Contra: Operation Galuga – Recenzja – Powraca hit z Pegazusa?


Na przestrzeni ostatnich lat mieliśmy parę gier z serii Contra. Żadna z nich jednak nie przebiła się do szerszej świadomości i nawet fani nie byli zaciekawieni tymi średniakami. Czy Contra: Operation Galuga sprawi, że seria znowu wróci na piedestały i będzie tak popularna jak wiele dekad temu? Zapraszam do recenzji!

Rozmawianie o fabule w takich grach jak Contra: Operation Galuga jest trochę bez sensu, bo wszyscy wiemy czego możemy się spodziewać. I oczywiście gra nas tutaj nie zaskoczy i jest ona bardziej rozbudowaną wariacją z klasycznego hitu na pegazusa. Dwuosobowa armia Contra zostaje wysłana na wyspę w celu infiltracji tajemniczej jednostki terrorystycznej, by chwilę potem dowiedzieć się, że mamy do czynienia z międzygalaktycznym spiskiem i finalnie wreszcie inwazją kosmitów. Jak już wspominałem, historia jest sztampowa i w sumie to dobra wiadomość. Pojawi się parę ciekawszych wątków, które mnie osobiście zainteresowały, jednak finalnie fabuła jest tylko pretekstem do kolejnej rozwałki i nie stanowi wartości samej w sobie. Chociaż z drugiej strony temat podróży między planetami czy też antyczny wojownik Contra to takie wątki, które sprawiły, że zacząłem się zastanawiać czy mamy do czynienia z niczym niezwiązaną fantazją twórców czy tez lekkim zainteresowaniem graczy możliwymi historiami w kontynuacjach. Takich elementów było w grze sporo i zastanawiam się, czy to zamierzony wybieg by stworzyć serię tego typu gier platformowych czy też tylko chwilowy efekt fantazjowania twórców.

Contra: Operation Galuga - Recenzja - Czy warto kupić?

Nie bądź elf, dej suba!

Sama rozgrywka w Contra: Operation Galuga także nie jest niczym odkrywczym i jest przeniesieniem klasycznej platformówki do XXI wieku. Nasi dzielni żołnierze zostają zrzuceni na wyspę, by potem biegnąc w prawo pokonywać armie wrogów. Pierwszy poziom wydaje się żywcem wyciągnięty z klasycznej Contry i został stosownie odświeżony, jednak oprócz tego poziomu, to cała reszta gry stanowi całkowitą nowość. Nawet pierwszy boss to rzeczywiście bojowa ściana, którą trzeba rozwalić, ale chwilę potem pojawia się druga ściana. I trzecia, pełna wieżyczek, więc zmian jest sporo. Kolejne etapy jednak już idą całkowicie swoim rytmem i oprócz licznych smaczków, to w zasadzie Contra: Operation Galuga nie ma za wiele wspólnego z klasyczną odsłoną. Może to i dobrze, bo dzięki temu cała gra została odpowiednio spreparowana dla nowego odbiorcy?

Contra: Operation Galuga recenzja-1

Strzelanie i skakanie w Contra: Operation Galuga jest naprawdę bardzo przyjemne. Nasi bohaterowie podczas skoku robią klasyczne fikołki, a dodatkowo otrzymali parę nowych zdolności. Niestety sądzę, że większość z nich jest tutaj niepotrzebna i w praktyce rzadko z nich korzystałem w większym stopniu, chociaż może potrzebowałbym więcej wprawy. Do takich mechanik należy między innymi wspinanie się po ścianach oraz suficie, co było przynajmniej dla mnie większym utrudnieniem niż wsparciem. Często podczas walk, kiedy próbowałem unikać setek pocisków wystrzelonych w moją stronę, bohater lubił przykleić się do ściany od której powinien się odbić przez co łatwo traciło się rytm. Dodatkowo pojawia się parę opcjonalnych herosów, w tym jeden, który przy drugim skoku potrafi latać. Wydawało mi się to strasznie fajną opcją, ale nie sprawdziło się w grze takiej jak Contra: Operation Galuga. Okazuje się, że odruchowo wciskając podwójny skok by uciekać, bohater za każdym razem zatrzymywał się w powietrzu. No i też pojawia się temat przeładowań do wszystkich broni. Możemy przetrzymać przycisk, by aktywować takie przeładowanie, co poświęca obecny poziom broni, ale aktywuje jakiś specjalny efekt. I znowu jest to fajna mechanika, do której nie zdążyłem się przyzwyczaić.

Contra: Operation Galuga recenzja-2
Kto wpadł na pomysł z tymi odbijającymi kryształami?

