Wild Hearts – Recenzja – To nie jest kopia Monster Hunter


Wild Hearts już przed premierą został okrzyknięty kopią gier z serii Monster Hunter, co jest jednocześnie bardzo mylne, jak i miejscami nawet krzywdzące dla tego tytułu. Osobiście, jako że jesteśmy wielkimi fanami serii gier o polowaniu na potwory, bardzo chętnie przystąpiliśmy do zabawy z Wild Hearts.

Na początku też zaznaczymy, że grę ogrywaliśmy na konsoli Playstation 5, więc ominęły nas wszystkie problemy z jakością, z którymi borykają się gracze PCtowi, a w momencie tworzenia tej recenzji Twórcy poinformowali graczy, że są świadomi problemu i pracują nad jego rozwiązaniem, więc bardzo możliwe, że w kolejnych aktualizacjach ten problem zostanie usunięty. Wracając jednak do właściwej recenzji, zacznijmy od tego, czym właściwie jest Wild Hearts. Jest to trzecioosobowa gra akcji, w której wcielamy się w stworzonego przez nas samych łowcę i naszym zadaniem będzie polowanie na potwory, zwierzęta, które przez wpływ tajemniczych sił natury urosły do nadzwyczajnych rozmiarów i posiadają różne, potężne moce, głównie opierające się na zmianie otoczenia i wykorzystaniu sił natury. W praktyce więc, będziemy wybierać się na polowania, zabijać wybranego potwora, zbierać materiały i tworzyć coraz lepszy sprzęt. Brzmi jak Monster Hunter? To dobrze, bo twórcy bardzo wyraźnie inspirowali się serią, jednak dosyć mocno poszli także swoją własną ścieżką.

Uciekający potwór stworzył ten most, po którym go dogoniłem

Istotą WIld Hearts, która słusznie zdominowała wszystkie materiały reklamowe gry, są tak zwane Karakuri. Są to różnego rodzaju obiekty, które możemy tworzyć za pomocą przystosowanego do tego narzędzia. W praktyce można podzielić je na dwa rodzaje. Pierwsze z nich, to te których używamy w bitwie. Na początku będą to zwykłe skrzynie, które mogą nas wyrzucić w powietrze oraz skocznie, które pozwalają na wybicie się w bok. Bardzo przydatne narzędzia, które zwiększają mobilność. Szybko jednak gra zacznie wprowadzać bardziej zaawansowane karakuri – nauczymy się stawiać obok siebie wiele skrzynek, które zamienią się w ścianę mogącą zatrzymać szarżę największego potwora albo nauczymy się stawiać sidła czy też inne pułapki, takie jak czasowe bomby. Wybór narzędzie jest spory, a raz postawione Karakuri nie znika, póki nie zostanie zniszczone. W ten o to sposób, możemy sprytnie wpływać na otoczenie i przygotować pole bitwy pod walkę z nawet największym potworem.

Czasami robi się naprawdę gęsto, zwłaszcza kiedy trafimy na potwora plującego rozgrzaną niczym lawa żywicą.

Kolejnym rodzajem Karakuri, który szczególnie przypadł mi do gustu, jest sprzęt tworzony w specjalnie przeznaczonych do tego miejsca. Mogą to być namioty, ogniska, stojak do suszenia mięsa, ale także i liny, które możemy wystrzeliwać do dalej położonych punktów mapy. W ten o to sposób gracz otrzymał realny wpływ na wygląd mapy, może tworzyć własne skróty oraz obozy, gdzie będzie się odradzał po śmierci. Rodzaj karakuri jakie możemy postawić zależy od danego miejsca i na przykład nie zawsze będziemy w stanie w jednym punkcie postawić obóz do odradzania, ale za to będziemy mogli postawić wyrzutnię lin, do szybkiego przemieszczania się do dalszych punktów. Wild Hearts zdecydowanie punktuje tym, że gracz ma realny wpływ na wygląd mapy, tworzenie różnych udogodnień czy też przygotowanie miejsc pod walkę z potężnymi potworami.

