Deliver us Mars – Recenzja – Niepotrzebni ludzie


Kojarzycie ten motyw z filmów, kiedy to w produkcji o potworach większość czasu poświęca się dramatom rodzinnym ludzi? Tak samo jest z Deliver us Mars, który w stosunku do pierwszej odsłony, poszedł w dziwną stronę i tym samym otrzymaliśmy bardzo nierówny tytuł.

Deliver us Mars jest bezpośrednią kontynuacją pierwszej odsłony, która dzieje się parę lat po wydarzeniach pierwowzoru. Wcielamy się Kathy Johanson, młodą nieodpowiedzialną kosmonautkę, która lubi nie wykonywać poleceń i pokazywać wszystkim na około, jak bardzo się mylą i jak bardzo zawsze ona ma rację. Kathy osiągnęła w życiu to, że jest córką jednego z projektantów stacji księżycowej oraz systemu energetycznego, dzięki któremu Ziemia przetrwała kryzys gospodarczy. Jak zapewne wiecie (a jak nie, to zapraszam do lektury wpisu na naszej stronie o  podsumowaniu fabuły pierwszej części), mieszkańcy księżyca wykorzystali zasoby oraz posiadaną wiedzę do budowy arek, których użyli do ucieczki na Marsa, by stworzyć samowystarczalną kolonię. Tym samym jednak doprowadzili do kryzysu energetycznego, który był punktem wyjścia dla pierwszej części. Druga część skupi się na wyprawie czwórki kosmonautów na marsa, którzy mają za zadanie odzyskać Arki i sprowadzić je na ziemię. Tym razem ziemia przeznacza wszystkie swoje zasoby by wysłać jedyny statek kosmiczny w stronę Marsa, a na jego pokładzie pakuje czterech nerdów, którzy mają ukraść trzy cuda technologiczne i sprowadzić je z powrotem. No i przy okazji dowiedzieć się, co stało się ze zdrajcami.

Muszę przyznać, że fabuła w Deliver us Mars jest krokiem w tył w stosunku do pierwszej części. Przeniesienie ciężaru opowiadania historii na bohaterów nie udało się, a historia jest ciekawa tylko w momencie, kiedy odkrywamy ją tak samo jak w Deliver us the Moon, czyli poprzez notatki i obserwację otoczenia. Kiedy jednak dochodzi do wymiany zdań między bohaterami, szybko się okazuje, że dialogi są słabe, zachowanie bohaterów sztuczne i schematyczne, a by podkreślić, jak bardzo nie pasuje takie przedstawienie historii otrzymaliśmy też bardzo brzydkie modele postaci z paskudną mimiką. Kontrastuje to przy tym, jak ładnie wyglądają bazy marsjańskie, statki kosmiczne i elementy otoczenia. Do tego główna bohaterka jest typową heroiną dzisiejszych czasów – arogancka, irytująca i podważająca wszelkie autorytety, a jej decyzje więcej psują, niż pomagają. Kathy nawet nie umywa się do bohatera pierwszej części, który nie powiedział przez całą grę ani słowa.

Mars na powierzchni wygląda bardzo ładnie. To ludzie są brzydcy

Sama rozgrywka w Deliver us Mars jest także bardzo nierówna. Do momentu robienia tych samych czynności, co w pierwszej części jest fajnie. Eksploracja, odkrywanie notatek i śladów bytowania Marsjan jest intrygujące na tyle, że z niecierpliwością przysiadałem do kolejnych rozdziałów i chciałem się dowiedzieć, co będzie dalej. Do tego architektura zwiedzanych obiektów robi wrażenie – można tutaj zauważyć współczesny zamysł technologiczny, ale napchany całkowicie nowatorskimi i miejscami niesamowitymi technologiami. To wszystko sprawia, że świat gry wydaje się bardzo autentyczny i prawdopodobny. Łatwo wsiąknąć w tą historię. Dochodzi parę ciekawych mechanik, jak system zasilania, który będzie nam potrzebny do rozwiązywania zagadek, jednak przyćmiewają go raczej chybione pomysły, jeżeli chodzi o rozbudowanie gry. Najgorszy jest system wspinaczkowy, który pozwala bohaterce, za pomocą czekanów, wspinać się na wyższe kondygnacje. Działamy tak, że jeden przycisk służy za lewą rękę, a drugi za prawą i w ten sposób sterujemy oderwaną ręką od ścianki, by uderzyć w jakieś miejsce i móc aktywować drugą dłoń. Brzmi całkiem nieźle, w praktyce wykonanie jest na tyle słabe i frustrujące, że momenty wspinaczkowe były najgorszymi, jakie spędziłem przy tej grze. Do tego brak precyzji, potrzeba odskakiwania od ścian, kiedy nasza bohaterka nie za bardzo chciała robić to co chcemy, czy też niemożliwość wbijania czekana tam gdzie powinniśmy, albo możliwość wbicia go tam, gdzie nie powinno być możliwe.