A dlaczego nie zdążyłem? Bo Contra: Operation Galuga posiada kampanię jedynie na maksymalnie 3 godziny gry (i to kiedy gramy na wyższych poziomach trudności). Całość została udokumentowana na naszym kanale i można powiedzieć, że Contra raczej nigdy nie słynęła z długich kampanii, nie mniej jednak liczne nowe mechaniki, które nie zawsze pasują, nie pozwolą nam wciągnąć się na tyle by nauczyć się z nich korzystać jak należy. Klasyczna Contra była zawsze prosta jeżeli chodzi o mechaniki, tutaj sporo elementów zostało przekombinowanych by dać pretekst do dłuższej gry. A po ukończeniu kampanii mamy jeszcze tryb Arcade oraz tryb Wyzwań, jednak szczerze mówiąc, grając solo i kończąc krótką kampanię nie chciało mi się już więcej wracać do tej gry. Zwłaszcza, że twórcy nawet nie próbowali przeskalować gry do jednego gracza i od pewnego momentu wrogów jest tak dużo i jest tak gęsto, że naprawdę ciężko jest przejść dalej i wielokrotnie musiałem powtarzać całe etapy. To i tak nie wydłużyło rozgrywki w większym stopniu. Trzeba jednak przyznać, że gra błyszczy w jednym momencie – kiedy gra się z kimś na dwa pady. Wtedy jest naprawdę fajnie i nawet jeżeli nie korzysta się z wielu nowatorskich rozwiązań, to ciężko się oderwać i całość jest tak przyjemna, jak na przykład Broforce.

Contra: Operation Galuga recenzja-4
Bossowie są fajni i naprawdę zróżnicowani. To właściwie najlepszy element gry.

Jeżeli chodzi o elementy graficzne, to Contra: Operation Galuga wygląda naprawdę bardzo ładnie i ma eleganckie efekty graficzne. Niestety nie służą one samej rozgrywce, bo wybuchów jest dużo i zajmują one naprawdę sporo ekranu niejednokrotnie zasłaniając przeciwników czy też naszego bohatera, co bardzo utrudnia zabawę. Dodatkowo jest tutaj też parę dziwnych mechanik, jak np. zabawa w lustrzane odbicie na pewnym etapie gry, gdzie musimy sterować naszym herosem odbitym od kryształów obok. Byłem raczej zniesmaczony niż zainteresowany tymi elementami i słabo one pasują do całej gry. Muzyka też jest całkiem fajna, a udźwiękowienie ma sporo elementów z klasycznych odsłon serii, co na pewno spodoba się starszym graczom. Niestety gra nie dostała polskiej wersji językowej, z jednej strony nie potrzebujesz języka by zrozumieć o co chodzi w grze, bo szczerze mówiąc nie ma co tutaj rozumieć. Z drugiej jednak gra jest na tyle mała, że nie powinno stanowić większego problemu przetłumaczenie gry na nasz rodzimy język, zwłaszcza że została ona wydana w 11 językach, w tym nawet po rosyjsku.

Contra: Operation Galuga recenzja-3
Im dalej w kampanii, tym mniej robi się klasycznie i bardziej zaczyna być dziwnie. No i znajdźcie bohaterkę – sporo elementów zasłania się nawzajem i ciężko nawigować przy takiej grafice.

Contra: Operation Galuga to nie jest zła gra. Po prostu nie nadaje się do rozgrywki solo, jednak jeżeli masz z kim grać to zdecydowanie będziecie się bawić dobrze. Nie jednak w obecnej cenie sugerowanej, która wynosi aż 180 zł. Jednak jeżeli gra pojawi się gdzieś w jakiejś ofercie abonamentowej, jak Playstation Plus czy Game Pass, to zdecydowanie warto zaprosić kumpla lub koleżankę, kupić piwo lub oranżadę i się po prostu dobrze bawić. A gracze chcący zagrać w jakąś fajną platformówkę solo lepiej żeby zainteresowali się jakimś innym tytułem, których tak wiele wychodzi w ostatnich latach jak np. Skul: The Hero Slayer czy też Dead Cells.


Egzemplarz recenzencki gry Contra: Operation Galuga na Playstation 5 otrzymaliśmy od Konami. Dziękujemy!

Podsumowanie

Contra: Operation Galuga jest rozczarowująca jak gracie sami, ale sprawdza się nieźle do grania na dwa pady na dużym telewizorze.
Ocena Końcowa 6.0
Pros
- Sztampowa, kozacka fabuła typowa dla Contry
- Przyjemne skakanie i strzelanie
- Sporo smaczków nawiązujących do klasycznych Contr
- Fantastyczna do gry na dwa pady
Cons
- Brak skalowania do jednego gracza
- Chaos i wybuchy wyglądają dobrze, ale ciężko wśród nich manewrować
- Jednak tylko dwie godziny kampanii to trochę mało
- Trochę przekombinowane mechaniki
- Brak polskiej wersji językowej

Brak komentarzy

Zostaw Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Poprzednio Cena Strachu - recenzja - mały potworek Netflixa
Następny Stellar Blade: Twórcy zdradzają sekrety projektowania Eve