Lina to jedno z karakuri, którego będziemy bardzo często używać

Co do samych potworów, zwanych w Wild Hearts jako Kemono muszę przyznać, że tutaj także twórcy bardzo się postarali, by nie iść szlakiem utartym przez Monster Hunter. Przede wszystkim, każdy ze spotkanych kemono stanowi indywidualne, zróżnicowane wyzwanie. W Monster Hunter byliśmy skazani na odświeżanie palety potworów, które na późniejszych etapach gry były po prostu silniejsze i miały więcej punktów życia, ale oprócz tego różniły się tylko kolorem od swoich słabszych odpowiedników. W Wild Hearts natomiast każdy potwór jest zdecydowanie inny. Już pierwsza trójka na to wskazuje – najpierw zawalczymy ze szczuropodobnym potworem, który lubi skracać sobie dystans skacząc w naszą stronę, potem z ognistą żabą używającej swojej śliny do spowalniania ofiar, a następnie z olbrzymim dzikiem wielkości bloku mieszkalnego, który może i jest ociężały, ale bez problemu zabije nas dwoma ciosami. Potem jest już tylko ciekawiej i Wild Hearts powoli odkrywa swoje karty, stawiając coraz większe wyzwania, ale jednocześnie prezentując także coraz ciekawsze karakuri, które przydadzą nam się w ściśle określonych sytuacjach oraz walką z bardziej wyspecjalizowanymi potworami.

Pokonanie potwora kończy się przepiękną animacją

Teoretycznie krokiem w tył byłoby zarządzanie ekwipunkiem w Wild Hearts. Sprzętu mamy ewidentnie mniej, podobnie jak rodzajów broni, a sama walka jest prostsza. To jednak zostało w taki sposób zaplanowane, by idealnie wpasowywało się w strukturę gry. Każda broń ma swoje drzewko rozwoju, gdzie żeby stworzyć lepszy sprzęt, musimy wykorzystać starszą wersję i jednocześnie możemy przenosić statystyki z jednego przedmiotu, na drugi, po drodze zbierając coraz lepsze właściwości finalnego przedmiotu. W ten sposób będziemy mieć większy wpływ na finalnie tworzoną broń, która idealnie dopasuje się do wybranego przez nas stylu. Samych broni w Wild Hearts jest mniej niż w standardowej grze z serii Monster Hunter, jednak trzeba przyznać, że z jednej strony są one oryginalne, a z drugiej idealnie wpasowują się do całej mechaniki karakuri.

WILD-HEARTS-RECENZJA-3
Kreator postaci jest bardzo dobry i szczegółowy. Osobom lubiącym tworzyć awatary będzie jak w raju, a Ci bardziej leniwi skorzystają z gotowych archetypów

Weteranom serii Monster Hunter walka w Wild Hearts może wydawać się prostsza, jednak to uproszczenie wynika z chęci wymuszenia na graczach wykorzystywania karakuri w walce. Błyskawiczne budowanie skrzyń i skoczni szybko wchodzi nam w nawyk i bardzo łatwo zaczniemy nawet nadużywać tych technik. Jednocześnie kombinacje, które możemy wykonać bronią są proste i orientacyjne. Przykładowo, katana którą mamy na początku, może atakować dwoma rodzajami ataków, a dodatkowo każdy atak możemy przeciąć specjalną animacją, która oprócz większych obrażeń, ułatwia graczowi przenoszenie się w walce. Naładowana katana może przekształcić się w łańcuch, który także ma swoje kombinacje, będące silniejszą wersją podstawowych ataków. Łuk natomiast operuje na dwóch trybach, gdzie w jednym faszerujemy potwora strzałami, a w drugim używamy potężnej strzały detonującej, która oprócz zadania większych obrażeń, aktywuje także wbite wcześniejsze pociski, zadając coraz bardziej skumulowane obrażenia. Do tego mamy jeszcze parsolkę, która daje nam możliwości defensywne, a także miecze na łańcuchach, pozwalające nam przyczepić się do potwora. Broni w grze jest łącznie 8 i każda z nich ma swój indywidualny styl, który łatwo opanować, ale mistrzostwo osiągniemy dopiero po wielu miesiącach.