Znajdziemy też rózne sekrety, jak łaziki marsjańskie.

Najważniejsza jednak w Deliver us Mars jest historia. Jak napisałem wcześniej, najgorszym jej elementem są bohaterowie, niczym w Godzilli zamiast oglądania majestatycznej jaszczurki, jesteśmy zmuszeni słuchać kolejnego płaczu bohaterki, kiedy oszukała swoich towarzyszy broni i potem się martwi, jaka to jest samotna i skrzywdzona. Jednak póki zbieramy notatki i obserwujemy oraz analizujemy otoczenie jest dobrze. Wtedy czuć ewolucję i rozwinięcie tematów z pierwszej odsłony, chętnie sprawdzamy każdy zakamarek i podziwiamy architekturę oraz wystrój pomieszczeń. Do tego denerwujemy się, kiedy zabraknie nam notatki w jakimś ciągu, ale gra posiada system, który łatwo pozwala znaleźć rozdział, gdzie coś ominęliśmy, więc zawsze możemy wrócić i poszukać brakujących kartek i komunikatorów z dialogami. Do tego takie miejsca jak zrujnowana arka czy też baza w zamarzniętej części Marsa robi po prostu piorunujące wrażenie i będę o niej długo pamiętać.

Wspinaczka to najgorszy elementy gry.

Deliver us Mars to bardzo nierówna gra – z jednej strony eksploracja i odkrywane obszary są bardzo ciekawe i intrygujące. Grafika zwiedzanych miejsc jest bardzo ładna, tekstury ostre, światło robi robotę, a opuszczone stacje mają swój lekko krwiożerczy klimat niebezpieczeństwa. Serio, w pewnym momencie zastanawiałem się, czy to nie obcy porwali wszystkich marsjan. Z drugiej jednak strony, wszystkie nowe elementy, takie jak dialogi między bohaterami czy też system wspinaczkowy raczej nie są tym, za co pokocham i zapamiętam grę. Już pomijając fakt bardzo słabych rozmów między bohaterami, to bardzo rzucało się w oczy to, że ich twarze są nieostre oraz słabo animowane. Jak już mówiłem, twórcy powinni zostać przy formule z pierwszej części, która sprawiła, że Deliver us the Moon był grą naprawdę wyjątkową. Teraz mamy kolejną, niewyróżniającą się niczym grę przygodową. A właściwie wyróżnia się jedynie tym, że jest kontynuacją pierwszej części.

Deliver us Mars ograliśmy na Playstation 5, a całość możesz zobaczyć na naszym kanale YouTube.


Klucz do recenzji gry Deliver us Moon na Playstation 5 dostarczył Heaven Media. Dziękujemy!

Podsumowanie

Całkiem niezła gra, która cierpi na nadmiar kreatywności twórców. Lepiej było rozwinąć podstawową formę, niż dodawać do niej nowe elementy.
Ocena Końcowa 6.0
Pros
- Ładna grafika i wygląd marsa
- Intrygująca historia, chociaż od pewnego momentu przewidywalna
- Odkrywanie tajemnic Marsjan jest wciągające
Cons
- Brzydkie modele postaci
- Irytujące mechaniki takie jak wspinanie się
- Słabe rozwinięcie fabuły z pierwszej części

Brak komentarzy

Zostaw Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Poprzednio Lost Zone w Pokemon TCG - co, jak i dlaczego?
Następny Bestia - recenzja - na tropie dobrej gry!