze się wczytać w ich zastosowanie.

W Ganimedesie trochę przeszkadzały mi niedociągnięcia mechaniczne i problemy z momentami użycia danych akcji. Do tej pory nie wiem, kiedy powinienem odpalać bonusowe rzeczy i jak wpływają one na inne akcje. Często wam się zdarzy, że odpalicie mocną turę, w której będzie się dużo działo. Połapanie się co i kiedy robimy nie należy do najłatwiejszych, a często potrafi diametralnie zmienić obraz rozgrywki. Grze doskwiera też nadmierna losowość, na którą nie mamy zbyt dużego wpływu. Jak dojdzie jakaś karta promu pasująca przeciwnikowi, to pewnie się ucieszy, a będzie zadowolony jeszcze bardziej, gdy kolejna nie będzie pasowała nam. Co z tym możemy zrobić? Zmarnować turę na dobranie kolejnych ludzi i liczyć, że kolejna będzie lepsza. Interakcji w grze praktycznie nie ma, więc czułem się trochę jak układając kosmicznego pasjansa z dostępnych zasobów. Karty pojawiały się i znikały, a ja miałem do rozwiązania swoją zagadkę. Sama podstawka jest trochę płytką i jednowymiarową grą. Dodatek dodaje sporo głębi i komplikuje grę z poziomu przeciętnego fillerka do nadal przeciętnego fillera, ale z plusem. Cenowo też się to nie broni – zestaw jest do dostania za około 160 zł. Jak dla mnie to trochę za dużo, patrząc na to co gra ma do zaoferowania. Smutne lecz niestety prawdziwe.

Podsumowanie

Ganimedes to gra, która świata nie zwojuje. Bez dodatku to tylko średni fillerek w stylu znanego i lubianego Splendoru w kosmicznym sosie, który mógłby być równie dobrze o dowolnym smaku. Z rozszerzeniem gra nabiera trochę głębi i daje pole na fajniejsze decyzje, ale nie na tyle, żebym grę mógł z czystym sumieniem polecić. Silniczki i kombosy kręci się całkiem przyjemnie, ale to ciut za mało, żeby gra była dobra. Jeżeli szukacie czegoś na pierwszą poważniejszą planszówkę można zerknąć, ale przed zakupem warto zagrać i nie ryzykować nieudanego lotu w planszówkowe hobby.

[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA] Dziękujemy wydawnictwu Rebel za udostępnienie gry do recenzji. Nie miało to wpływu na zawarte tu opinie.

Może zainteresuje Cię nasza recenzja San Francisco?

Ganimades w dobrej cenie do kupienia tutaj.

Brak komentarzy

Zostaw Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Poprzednio Zapalniczka jako ciekawy prezent dla gracza
Następny The Tale of Bistun - Recenzja - Trochę jak film