Grafika i udźwiękowienie w Wild Hearts jest pierwsza klasa. Gra posiada świetną ścieżkę dźwiękową, która sprzyja pompowaniu adrenaliny podczas walki oraz relaksuje w chwilach pokoju. Potwory oraz efekty bitwy także robią robotę i razem z ryczącą na nas bestią, sami zaczynamy drżeć po drugiej stronie ekranu wiedząc, że czeka nas trudna walka o przetrwanie. Wild Hearts świetnie też prezentuje naturę. Oświetlenie w grze buduje klimat, a teren pokrywa bardzo ładna trawa. Na plus zasługuje też to, w jaki sposób zmienia się pole bitwy podczas walki z monstrami. Nie chodzi tutaj tylko o niszczenie drzew, czy też zalewanie terenów trującymi i szkodliwymi substancjami przez potwory, niektóre bestie mają swoje własne, unikalne mechaniki, które wpływają na świat gry. Przykładowo, jedna z pierwszych bestii na którą natrafimy potrafi tworzyć olbrzymie mosty z pnączy pomiędzy przepaściami, co sami także możemy wykorzystać do szybszego przemieszczania. Jedyne z czym mam problem, jeżeli chodzi o sprawy techniczne, to praca kamery, która lubi się zabłąkać zwłaszcza w momencie, kiedy jakiś potwór wyrzuci nas na ścianę lub walczymy w ciasnych jaskiniach.

WILD-HEARTS-RECENZJA-2
Pojawi się parę filmików i przerywników na silniku gry, ale nie będzie ich zbyt wiele

Wild Hearts w idealny sposób rozwija koncept, który zapoczątkowała seria Monster Hunter i jednocześnie przenosi go na swoją własną, niepowtarzalną drogę, przez co gra staje się produktem wysokiej jakości. Wild Hearts pomimo solidnych podstaw, odnalazł własną niszę, a właściwie stworzył ją od zera i po kilkunastu godzinach gry ciągle nie mam dość, a widząc jak rozwija się cała zabawa sądzę, że po Monster Hunter World, Wild Hearts może stać się kolejną grą przy której spędzę ponad 200 godzin zabawy bez nawet chwili nudy. Wild Hearts zaatakowało nas z zaskoczenia, niepozorny tytuł, o którym mało się mówiło stał się mocnym kandydatem, by trafić na naszą topkę najlepszych gier 2023 roku.


Klucz recenzencki gry Wild Hearts na konsolę Playstation 5 przekazał Electronic Arts Polska. Dziękujemy!

Podsumowanie

Solidna, olbrzymia i rozbudowana gra, obok której nie możecie przejść obojętnie. Wild Hearts to początek wspaniałej serii.
Ocena Końcowa 9.0
Pros
- Uproszczenie systemu walki z korzyścią na wykorzystanie błyskawicznej budowy obiektów
- Realny wpływ na konstrukcję świata gry, możliwość samodzielnego budowania obozów i ich rozwijania
- Zróżnicowane bestie, które są trudne do pokonania już od pierwszych chwil rozgrywki
- Przemyślany system craftingu i zarządzania ekwipunkiem
- Bardzo ładna grafika oraz efekty (walka z potworem wpływa na otoczenie) i udźwiękowienie
- Każda z broni posiada łatwe do opanowania kombinacje, jednocześnie posiadające głębię, którą możemy szlifować
Cons
- Ekosystem jako taki nie istnieje
- Kamera czasami się zabłąka, typowa bolączka soulsów przeniesiona przez Koei Tecmo

Brak komentarzy

Zostaw Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Poprzednio Premiery na VOD w lutym! Co obejrzeć w najbliższy weekend?
Następny Expeditions - mały planszowy zgrzyt